kontynuacja części pierwszej
Belweder zajęty został przez wojska Piłsudskiego krótko po godzinie 17. Opuszczone wnętrza pałacowe tak opisywał jeden z dziennikarzy Kuriera Polskiego: W Belwederze pozostał tylko szef kancelarii p. Lenc, służba pałacowa znajdowała się na dole i w piwnicach Prezydent i rząd po otrzymaniu wiadomości o beznadziejnym położeniu obrany, mieli już o godz. 3 opuścić Belweder automobilami i udać się do Skolimowa, zamiast tego jednak na pół godziny przed zajęciem pałacu p. Prezydent (w przebraniu) opuścili pałac i udali się pieszo w dół parkiem belwederskim i Łazienkami do Wisły.
W parterowych pokojach, które ostatnio zajmował rząd – nieład okropny. Widać, iż opuszczono je w pośpiechu: w pierwszym pokoju stoi porzucony aparat radjo, poniewierają się jakieś drobne notatki. W następnym stół z porozrzucanymi kartkami papieru, między którymi znaleziono plan rysowany od ręki parku belwederskiego, Łazienek i Wisły, wyznaczona kreskami najbliższa droga do Wisły i napis: „przeprawa zapewniona”. Dalej ogromna kupa ustników od papierosów i książka Jana Wiktora „Oporni” […]. Oddziały broniące Belwederu stopniowo dołączały do kolumny rządowej wycofującej się w kierunku Wilanowa. Były to 57 pp i 58 pp z Poznania, kompania odwodowa 10 pp z Łowicza, a także biorący udział w walkach kandydaci na oficerów ze Szkoły Podchorążych Piechoty, zwanej popularnie „Podchorążówką”, której siedziba mieściła się w kompleksie budynków obecnego Urzędu Rady Ministrów w Alejach Ujazdowskich. Szkoła przechodziła w tamtym czasie reorganizację. Wyłoniona z niej Oficerska Szkoła Piechoty pozostawała w Warszawie, natomiast sama Szkoła Podchorążych, która przeniesiona miała być do Modlina, znajdowała się od 5 maja na letnim obozie szkoleniowym w Rembertowie. 12 maja studenci ze Szkoły Podchorążych przybyli z Rembertowa do Warszawy i nie zatrzymywani przez piłsudczyków przeszli przez most Poniatowskiego, dołączając do sił rządowych po drugiej stronie Wisły. Stanowisko komendanta obu szkół piastował płk Sztabu Generalnego Gustaw Paszkiewicz. Odwrót żołnierzy z Podchorążówki opisał w swoich wspomnieniach Henryk Piątkowski, porucznik Oficerskiej Szkoły Piechoty: […] wdrapałem się na mur Łazienek od ulicy Podchorążych i siedząc okrakiem na nim, dozorowałem przeprawę mego plutonu i obsługi ckm. Kiedy chciałem zeskoczyć na drugą stronę muru, pojawiły się gromady „strzelców”; wyciągnąłem więc pistolet i udając stronę przeciwną zapytałem: „którędy uciekali ,rządowi’ ?” „Strzelcy”, uradowani, że spotkali swojego, odpowiedzieli: „O, panie poruczniku, tędy przez Siekierki na Wilanów, pociągnął Witos z wojskiem i chorągwiami” […] Wkrótce zza węgła muru ulicy Podchorążych wysunął się kpt. Rudnicki z IV plutonem i z plutonem por. Andrzeja Sujkowskiego z 3 kompanii Szkoły Podchorążych, który chwilowo dowodził plutonem par. Jarosińskiego.
