Categories
historia

Wycieczki do Wilanowa i rezydencji filialnych w czasach Potockich i Branickich cz.1

W dniu 19 września 1799 r., na mocy układu zawartego między księżną Izabelą z Czartoryskich Lubomirską a jej córką Aleksandrą, rozległe dobra wilanowskie przeszły na własność córki oraz jej męża, Stanisława Kostki Potockiego, publicysty, pisarza, kolekcjonera, archeologa, współtwórcy Konstytucji 3 Maja, a później ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Odnawiając i urządzając na nowo pałac wilanowski podjął Potocki myśl względem założenia Musaeum Polonicum. przez pomysł utworzenia w pałacowych pomieszczeniach galerii, mającej w możliwie pełny sposób ukazywać historię sztuki i kultury, zarówno dla nauki własnej, jak i kształcenia współobywateli.1 W okresie parokrotnych podróży zagranicznych do Szwajcarii, Włoch, Francji i Anglii dokonywał programowych zakupów obrazów, porcelany, wyrobów sztuki chińskiej, przedmiotów rzemiosła artystycznego i waz antycznych. W apartamentach królewskich, mieszczących się w centralnej części pałacu gromadził też pamiątki po twórcy rezydencji wilanowskiej – Janie III Sobieskim – za panowania którego Polska po raz ostatni przed rozbiorami zaznała radości zwycięstwa i którego żywy kult w epoce Oświecenia nabrał szczególnej wymowy po upadku Rzeczypospolitej. Pragnąc udostępnić szerszej publiczności zgromadzone przez siebie dzieła sztuki i pamiątki narodowe, otworzył w pałacu wilanowskim w roku 1805, drugie na ziemiach polskich publiczne muzeum. Pierwszą taką placówką była świątynia Sybilli w Puławach, gdzie w roku 1801 muzeum założyła księżna Izabela Czartoryska.2 Kiedy w roku 1830, jeszcze przed wybuchem powstania listopadowego, muzeum w Puławach uległo likwidacji, a jego zbiory przewiezione zostały do Paryża, wilanowska rezydencja stała się jedynym dostępnym przybytkiem sztuki w porozbiorowej Polsce i pozostaje jedynym, który działa nieprzerwanie do dziś. Dla podkreślenia publicznego charakteru tego miejsca, wnuk Stanisława Kostki – August Potocki umieścił na progu Galerii Wielkiej czarną marmurową płytę z wykonanym w brązie łacińskim napisem: CUNCTIS PATET INGRESSUS, co znaczy WSZYSTKIM WSTĘP WOLNY.

Odwiedzane były także, położone wokół głównej rezydencji w Wilanowie, posiadłości filialne: Natolin, Morysin i Gucin. Powstały one zgodnie z zamysłem Stanisława Kostki Potockiego, który przekształcić chciał południowe okolice Warszawy w wielki zespół parkowy, składający się z wielu odrębnych filialnych założeń, powiązanych ze sobą osiami widokowymi i zależnościami funkcjonalnymi.