Zameldowałem mu siedząc jeszcze na murze, że w parku jest gros batalionu Szkoły Podchorążych pod dowództwem por. Babiarczyka. Kpt. Rudnicki polecił mi przekazać por. Babiarczykowi rozkaz dołączenia do niego. Wkrótce cały batalion znalazł się na ulicy Podchorążych, skąd zaczął posuwać się w kierunku Czerniakowa w zupełnym bezładzie. Wówczas zwróciłem się do kpt. Rudnickiego i powiedziałem, że nie możemy się tak cofać i że niech mnie upoważni, to uszykuję batalion, Kpt. Rudnicki chętnie wyraził zgodę. Zwróciłem się więc do por. Grotta: z wezwaniem, by ze swoim plutonem utworzył szpicę. Por. Grott wykonał to natychmiast jako rozkaz. Wysłał szperaczy, uporządkował pluton i ruszył naprzód. Za nim poszła gros batalionu uszykowanego w kolumnie przeze mnie. W ten sposób zbliżyliśmy się do Czernikowa. jednak okazało się, że Czerniaków jest obsadzany przez 1 pułk piechoty Legionów. Wtedy rozwinąłem batalion, wciąż powołując się na kpt. Rudnickiego, i marszem zbliżaniu skręciliśmy na wschód i, obchodząc Czerniaków od północy, skierowaliśmy się w stronę Siekierek […] Zewsząd otaczały nas gromady „strzelców”. Postanowiłem pozbyć się ich. Właśnie natknęliśmy się na patrol policji konnej, który miał jednego konia zdrowego, drugiego rannego. Dowódcy patrolu powiedziałem, że muszę mu zabrać konia. Nie protestował. Wsadziłem podchorążego starszego rocznika na konia i kazałem mu objechać cały batalion, półgłosem powiadamiając dowódców, że na mój wystrzał w górę z pistoletu, mają otworzyć ogień na zewnątrz naszego ugrupowania do „strzelców”. Podchorąży ruszył galopem wykonując mój rozkaz. Jak na dłoni widoczne było odstępowanie grup „Strzelców” od batalionu, w miarę jak podchorąży okrążał jego ugrupowanie. Nim okrążył całkowicie batalion — nie było już niemal „strzelców” widać. Odstali wszyscy. Przy dojściu do Siekierek Małych sformowałem znów kolumnę, w której dotarliśmy pod Wilanów […].
O tym jak wyglądał przemarsz do Wilanowa plutonu pionierów 57 pp informuje z kolei dziennik wydarzeń, zachowany w Centralnym Archiwum MSWiA: […] Wychodzimy na Czerniaków, gdzie się zebrały wszystkie nasze resztki, następuje uporządkowanie, naznaczenie straży przedniej oraz tylnej. Żołnierze przemęczeni, rwą się do wody, którą ludność raz po raz wystawia, biedni ci co niosą ckm. Po oczach ludności widać, że mało nam przychylnych, wielu patrzy wrogo, tylko tu i ówdzie wyjmuje ktoś papierośnice i dzieli, co ma. Po drodze, w pobliżu kościoła, robią na nas napad ogniowy, bandyci jacyś, zbóje, znienacka, zdradziecko, puszczają nas, a potem strzelają w plecy, Przed nami widać w dali jakiś zamek otoczony parkiem. To Wilanów. Po przejściu na wolne pole zatrzymujemy się. U czoła jest część naszych oddziałów, które się poprzednio wycofały. Generał oświadcza nam, że jesteśmy prawą kolumną grupy gen. Rozwadowskiego, która się cofa przez Wilanów. Ponieważ w okolicy Wilanowa ma się znajdować jakiś szwadron przeciwnika, wysyła kolumnę ubezpieczeniową, szpice i straż boczną. Gdzieś w oddali, na zachód słychać strzelaninę (68 pp). Wchodzimy do Wilanowa, mijamy zamek, na kozłach karabinów leży sztandar do połowy rozpięty, widać białego orła, tutaj się schronił, ma skrzydła podcięte przez tych, którzy kiedyś ślubowali jemu wierność. Przechodzimy w milczeniu, krew w żyłach się ścina, powtarzają się rzeczy dawnych czasów niezgody. Bóg nas karze; idziemy dalej pokryci pyłem, pokryci kurzem krwi bratniej — marsz staje się Ciężki, nogi jakby chciały wypowiedzieć posłuszeństwa. Woła do mnie pułkownik Kleeberg: „dalej maszerować, cześć wam, bohaterowie, dalej maszerować do Jeziornej”. Nie dotarliśmy do Jeziornej, na szosie po kolacji zawrócono nas i poszliśmy na noclegi da Wilanowa.