Leżący w dobrach wilanowskich Natolin usytuowany był na skarpie wiślanej i u jej stóp, w pobliżu wsi Kabaty.3 W czasach Jana III Sobieskiego rozciągał się tu obszerny las mieszany, w którym wzgórza i doliny na przemian się ukazują. W lesie król urządził bażantarnię i taką nazwę nosiła miejscowość do początków wieku XIX. W roku 1780 ówczesny właściciel Wilanowa, a więc i Bażantarni, wojewoda ruski, ks. August Czartoryski, wybudował na skarpie klasycystyczny pałacyk – gmach dość obszerny, aby jak najkorzystniej użyć tego miejsca pełnego przyjemności, dotychczas zupełnie zaniedbywanego. Wydaje się, że Bażantarnia w wieku XVIII nie była zbyt często użytkowana przez jej właścicieli. August Czartoryski zmarł w roku 1782, a marszałek Stanisław Lubomirski w roku 1783, wkrótce po tym jego żona Izabela Lubomirska, córka Augusta Czartoryskiego, wyjechała na dłuższy pobyt za granicę. W latach 1806 – 1808 pałacyk poddano gruntownej restauracji i przebudowie, adaptując go na siedzibę syna Stanisławostwa Potockich, Aleksandra i jego żony Anny z Tyszkiewiczów, którzy całemu założeniu nadali nazwę Natolin od imienia ich córki Natalii. Zbudowano też oficynę mieszkalną, stajnię i wozownię, utrzymaną w pseudośredniowiecznym stylu Holendernię, a od strony widokowej, na skarpie, urządzono wielki taras. Las przy pałacu przekształcony został w pejzażowy park angielski. Zmianie uległ wtedy, datujący się z czasów Augusta Czartoryskiego, promienisty układ alei widokowych, który w parku pejzażowym, naśladującym naturalny krajobraz, był nie do utrzymania. Zachowano tylko aleję centralną na osi pałacu, a zadrzewiono aleje boczne. Dawny układ dróg i ścieżek pozostawiono i rozbudowano. Głównym elementem przecinającym park dolny stała się rzeczka, przeprowadzona od rozlewiska przy wylocie wąwozu południowego u stóp skarpy, a dalej przepływająca ku systemowi kanałów odwadniających. Po rozwodzie małżonków w roku 1820, Natolin objął Aleksander Potocki i to z jego inicjatywy powstały kolejne zabudowania parkowe: empirowe domki dozorców, świątynia dorycka, pseudoklasycystyczny akwedukt i gotycko – mauretańska brama u wschodniego wylotu parku, w kierunku Wilanowa. Na skraju skarpy, poza wąwozem oddzielającym jej północny odcinek od centralnej płaszczyzny z pałacem, wzniósł Potocki pomnik z sarkofagiem typu antycznego dla swojej córki Natalii, która zmarła w dwudziestym czwartym roku życia w majątku swego męża księcia Romana Sanguszki w Sławucie. Do pomnika prowadził, przerzucony nad wąwozem, mauretański most. Okres rozwoju Natolina kończył się wraz ze śmiercią Aleksandra Potockiego.

Morysin, leżący po wschodniej stronie wilanowskiego jeziora, pełnił od czasów Jana III Sobieskiego do końca XVIII wieku rolę zwierzyńca.4 Był to las łęgowy wyrosły na kępie z trzech stron otoczonej wodą, i tak właśnie, „Laskiem na Kępie”, był wtedy nazywany. W czasach Potockich na jego terenie powstał krajobrazowy park angielski z romantycznymi budowlami o klasycystycznych i pseudogotyckich formach. Nazwę „Morysin” (spotkać można także zdrobniałą wersję „Morysinek”) otrzymał od Aleksandry Potockiej na cześć jej wnuka Maurycego, zwanego zdrobniale Morysiem. Na terenie parku, w roku 1811, Aleksandra Potocka wystawiła pałacyk z piętrową rotundą i parterowym, prostokątnym aneksem, nazywany pałacykiem myśliwskim, nawiązujący formą do świątyni Westy w Tivoli, a po śmierci męża – Oraculum, składające się z kamiennej figury antycznego bóstwa, najpewniej Dionizosa, umieszczonej pomiędzy dwiema kolumnami, które związane były niewielkim, drewnianym belkowaniem, na którym oparto trójkątny tympanon. W latach 1838 – 1842 wybudowana została w Morysinie, na osi widokowej pałacu wilanowskiego, neogotycka brama, poświęcona przez Aleksandra Potockiego pamięci jego rodziców, o czym świadczą umieszczone na bramie herby Lubomirskich i Potockich. Z kolei August Potocki, w połowie XIX w., ufundował tam domek stróża, ceglany na kamiennych fundamentach, składający się z części parterowej i piętrowej wieżyczki oraz drewnianą gajówkę. Tym co wyróżniało Morysin wśród dziewiętnastowiecznych ogrodów pejzażowych, z architekturą nawiązującą do antyku, czy wieków średnich, było harmonijne połączenie naturalnego krajobrazu jakim jest cypel, dający pewne odosobnienie od reprezentacyjnego Wilanowa, z wymogami projektu ogrodu romantycznego i wykorzystaniem naturalnej roślinności. Położenie i pierwotna roślinność decydowały o jego oryginalności, tak cenionej w epoce, w której arystokracja zwykła się odwiedzać w swoich podmiejskich posiadłościach, celebrując te małe wyprawy z pietyzmem i starannością.