Inny jeszcze opis zawiera „Dziennik działań 1 komp. karabinów maszynowych 57 pp w dniach 12 20 V 1926 r.”, w którym czytamy: […] Walka trwała bez przerwy do godz. 17, w której w godz. nadszedł rozkaz wycofania się do Wilanowa, osłaniając odwrót aż do parku Łazienkowskiego 1 komp. plus drużyna km. Do akcji nie doszło, ponieważ wróg nie robił pościgu. Nad wieczorem dotarliśmy do Wilanowa, gdzie zostały zaciągnięte kwatery, Boju nie było. Spoczywające oddziały były ubezpieczone placówkami […] Cała pierwsza drużyna, która była przydzielona do 1 komp. do osłony, zasługuje na pochwałę z powodu tego, iż przez cały dzień była w boju i podczas odwrotu musiała nieść sprzęt i karab. masz., a więc jakie 7 km, ponieważ wozy już poprzednio zostały wysłane. Druż. ta nie porzuciła karab. masz. ani sprzętu. Do późnego wieczoru pozostaliśmy w Wilanowie W Wilanowie dotarł do nas rozkaz zawieszeniu wszystkich działań wojennych. Wieczorem około 18 ruszyliśmy da kwater nam przeznaczonych w Nadwilanówce, dokąd przybyliśmy o godz. 22. Tutaj pobyt nasz trwał do wtorku godz. 4 dnia 18.V.[…]
Wojska podążające za kolumną rządową, po odpoczynku w Wilanowie, zgodnie z rozkazem gen. Malczewskiego, ruszyć miały na południe w kierunku Jeziornej. Oddziały te zakończyły jednak marsz w położonych na wschód od pałacu wilanowskiego osadach Nadwilanówka i Zawady. Ubezpieczające postój w Zawadach posterunki rozstawiona na linii od Kępy Nadwiślańskiej do osady Bartyki. Wzdłuż tej granicy wysyłane miały być patrole. Jako dowódcę czat wyznaczono d-cę 58 pułku piechoty i tylko za jego zgodą zarówno osoby cywilne, jak i wojskowe przepuszczane mogły być przez linię placówek. Sztab Dreszera nie orientował się w jakim kierunku uszedł prezydent, wobec czego ekipa rządowa dysponowała jeszcze kilkoma godzinami czasu na dalsze decyzje. W sztabie Piłsudskiego przypuszczano, że lokatorzy Belwederu udali się pod osłoną pułków poznańskich na zachód. Miejsce ich pobytu nie było znane aż do przybycia wysłanych przez stronę rządową parlamentariuszy.
Pod nieobecność właściciela majątku wilanowskiego, Ksawerego Branickiego, który przebywał w tym czasie w rodzinnej posiadłości w Montrésor we Francji, gdzie miesiąc później zmarł na zapalenie płuc, prezydenta przyjął z jak największą uczynnością i oddał mu pałac do dyspozycji administrator dóbr wilanowskich, Stanisław Żaboklicki. Od wysłania do niego urzędnika Belwederu minął dłuższy czas kiedy to najpewniej porozumiewał się on w tej sprawie z właścicielem Wilanowa, lub jego synem, Adamem, przejmującym już wtedy obowiązki ojca jako gospodarza wilanowskiej rezydencji. Przybyłych gości rozmieszczono w kilku pokojach w południowym, mieszkalnym skrzydle pałacu. O napiętej atmosferze panującej wśród członków ekipy rządowej świadczy epizod wspominany przez Wincentego Witosa: […] Jakkolwiek każdy miał co przeżywać po kilkudniowych ciężkich przejściach, ta niepokój połączony z zapowiadanym pogromem wieczornym nie dawał jednej chwili spokoju. Jeden z ministrów przyszedł do mnie z zapytaniem, czy nie mam jakiej broni, gdyż na wypadek gdyby piłsudczyzna puściła na Wilanów rozwydrzoną tłuszczę, on musiałby swoje życie droga sprzedać. Ponieważ ja żadnej broni nie miałem, opuszczając mój pokój oświadczył, że on ją musi znaleźć. No i miał ją jeszcze tego samego wieczoru […]. Tymczasem do Wilanowa napływać zaczęły tłumy cywilów i hałaśliwe grupy studentów. Ci ostatni urządzili wiec na trawniku przed pałacem i próbowali dostać się do środka. Komendantem pałacu gen. Rozwadowski mianował podporucznika Józefa Poraj Wilczyńskiego, dodając, że odpowiada on swoją głową za życie i bezpieczeństwo Prezydenta Rzeczypospolitej. Wspólnie z generałem nowo mianowany komendant rozstawił czujki w pałacowych wnętrzach, a później usunął cywilów i studentów poza bramy pałacu, rozkazujący, by nie wpuszczać do wewnątrz nikogo bez jego osobistego zezwolenia. Jeszcze tego dnia do Wilanowa dotarły koleją ze stacji Belwederska skrzynie pilnowane przez wojsko, które następnie pod strażą przetransportowane zostały do pałacu. Można domniemywać, że było w nich wyposażenie kancelarii rządu czy prezydenta, bądź też inne ważne dokumenty państwowe. Świadkiem tego wydarzenia był pracujący wówczas na kolei Wilanowskiej Franciszek Kanabus. Opowiadał on później o tym swojemu synowi, także Franciszkowi, którego syn, Krzysztof, zamieścił tę informację w jednym ze swoich artykułów.
Po przybyciu do Wilanowa prezydent i rząd oraz generałowie Rozwadowski i Haller zebrali się w jednym z chłodnych i cichych salonów pałacowych i rozpoczęli obrady. Przewodniczył im prezydent. Jego adiutanci z oddziału przybocznego rozlokowani zostali w pokojach przylegających do sali obrad.
Premier i jego ministrowie wypowiedzieli się kategorycznie przeciwko kontynuowaniu akcji zbrojnej. Odmiennego zdania był jedynie minister Zdziechowski, który uważał ustąpienie przed buntem za niedopuszczalne i kompromitujące. Rada Ministrów postanowiła podać się do dymisji. Prezydent Wojciechowski decyzję rządu uznał za właściwą, a wobec sytuacji uniemożliwiającej mu dalsze sprawowanie władzy, zgodnie z art. 40 Konstytucji, oznajmił, że i on zdecydowany jest złożyć swój urząd w ręce marszałka Rataja. Zgromadzeni obawiali się, że walki uliczne w Warszawie przekształcą się w wojnę domową, która zachęci do ingerencji państwa sąsiednie i zakończyć się może dla Polski utratą suwerenności. Według depeszy nadesłanej przez generała Sikorskiego ze Lwowa Sowieci rozpoczęli już przygotowania do inwazji. Wolę, by Piłsudski objął władzę choćby na dziesięć lat — mówił prezydent Wojciechowski — niż żeby na sto lat zagarnęły Polskę Sowiety. Obawy takie podzielał Piłsudski, który do swojej zbrojnej demonstracji nie zamierzał angażować dywizji stojących na pograniczu zarówno niemieckim, jak i rosyjskim. Generałowie Rozwadowski i Haller, uczestniczący w naradach w pałacu wilanowskim oraz wezwani później oficerowie: gen, Kędzierski, płk Paszkiewicz i płk Anders, przeciwni byli zaprzestaniu walki, ale prezydent, wysłuchawszy ich argumentów, zażądał by bez jego rozkazu, lub rozkazu marszałka sejmu Macieja Rataja, żadnych działań zbrojnych nie podejmowali. Wydarzenia od wyjścia kolumny rządowej z Belwederu do narad prowadzonych w Wilanowie opisał w jednym z numerów Gazety Warszawskiej anonimowy naoczny świadek: Prezydent Wojciechowski podczas ostatnich dni spędzonych w Belwederze okazał tyle godności i mocy charakteru, że zasłużył na najwyższe uznanie i szacunek. W ciągu długich, ponurych godzin, gdy świst salw karabinowych i huk armatnich wystrzałów, wstrząsały murami białego pałacu, w którym niby w twierdzy skupili się przedstawiciele praworządnej władzy, – Prezydent zachowywał zimną krew i majestatyczny spokój, ani chwili nie przestał być strażnikiem honoru najjaśniejszej Rzeczypospolitej. A kiedy minister wojny oświadczył, że Belweder najdalej za kwadrans zostanie wzięty, gdyż oczekiwane pułki poznańskie spóźniły się wskutek zniszczeniu torów przez kolejarzy — pułkownikowie Anders i Paszkiewicz zawołali: – Trzeba przedrzeć się do Wilanowa. „Kto się zgadza ?” spytał Prezydent. W grobowym milczeniu podniosły się ręce na znak zgody, a potem zabrzmiała pieśń „Roty” zaintonowana przez członków rządu. I rozpoczął się jedyny w dziejach Polski pochód. Najwyższy dostojnik odchodzący ze sztandarami z pałacu, pod naporem siły nie obcego najeźdźcy, lecz brata.
Po drodze orszak zatrzymał się u gospodarza wiejskiego, który poznawszy Prezydenta w pas mu się pokłonił i z należną atencją do stołu zaprosił. A potem znowu droga krzyżowa, aż do Wilanowa. Na Królewskim tle pałacu króla Jana III Prezydent, zdawało się nie był już utrudzonym wędrowcem, wygnańcem z własnego domu, ale znowu reprezentantem majestatu Polski i najwyższym jej dostojnikiem. W Wilanowie przeżyliśmy niezapomniane chwile, gdy Prezydent zawezwał wszystkich generałów i dowódców tych pułków, które w parę godzin po zajęciu Belwederu przybyły na odsiecz Warszawy. — Wiem co się dzieje w waszych duszach — mówił Prezydent głosem wzruszonym lecz stanowczym — ale pamiętajcie jedno — nie chcę dalszego przelewu krwi bratniej. Rozkazuję wam natychmiast przerwać działania wojenne. Chwila skupienia na twarzach oficerów maluje się przygnębienie. Wreszcie słowa: „Rozkaz !” pada z ust gen. Rozwadowskiego; powtarza je gen. Haller, pułkownik Paszkiewicz… Minister Malczewski wybucha płaczem, pułk. Anders milczy… Prezydent obejmuje go jak syna i całując w czoło mówi: – zrób to dla mnie synku! Po długim zmaganiu się pułk. Anders odpowiada szeptem: „Rozkaz !”.