Trzecim wreszcie filialnym założeniem ogrodowym w kluczu wilanowskim, był Gucin, stosunkowo nieduży i skromny majątek dworski we wsi Służew, w pobliżu kościoła św. Katarzyny, oddalony zaledwie o 3 km od Wilanowa, w bliskim sąsiedztwie Rozkoszy (późniejszego Ursynowa) i nieopodal Natolina.5 Jego nazwa wywodzi się od imienia wnuka Stanisława Kostki Potockiego, Augusta (Gucia). O atrakcyjności tego miejsca decydowało malownicze położenie na skarpie, u podnóża której znajdował się rozległy staw, a z krawędzi górnego tarasu roztaczał się szeroki wachlarz perspektyw widokowych sięgających doliny Wisły, z główną osią widokową na Wilanów. Urządzając w roku 1817 swoją siedzibę filialną Potocki nie wystawił nowego budynku mieszkalnego. Przebudował jedynie leżący na wzgórzu, osiemnastowieczny dwór, zwany „Domem Wojewodzińskim”. Uporządkował też jego otoczenie. Wokół dworu, na skłonie skarpy i tarasie dolnym wokół stawu, powstał romantyczny park krajobrazowy, którego kompozycja odpowiadała ówczesnym tendencjom obowiązującym w sztuce ogrodowej. Wytyczono tam płynne i nieregularne alejki spacerowe, przebiegające między klombami i wzdłuż górnej krawędzi skarpy, a z górnego ogrodu na taras dolny poprowadzono kilka ścieżek, łączących się z alejką u podnóża skarpy i przebiegającą wokół stawu, nad brzegiem którego wystawiono drewnianą altanę. Później altana przeniesiona została na środek stawu, dokąd prowadził mostek ujęty drewnianą balustradą. Na górnym tarasie sąsiadował z parkiem ogród użytkowy, otoczony ogrodzeniem z dekoracyjnymi bramkami i furtkami. Wkrótce po śmierci męża Aleksandra Potocka postanowiła uczcić pamięć Stanisława Kostki i jego brata, Ignacego, tworząc w dolnej części założenia, między stawem a potokiem, nowy park, nazwany Gajem. Miał on upamiętniać obu braci, nie tylko jako osoby prywatne, ale także wybitnych mężów stanu, osoby publiczne, które poświęciły swe życie pracy dla ojczyzny, miał zatem być nośnikiem, bardziej uniwersalnych, patriotycznych treści. Założony został zgodnie z panującą wtedy tendencją do umieszczania w ogrodach kamiennych monumentów, upamiętniających bliskie i zasłużone osoby oraz historyczne wydarzenia. W Gucinie jednak główny element memoratywny stanowiły zasadzone w parku drzewa, czyli żywe „pomniki żalu [i] wdzięczności”, jak je określił Hipolit Skimborowicz w „Albumie widoków i pamiątek”.6 Współtworzyły one Gaj – pomnik wraz monumentami kamiennymi. Sadzenie drzew było procesem rozłożonym w czasie i brało w nim udział wiele osób, reprezentujących różne kręgi społeczeństwa. Wśród twórców Gaju znaleźli się członkowie rodziny i przyjaciele, ludzie zasłużeni dla ojczyzny, przedstawiciele władz, świata kultury i nauki, włościanie z dóbr wilanowskich, studenci i uczniowie. Pierwsze drzewo posadził 2 października 1821 r. Aleksander Potocki. Kiedy 4 listopada 1830 r. ostatnie drzewo sadził Feliks Sapalski, major wojsk polskich, było ich już tam około trzystu. Równolegle z sadzeniem pamiątkowych drzew, wznoszono w parku kamienne monumenty: ufundowany przez Aleksandrę Potocką ku czci męża sarkofag i ustawioną w jego pobliżu ławkę oraz pamiątkowe tablice, kamienie i obeliski z okolicznościowymi napisami. Ujęta ogrodzeniem całość Gaju łączyła się z drogą nad stawem wejściem, którego rzeźbiarską oprawę ufundowała Aleksandra Potocka. Po lewej stronie wejścia znajdował się posąg leżącego lwa na wysokim cokole, a po prawej zwężający się ku górze obelisk z umieszczoną na szczycie kamienną urną w kształcie amfory. Między nimi umocowano bramkę wykonaną z lanego żelaza. Organizowane później wycieczki do Gucina – jak akcentowano w środowisku krajoznawców – rozbudzać miały umiłowanie ziemi ojczystej i służyć wychowaniu młodzieży na możliwie doskonałych obywateli Rzeczypospolitej.7