Po zakończeniu Rady Gabinetowej, prałat belwederski, ks. Marian Tokarzewski, i szef kancelarii wojskowej prezydenta, mjr Kazimierz Mazanek, w towarzystwie por. Comte, wysłani zostali do marszałka sejmu z prośbą by przybył on do Wilanowa i przejął obowiązki głowy państwa. Dotarli do niego o godz. 22. Rataj niezwłocznie udał się do Piłsudskiego, który wtedy dopiero dowiedział się o miejscu pobytu prezydenta i premiera. Wtedy też wydany został rozkaz otoczenia i izolowania Wilanowa. O północy marszałek Rataj w towarzystwie ppłk Becka przybył do pałacu wilanowskiego, gdzie przyjął pisma dymisyjne Wojciechowskiego i Witosa, obejmując zgodnie z konstytucją funkcje głowy państwa. Następnie wezwał do siebie generałów Rozwadowskiego, Malczewskiego i Hallera i oświadczył im, że w porozumieniu z marszałkiem Piłsudskim wprowadza zawieszenie broni z pozostaniem oddziałów na zajmowanych pozycjach.
Mimo decyzji o zawieszeniu broni 15 maja około godz. 14 trzy pociski artyleryjskie wystrzelone zostały w kierunku Wilanowa, przypuszczalnie przez 1 pluton artylerii polowej, z zajętego przez piłsudczyków fortu Dąbrowskiego, nazywanego w niektórych relacjach fortem „M” od charakterystycznego kształtu znajdujących się na jego terenie koszar.
Pierwszy pocisk rozerwał się pośrodku zgrupowanego na gazonie przed pałacem oddziału przybocznego (kompania i szwadron ze sztandarem), drugi koło budynku ujeżdżalni, trzeci zaś niedaleko domu administratora Żaboklickiego. W wyniku ostrzału jeden z ułanów szwadronu przybocznego zginął, a kilku odniosło rany. Ciężko ranny w głowę został ppor. Wilczyński, pełniący funkcję komendanta pałacu wilanowskiego. Eksplozje zabiły też kilka koni. Parlamentariusze wysłani niezwłocznie do dowództwa strony przeciwnej otrzymali odpowiedź, że artylerii nie powiadomiono o trwającym rozejmie i strzały oddane zostały omyłkowo.
Po dymisji premiera Witosa i podlegających mu ministrów sprawą pilną stało się powołanie nowego gabinetu. Już wcześnie rano 15 maja marszałek Rataj rozpoczął konsultacje z przywódcami różnych ugrupowań, dotyczące składu Rady Ministrów. Jeszcze tego dnia, w porozumieniu z Piłsudskim, Rataj powołał rząd, którego premierem został człowiek niezaangażowany dotąd w życiu politycznym, profesor Politechniki Lwowskiej, Kazimierz Bartel. Objął on także tekę ministra kolei, co było jego specjalnością, Piłsudski objął stanowisko ministra spraw wojskowych. Rząd Bartla na pierwszym posiedzeniu w dniu 16 maja uchylił wprowadzony przez rząd Witosa stan wyjątkowy, Wydał odezwę do obywateli i zalecił by ministrowie wezwali podległe im urzędy do podjęcia normalnej, intensywnej pracy.
Nazajutrz po swojej dymisji, prezydent Wojciechowski, wg słów Anny Branickiej -Wolskiej, spisanych na podstawie wspomnień jej ojca Adama Branickiego, przyjął w parafialnym kościele wilanowskim Komunię świętą. Wychodząc z kościoła spotkał administratora Żaboklickiego, który spytał go: Czy Pan Prezydent czegoś nie potrzebuje? Ten, przekonany, że rozmawia z właścicielem Wilanowa, odparł: Prezydentem już nie jestem i proszę mnie tak nie tytułować. A za wszystko Panu Hrabiemu bardzo dziękuje. Później wyjechał do prezydenckiego ośrodka w Spale. Po jego wyjeździe, na polecenie dowódcy oddziału przybocznego, mjr Adama Nebelskiego, wyniesiono z wilanowskiego pałacu chorągiew i godła państwowe. Dzień później, 16 maja, również Wincenty Witos i urzędnicy piastujący w jego gabinecie ministerialne stanowiska otrzymali zgodę na opuszczenie Wilanowa. Na polecenie premiera Bartla wyjazd ułatwić miał podsekretarz stanu w Prezydium Rady Ministrów, Władysław Studziński, skontaktował się on w tej sprawie z nowo mianowanym ministrem spraw wewnętrznych, gen. Kazimierzem Młodzianowskim, który Oddelegował do jego biura naczelnika wydziału departamentu bezpieczeństwa MSW, Jerzego Pileckiego. Po telefonie ministra Młodzianowskiego, p. o. szefa Sztabu Generalnego gen. Stanisław Burhardt – Bukacki wyznaczył ppłk Mieczysława Mysłowskiego i por. Stanisława Zaćwilichowskim jako eskortę i polecił im zameldować się u naczelnika Pileckiego, gdzie dotarł także podsekretarz Studziński. Cała czwórka ok. godziny 15 udała się do dowództwa odcinka przy ulicy Czerniakowskiej i uzyskała tam prawo przejazdu, okazując wcześniej pismo premiera Bartla, zarządzające wyjazd do Wilanowa. W pałacu wilanowskim, po rozmowach z byłymi członkami rządu, podjęto decyzję o przewiezieniu ich samochodami do Warszawy pod wskazane przez nich adresy, co nastąpiło między godz. 18 a 19. Jednym samochodem z naczelnikiem Pileckim i por. Zaćwilichowskim jechali b. minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego – Stanisław Grabski, b. minister skarbu — Jerzy Zdziechowski i b. minister spraw wewnętrznych — Stefan Smólski, w drugim ppłk Mysłowski przewiózł b. premiera Witosa, b. ministra spraw wojskowych — gen, Malczewskiego i b. ministra rolnictwa i dóbr państwowych Władysława Kiernika. Podsekretarz Studziński wraz z kpt. Zdonem, który powierzoną miał opiekę nad b. członkami rządu, przewieźli b. kierownika ministerstwa spraw zagranicznych — Kajetana Morawskiego oraz b. kierownika ministerstwa pracy i opieki społecznej — Jana Jankowskiego.
Byli ministrowie odwiezieni zostali do swoich domów, do których dostali się bez jakichkolwiek przeszkód. Gorzej było ze mną — wspominał Wincenty Witos — gdyż ani mieszkania, ani nikogo bliższego w Warszawie nie miałem, a do hotelu nie chciałem zajeżdżać, mając zawsze na pamięci rady mi dawane. Były premier udał się do mieszkania marszałka Rataja, gdzie oprócz gospodarza zastał wicemarszałka Jana Dębskiego i posła Aleksandra Niedbalskiego. W mieszkaniu tego ostatniego czekał kilka godzin póki mu, w rewolucyjnej i żywiołowa go nienawidzącej Warszawie, nie znaleziono nowego schronienia w mieszkaniu, należącym do pani Reymontowej, przy ul. Górnośląskiej 16.
W kolejnych dniach także stacjonujące w Wilanowie i sąsiadujących z nim osadach wojska, rozsyłane były do ich stałych garnizonów. 15 maja w godzinach popołudniowych żołnierze z oddziału przybocznego Prezydenta Wojciechowskiego otrzymali rozkaz przejścia z bronią do fortu Dąbrowskiego. Tam gen, Stefan Dąb-Biernacki usiłował ich rozbroić, ale po interwencji marszałka Piłsudskiego, ostatecznie pozwolono im wrócić do własnych koszar. W czerwcu 1926 r. oddział przyboczny został rozwiązany, a szwadron przyboczny wcielony do 1 pułku szwoleżerów, stanowiąc 2 szwadron 1 pułku szwoleżerów Józefa Piłsudskiego. Po przewrocie majowym krążyła w Warszawie pogłoska, że Marszałek pytał o to, jak oddział przyboczny zachował się w czasie tych wypadków, a gdy dotarło do niego wiadomość, że do końca stał przy prezydencie powiedzieć miał: No to dobrze, bo gdyby opuścili prezydenta musiałbym ich wszystkich oddać pod Sąd Wojenny za zdradę. Pozostający w Zawadach żołnierze z Oficerskiej Szkoły Piechoty po kilku dniach wrócili nocą do Warszawy, Szkoła Podchorążych zaś, przeprawiona została na wschodni brzeg Wisły i wróciła do Rembertowa. W Warszawie do Oficerskiej Szkoły Piechoty przybył minister spraw wewnętrznych, dawny komendant Szkoły Podchorążych, gen. Kazimierz Młodzianowski, i wyraził dyrektorowi Szkoły, majorowi Porwitowi, uznanie za jego postawę w majowych wypadkach i przekazał wyrazy współczucia z powodu poniesionych strat. Dnia 18 maja 57 i 58 pp, które przybyły na pomoc rządowi z Wielkopolski, otrzymały rozkaz przeprawienia się przez Wisłę w okolicach Zawad i przemaszerowania do stacji kolejowej Otwock, skąd odwiezione zostały do Poznania.