O ciągłości tradycji muzealnej w Wilanowie świadczą Księgi Zwiedzających, pochodzące z Archiwum Gospodarczego Wilanowskiego, przechowywane obecnie w Archiwum Głównym Akt Dawnych w Warszawie.8 Zamieszczane w nich wpisy dostarczają informacji o strukturze społecznej gości muzealnych, ich pochodzeniu geograficznym, zmianach form zwiedzania, czy wahaniach frekwencji. Zachowanych jest pięć takich Ksiąg, obejmujących okres od sierpnia 1805 do lipca 1931 r. Pierwsza wzmianka o nich zamieszczona została w Gazecie Korrespondenta, w relacji z podróży, jaką car Aleksander I odbył w październiku 1805 roku.9 Przybył on najpierw do Puław, gdzie książę Adama Czartoryski, ówczesny minister spraw zagranicznych Rosji, przedstawił mu plan odtworzenia Polski pod rosyjskim protektoratem, nazywany później „planem puławskim”.10 Na początku XIX wieku istniały w Polsce dwie wizje odbudowy państwowości. Jedni wiązali nadzieje z Napoleonem Bonaparte, inni propagowali koncepcję prorosyjską. Czartoryski większą szansę widział w przymierzu z Rosją. Wobec nieuchronności wojny z Francją, zaproponował carowi, aby ten, sprzymierzony z Austrią, zaatakował najpierw Prusy i zmusił je do przekazania Rosji ziem polskich, zagarniętych w wyniku trzech rozbiorów a następnie Austria, w zamian za pruski Śląsk, oddałaby Rosji Galicję i wówczas całość ziem dawnej Rzeczypospolitej znalazłaby się w granicach Rosji. Aleksander I koronowałby się na króla Polski i w ten sposób Polska zostałaby połączona unią personalną z Rosją. Po pokonaniu Prus przyszedłby czas na zbrojną rozprawę z Napoleonem. Plan nie zyskał aprobaty rosyjskiego władcy, który po kilkunastu dniach pobytu w Puławach, udał się przez Poznań do Berlina, gdzie, wbrew oczekiwaniom Czartoryskiego, zawarł przymierze z królem pruskim Fryderykiem Wilhelmem III. Po drodze car bawił krótko Kozienicach, a dwa dni później, 21 października, o dziewiątej wieczorem zawitał do Wilanowa maiąc zamiar tyle tylko czasu zatrzymać się, ile na przeprzężenie koni potrzeba; ale gdy go uwiadomiono, że młoda para JWW. Alexandrostwo Potoccy (nie masz ieszcze bowiem w Willanowie ich rodziców), tudzież Xiążę Jmć Poniatowski z siostrą JW. Tyszkiewiczową czekaią z przyięciem Jego Imperatorskiey Mości, raczył zatrzymać się i zaszczycić ich dłuższą obecnością swoią. Po późnym obiedzie, bawił i rozmawiał iak nayuprzeymiey z młodym gospodarstwem i przytomnemi gośćmi aż do północy. Nazaiutrz po rannym śniadaniu, które jadł razem z całym towarzystwem, iakie z nim w wigilią obiadowało, żądał od JW. Alexandrowey Potockiey, aby mu podała sposób okazania iey wdzięczności za tak grzeczne przyięcie. Odpowiedziała, iż ma łatwy, to iest, aby znakomitym imieniem swoim raczył zaszczycić xięgę, w którą się oglądający pałac Willanowski zapisuią. Jak naychętniey, rzecze Imperator, i proszę o tę xięgę. Podała ią młoda gospodyni, którey życzeniu stało się zadosyć.11 Księgi zwiedzających pałac wilanowski, wymieniane były w ówczesnej prasie jeszcze kilkukrotnie. 14 maja 1834 r. Kurier Warszawski zamieścił anons: Podaie się do wiadomości, iż poczynaiąc od dnia 18 b. m. w każdą niedzielę, dzień świąteczny i czwartki od godz: 1ej z południa do 7 wieczór, Gallerja obrazów i Pokoie pałacu Willanowskiego będą dla Publiczności otwarte. Zwiedziący zechcą przy wejściu zapisać nazwiska swe do księgi na ten cel przygotowanej. Wejście lewem skrzydłem pałacu gdzie u służby miejscowej Spisu Gallerji w cenie exemplarza złp. 1 gr. 15 dostać można.12 Rok później ten sam tytuł informował: Podpisany Murgrabia pałacu Willnowskiego, podaie do wiadomości, że JW. Właściciel Willanowa chcąc ułatwić Publiczności i Artystom sposobność zwiedzania Galerji Obrazów i Pokoiów, też w dnie świąteczne i czwartki poczynaiąc od d. 8 b. m. od godz: 9 rano do 12 w południe i od 3 po 7 w wieczór otwarte będą. Zwiedzaiący przy wejściu, do księgi na ten cel zaprowadzonej nazwiska swe zapisać, a na korzyść służby miejscowej po złotemu pol: iednemu od osoby uiścić zechcą.13W zachowanych Księgach do zapisywania się osób zwiedzających Pałac Willanowski brakuje wspomnianej inskrypcji cara Aleksandra I, jest w nich też prawie pięcioletnia luka między 16 sierpnia 1819 r. a 19 lipca 1824 r. oraz przerwa w latach 1838 – 1852, co pozwala przypuszczać, że ksiąg mogło być więcej, ale nie wszystkie przetrwały do naszych czasów.