Jedynym spośród wyższych oficerów, który jako b. członek rządu otrzymał zgodę na opuszczenie Wilanowa był gen. Malczewski. Jedenastu oficerów z dowództwa wojsk stojących w czasie przewrotu po stronie legalnych władz, zatrzymanych zostało w Wilanowie. Wg listy sporządzonej w Komisji Likwidacyjnej gen, Lucjana Żeligowskiego, byli to: gen. broni Tadeusz Rozwadowski, gen. bryg. Marian Kukiel, gen. bryg. Włodzimierz Zagórski, gen. bryg. Bolesław Jaźwiński, płk Sztabu Generalnego Władysław Anders, płk SG Tadeusz Kurcjusz, płk SG, komendant „Podchorążówki”, Gustaw Paszkiewicz, płk Michał Bajer, ppłk Mikołaj Winnicki, mjr SG Bolesław Zawadzki i kpt. Władysław Łoś.57 Generał dywizji, Stanisław Haller internowany został w warszawskim hotelu Bristol, Przedstawicielem władzy i dowódcom wojskowym przymusowo przebywającym w Wilanowie utrzymanie zapewniał Ksawery Branicki. W maju 1926 r. z kasy Wilanowskiej wydano na ten cel 1399 zł i 60 gr., 3 w czerwcu 1159 zł i 15 gr. 58 Przy aprowizacji nie zapomniano o napojach gaszących pragnienie i krzepiących na duchu, Rachunek wystawiony dnia 30 czerwca 1926 r. dla Zarządu Pałaców Wilanowskich informuje o zakupach piwa dla pp. oficerów i internowanych na sumę 710 zł i 50 gr. Pobyt aresztowanych i internowanych oficerów w Wilanowie dokumentują m. in. zdjęcia Mariana Fuksa, nazywanego niekiedy „królem fotoreporterów polskich” i „Napoleonem fotografii” .w W 1910 r. założył on pierwszą w Polsce agencję fotograficzną, która dostarczała zdjęcia do najważniejszych polskich tytułów prasowych i agencji zagranicznych.
Zakład mieścił się w samym sercu Warszawy, w Willi Marconiego u zbiegu Alej Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej, tuż obok Dworca Głównego, Fuks fotografował rewolucję 1905 r. i życie pod rosyjskim zaborem, ostatnie lata I wojny światowej, Radę Regencyjna, Rząd Tymczasowy, wojnę z bolszewikami w 1920 r., i sprowadzenie do kraju trumny Henryka Sienkiewicza. Jego fotografie z przewrotu majowego zachowały się w Centralnym Archiwum Wojskowym w Rembertowie. jest wśród nich zdjęcie – ikona, które przeszło do historii, ukazujące Józefa Piłsudskiego na moście Poniatowskiego w maju 1926 r. Marian Fuks uwiecznił też międzywojenną Warszawę. Fotografia dziennikarska — pisał — wymaga bezwzględnie, aby umieć pochwycić takie sceny, w których jest coś oryginalnego, u przytem nieco humoru, duża sentymentu, przede wszystkiem zaś umiłowaniu swego zajęcia. Fotograf zmarł w 1935 r. Cztery lata później, we wrześniu 1939 r., w Willę Marconiego, gdzie mieścił się zakład Mariana Fuksa, trafiła bomba. Archiwum zdjęć zostało najpewniej zniszczone, zaś budynek po wojnie rozebrano, aby poszerzyć ulicę Marszałkowską. Stał tam, gdzie dzisiejszy pawilon Cepelii.
Inny dokument z tamtego czasu, przechowywany przez lata w wilanowskim archiwum, przejętym po drugiej wojnie światowej przez państwowe Archiwum Główne Akt Dawnych w Warszawie i tam obecnie się znajdujący, stanowi spisany odręcznie „Protokół abdykacji prezydenta Wojciechowskiego sporządzony przez oficerów jego świty”, w którym czytamy: Dnia 14 maja 1926 roku przybył do Wilanowa Prezydent Rzeczypospolitej Stanisław Wojciechowski pod osłoną wojska, które pozostało wierne Konstytucji i swemu Najwyższemu Zwierzchnikowi. Tutaj, w pałacu wilanowskim, postanowił złożyć swój urząd w ręce Marszałka Sejmu, jako przewidzianego Konstytucją zastępcy i podpisał akt abdykacji potem, 15 maja przed południem opuścił Wilanów, udając się do Spały. Na rozkaz Pana Prezydenta wierne wojsko zaniechała działań wojennych i pozostała w Wilanowie do dyspozycji Pana Marszałka Sejmu jaka zastępcy Prezydenta Rzeczypospolitej oraz powołanej przez niego władzy. Ostatnim przed abdykacją orędziem Pana Prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego był następujący rozkaz do wojska: „Składając urząd Prezydenta Rzeczypospolitej jednocześnie serdecznie dziękuję wszystkim dowódcom i żołnierzom, którzy do ostatniej chwili wiernie stali przy sztandarze Rzeczypospolitej”. […] Najdłużej zatrzymani w Wilanowie rozkazami nowej władzy oficerowie, należący do dowództwa wojsk, broniących Prezydenta Rzeczypospolitej i Konstytucji, zapisują ten przebieg wydarzeń historycznych celem przechowania autentycznego ich obrazu w Archiwum Wilanowa, Odpis przytoczonego w Protokole ostatniego orędzia prezydenta Wojciechowskiego z dnia 14 maja 1926 r., sporządzony w dniu 17 maja, odnaleźć można w Księdze Zwiedzających pałacu wilanowskiego, obejmującej lata 1904 — 1931.62 W oryginale orędzie podpisali prezydent Wojciechowski, premier Witos i gen Malczewski. W Księdze Zwiedzających pod tekstem, podobnie jak pod Protokołem, widnieją podpisy internowanych w Wilanowie oficerów. 31 maja 1926 r. Zgromadzenie Narodowe, w pierwszej turze głosowania wybrało Józefa Piłsudskiego na prezydenta Rzeczypospolitej.
Ku powszechnemu zaskoczeniu Piłsudski stanowiska nie przyjął. Pozwolił, by go wybrano, ale chciał w ten sposób jedynie zalegalizować zamach stanu. W swoim oświadczeniu napisał: Po raz drugi w moim życiu mam w ten sposób zalegalizowanie moich czynności i prac historycznych. Wskazał też innego kandydata — Ignacego Mościckiego, w młodości działacza PPS, wybitnego chemika, profesora Politechniki we Lwowie i uniwersytetu we Fryburgu, który wkrótce wybrany został prezydentem i urząd ten sprawował przez trzynaście lat.
Według danych Komisji gen. Żeligowskiego w bratobójczych walkach na terenie Warszawy w maju 1926 r. śmierć poniosło 379 osób (w tym 164 osoby cywilne), a 920 zostało rannych. Podsumowując wypadki majowe Paweł Zaremba pisał: Trudno dziś powiedzieć, czego konkretnie chciał Piłsudski. Najbliższa przyszłość miała wykazać, że nie chciał ani zmiany ustroju, ani nawet – jak to nazwał eksperymentowania społecznego. Powodowało nim rzeczywiście przekonanie, że zbyt dużo jest w Polsce nieprawości i że zdoła tę nieprawość usunąć autorytetem własnego nazwiska. Pomylił się w ocenie własnych możliwości i być może w ocenie sytuacji. […] Zamach inne dał skutki niż Piłsudski zamierzał, z jego data stała się cezurą historyczną o bolesnym brzmieniu. Czy był przełomem, czy tylko zgrzytem w dziejach Drugiej Rzeczypospolitej ? Odpowiedź jest bardzo złożona, gdyż zawierać w sobie musi dzieje następnych lat dziewięciu do daty śmierci Piłsudskiego i kolejnych lat czterech, gdy rządzili Polską „piłsudczycy bez Piłsudskiego”. A w dziejach tych jest także miejsce na rosnącą gorycz i upór Piłsudskiego, które brały często górę nad niezrównanym zmysłem politycznym, ze szkodą dla praworządności, Jest też miejsce na nędzne czyny ludzi małych i gorliwą pracę ludzi wielkiego kalibru i wielkich idei.
Wydarzenia rozgrywające się na polskich ziemiach w latach, gdy Wilanów pozostawał własnością rodziny Branickich, zapisały się także w historii Wilanowskiego pałacu. W niełatwych czasach zaborów, dwóch światowych konfliktów, wojny z bolszewicką Rosją czy dniach przewrotu majowego, Ksawery i Adam Braniccy starali się godnie wypełniać obowiązki gospodarzy i opiekunów dawnej rezydencji królów polskich.
Artykuł opublikowany w 79 numerze Wiadomości Ziemiańskich (jesień 2019 r.). Zamieszczony za zgodą autora.