Pierwsza wycieczka szkolna odnotowana została w księdze wilanowskich gości pod datą 29 sierpnia 1815 r.14 Była to wizyta młodzieży i księży profesorów z warszawskiego konwiktu pijarów, noszącego nazwę Collegium Nobilium, z którym Stanisław Kostka Potocki związany był najpierw jako uczeń, później zaś jako Minister Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Do Wilanowa przybyło wtedy skromne, dziewięcioosobowe grono młodych ludzi, nad którymi pieczę sprawowało tyluż księży pijarów. Druga taka wyprawa, o wiele staranniej przygotowana, opisana została w roku 1822 przez prowincjała zgromadzenia pijarów Kajetana Kamieńskiego. Stanisław Kostka Potocki na parę już tylko miesięcy przed zgonem swoim wezwanych do siebie konwiktorów z rektorem i profesorami na całodzienną zabawę, naprzód po całym swoim pałacu oprowadził, wszystkie im zbiory sztuki i gustu opisał i wytłumaczył. Dalej pod rozłożystą starożytną lipą smacznym zasiliwszy ich śniadaniem, z kolei pokazywał im zabudowania gospodarskie w najdrobniejszych szczegółach, krowy szczególnego gatunku, w szczególniejszym ochędóstwie utrzymane, w stajniach konie, stodoły, browary, gorzelnie i w nich wydoskonalone machiny. Po obiedzie powiózł wszystkich Potocki na bacie wodnym do Morysina, gdzie przypatrzywszy się rozkosznemu położeniu miejsca i stosownej do niego architekturze pałacyku, za powrotem stamtąd do Wilanowa pojechał z nimi Potocki do Gucina […]15 Wycieczka miała zatem charakter edukacyjny i rekreacyjny, ale służyła także celom wychowawczym. Zwiedzanie siedziby króla – bohatera, gdzie zgromadzone zostały liczne pamiątki związane z osobą monarchy i polską historią, było dla młodych ludzi cenną lekcją patriotycznego wychowania, do którego w szkole prowadzonej przez księży pijarów przywiązywano szczególną wagę. Pochodzący z magnackich i szlacheckich rodzin uczniowie żoliborskiego konwiktu stanowić mieli przyszłą elitę polskiego społeczeństwa i kształceni byli w poczuciu odpowiedzialności za losy kraju i narodu.

W pałacu wilanowskim często bawili krewni i znajomi właścicieli Wilanowa, wywodzący się z rodzimej arystokracji rodowej, m.in. Zamoyscy, Potoccy, Braniccy, Lubomirscy, Sapiehowie. Niekiedy przybywali oni w gronie kilkuosobowym, a przy okazji towarzyskich wizyt zwiedzali także wilanowskie muzeum. Przykładowo pod datą 7 lub 8 czerwca 1891 r. wpisali się do Księgi Zwiedzających: Józef Potocki, Marya Potocka, Andrzej Potocki, Konstanty Potocki, z Potockich Konstantowa Potocka, z Potockich Xawerowa Branicka, Xawery Branicki.16 Okazję do takich spotkań dawały różne uroczystości rodzinne. Jak wspominała Feliksa Egerówna, zatrudniona w pałacu wilanowskim na stanowisku bibliotekarki przez Aleksandrę Potocką, wdowę po Auguście Potockim, jej chlebodawczyni własnych imienin ani urodzin nie obchodziła, Natomiast dzień św. Pelagii, 8 października i śś. Teresy i Jadwigi, 15 października były dniami bardzo uroczystymi dla Wilanowa, a miesiąc październik zwany był w języku miejscowym >>karnawałem Wilanowskim<<. W istocie było tam wtedy bardzo gwarno, wesoło, serdecznie i swobodnie; zjazd bywał liczny, bo z okazyi imienin pani Czackiej17 wszystkie kuzynki, wnuczki, siostrzenice, noszące imię Pelagii wraz ze swemi rodzinami bywały zapraszane, a z okazyi imienin pani Przemysławowej18 wszystkie Teresy i Jadwigi zjeżdżały się również, by dnie te obchodzić z ukochanemi babciami. Ale na tych dniach nie ograniczano się, cały październik bywał bardzo ożywiony, ci bowiem co z dalszych stron przyjeżdżali, bawili zazwyczaj po kilka tygodni. Muzykowano wtedy, śpiewano całymi wieczorami, a nie brakło w tem gronie i wybitniejszych talentów. Gościła też nieraz w Wilanowie i po kilka miesięcy znana ze swego talentu Natalia Janothówna, która nietylko muzyką swą uprzyjemniała wieczory, ale i dowcipem i wesołością ożywiała towarzystwo. Czasem wśród lata urządzała pani Augustowa wspólne podwieczorki, zazwyczaj w miejscach nie zbyt oddalonych, przez wzgląd na panią Przemysławową, dla której dalsze odległości były niemożliwe. Pamiętam jedną z takich wycieczek, na którą się bardzo cieszono, (bo miało to być niejako poświęceniem gondoli świeżo odnowionej), a która się bardzo nie powiodła. Miał to być podwieczorek w pałacyku w Morysinie. Towarzystwo młode, liczne bardzo wówczas, pojechało wodą nowo urządzonym statkiem, starsze zaś panie powozem i karyolką. Prowianty służba powiozła naprzód. Zaledwieśmy zajechali, jedni lądem drudzy wodą, gdy lunął deszcz tak gwałtowny, że o wyjściu za próg mowy być nie mogło. Skończyło się na tem, że zjadłszy przygotowany podwieczorek, trzeba było myśleć o powrocie.19

Zgodnie z otwartym charakterem wilanowskiego muzeum, oprócz rodzimej arystokracji, odwiedzali je także przedstawiciele stanów niższych. Formy zwiedzania zmieniały się wraz ze zmianami kultury polskiego społeczeństwa. Przez długi czas dominowało zwiedzanie kameralne. Dzieła sztuki podziwiano w gronie rodzinnym lub niewielkich grupach przyjaciół. Szczególne znaczenie dla rozbudzania uczuć patriotycznych miało zwiedzanie familijne, kiedy w obrębie jednej rodziny spotykało się kilka pokoleń Polaków, a w szacownych murach wilanowskiego pałacu, w otoczeniu historycznych pamiątek, starzy przekazywali młodym najlepsze wartości tradycji narodowej.

Brakuje wprawdzie relacji z wizyt, składanych w wilanowskim muzeum w czasach Potockich, ale przytoczyć można fragment opowiadania, zamieszczonego w piśmie Zorza z dnia 8 września 1873 r., opisującego niedzielny wyjazd do Wilanowa pewnej warszawskiej rodziny: […] Po posiłku poszli wszyscy na nieszpory, a potem do pałacu. Walenty nie śmiał przestąpić progów królewskich pokoi, ale go Bartłomiej objaśnił, że one dla wszystkich stoją otworem tak dla możnych jak i ubogich, bo prowadzą do pamiątek zarówno wszystkim drogich. Weszli więc przez wielką sień do kaplicy zrobionej z pokoju, w którym król Jan III dokonał życia, potem oprowadzono ich po salonach królewskich wspaniale umeblowanych, w których wszystkie sprzęty stoją tak ustawione jak były za życia króla, pokazano im portrety Jana III i jego rodziny, prezenta jakie od różnych monarchów otrzymał, a między temi biórko nadesłane z Rzymu od Papieża za obronę Wiednia. Gdy obeszli do koła wszystkie pokoje, wrócili znów do wchodowej sieni, tam zastali wielką księgę, w którą p. Walenty jako piśmienny wpisał swoje nazwisko na znak, że pałac ten zwiedzał. Widokiem pięknych rzeczy nasycili wzrok i serca, i nie mogli dość nadziękować się Bartłomiejowi że im zwiedzanie tych miłych pamiątek ułatwił. Wieczorem, para dzielnych koni zaprzężona do szerokiego wozu wysłanego sianem, powiozła całą kompaniję z powrotem do Warszawy; Jontek przyśpiewywał wiejskie piosenki, a dziewczęta mu wtórowały, a rodzice gawędzili o dawnych i dzisiejszych czasach […].20

Pobyt w wilanowskiej rezydencji upamiętniano składając w księgach zwiedzających podpisy i autografy, ale pojawiały się także dłuższe, na ogół wierszowane wypowiedzi. Niektórzy w nostalgicznym tonie zachwycali się zgromadzonymi w pałacu pamiątkami:

Kędy głowę Twoją zwrucisz

Kędy tęsknym okiem rzucisz

Niema ozwiesz się w te słowa

Podobnego Willanowa

Tu pamiątek tyle żyje

Tu tak zacne serce bije

To też dusza w dal przechowa

W modłach, pamięć Willanowa !

Dla drogiego Willanowa,

Moc się życzeń z serca tłoczy

Lecz je ono w głębi chowa !…

Niech Go Bóg łaską otoczy ! –21

Inni sławili króla – bohatera:

Cześć Twej pamięci wielki Janie ! i drogie

wspomnienie po Tobie w Wilanowie,

bo to Twoja myśl i Twoja dusza.

Oby się kiedyś w kimś odrodziła – Amen !22

W innych jeszcze strofach znajduje swój wyraz zakorzeniony w naszym społeczeństwie kult przodków:

O Wilanowie ! Ty święta skarbnico

Drogich pamiątek ojczystej wielkości !

Gdy z załzawioną żegnam Cię źrenicą

Przyjm skromny podpis jednego z Twych gości.23

O woli walki i przeciwstawienia się nastrojom rezygnacji w porozbiorowej rzeczywistości traktował wiersz:

Cieniu przeszłości ! Tobie łez nie trzeba:

Łzy dla nas raczej – Nie ! i nam łzy na nic !

Ognia, i stali, braterstwa i chleba

A staniem wolni od granic do granic !24

Pojawiały się także swobodniejsze wpisy, utrzymane w tonie humorystycznym:

Tuż pod figurą Mistrza naszej sławy

Składam mu pokłon wśród hożej zabawy25

W pierwszych dziesięcioleciach działalności muzeum dominowało zwiedzanie indywidualne, kameralne, ale w początkach lat siedemdziesiątych XIX w. pojawiają się także grupy zorganizowane i stopniowo rozwijać się zaczyna zwiedzanie zbiorowe. Nie licząc wspomnianych już grupowych wizyt w Wilanowie uczniów Collegium Nobilium, wyjątkowych z uwagi na bliskie relacje Stanisława Kostki Potockiego z konwiktem pijarów, pierwsza odnotowana w księgach zwiedzających zorganizowana wycieczka miała miejsce 8 maja 1872 r. Wilanów odwiedzili wtedy uczniowie i nauczyciele 4o Męzkiego Klassycznego Gimnazjum.26 W maju 1880 r. podpisy w księdze gości złożyli Uczniowie Szkoły Technicznej Drogi Żelaznej,27a czerwcu 1890 r. swój pobyt w Wilanowie upamiętnili wpisami uczestnicy Czwartego kursu prawa.28

Bywały też często w Wilanowie rozmaite wielkie osobistości – pisała Feliksa Egerówna wspominając czasy Aleksandry Augustowej Potockiej – bo każda znakomitość, czy to przejeżdżająca przez Warszawę, czy bawiąca w niej czas dłuższy, uważała sobie za obowiązek złożenia uszanowania swego osobie, będącej niejako przedstawicielką tego, co było najlepszego w tej części kraju, i obejrzenia pamiątek wilanowskich. Iluż to przez te lat kilkanaście przesunęło się znakomitych cudzoziemców, uczonych różnych narodowości, dygnitarzy duchownych i świeckich; ile nawet głów ukoronowanych lub na drodze do tego będących; a wszystko to odbywało się cicho, bez wielkich zachodów, zupełnie naturalnie. Tacy goście byli zazwyczaj proszeni na śniadanie, jeżeli w porze południowej przyjeżdżali zwiedzać Wilanów. Gdy chciała p. Augustowa uczcić kogoś, dawała dla niego obiad, na który spraszała większe lub mniejsze koło, stosownie do tego, jak kogo przyjąć pragnęła.29 Wśród owych znakomitości był szach perski Nassr – ed – Din, który spędził w Warszawie kilkanaście dni w czerwcu 1889 roku. Jak donosiła Biesiada Literacka: Pobyt szacha w Warszawie był nieprzerwanym ciągiem uroczystych przyjęć, wystawnych obiadów, spacerów i wycieczek w różne strony miasta. Oprócz świetnych obiadów i rautów w Zamku, dostojny gość zwiedzał ogrody publiczne, teatra, cyrk, Wilanów, twierdzę, koszary, Wystawę pracy kobiet, Instytut Głuchoniemych i Ociemniałych, Plac Mokotowski podczas Wyścigów, Skierniewice, Spałę, Żyrardów…jednem słowem wszystkie dzielnice miasta i celniejsze jego okolice. Dotychczas żaden z obcych panujących a nawet żaden z ciekawych turystów nie poznał tak szczegółowo naszego grodu i, trzeba zaraz dodać, nie pozostawił po sobie tak dobrego wspomnienia […].30 W sposób szczególny, co podkreślała gazeta, upodobał sobie perski władca pałac w Wilanowie, który odwiedził dwukrotnie i postanowił wznieść podobny dla siebie w Teheranie. Polecił nawet sporządzenie planów i dostarczenie ich do Wiednia, gdzie kończyć się miała jego podróż po Europie.31 Powróciwszy do Persji najpewniej pomysł ten zarzucił, a siedem lat później zginął w zamachu, zastrzelony przez fanatyka, należącego do sekty Babistów.32

Rok przed tą wizytą, bawiąc przez cztery dni w Warszawie, przybył do Wilanowa, znany z artystycznych zainteresowań, rosyjski wielki książę Włodzimierz Aleksandrowicz Romanow wraz z małżonką Marią Pawłowną, ale pod nieobecność Aleksandry Potockiej, gości przyjmował syn jej szwagra, Maurycego, z majątku w Jabłonnie, August Potocki i jego siostra Natalia. Po zwiedzeniu pałacowych komnat, biblioteki i galerii książęca para ugoszczona została podwieczorkiem.33

Oprócz sal muzealnych otwarte dla publiczności były także przypałacowe ogrody, zarówno w Wilanowie, jak i Natolinie. Już w roku 1816 Gerard Maurycy Witowski, autor cyklu felietonów Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia, ukazujących się na łamach Gazety Warszawskiej, pisał: Byliśmy dobre półgodziny w drodze, bo Edward uparł się koniecznie pędzić przez Rozkosz, i przez nierównie rozkosznieyszy Natolin. Ogrody Willanowskie iużeśmy zastali otwarte. Edward wychwalał wspaniałość właściciela, który pozwala oglądać każdemu wytwory gustu swoiego […] Zeszliśmy na dół: na widok niebotycznych Konarów, do których tak drogie przywięzuią się pamiątki, przeięci byliśmy poniewolnem uszanowaniem […] Poszliśmy ieszcze obeyrzeć przydane ozdoby folwarku i wiele innych coraz się mnożących, które z Willanowa zrobiły wyobrażenie raiu.34 W maju 1853 r. w pawilonie Oranżerii w północnej części parku wilanowskiego Aleksandra Augustowa Potocka urządziła wystawę kwiatów, z której dochód przeznaczony był dla sierot pozostających pod opieką Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności.35 Oglądać tam można było różne gatunki rododendronów, peonie, kamelie, cyprysy, wawrzyny, akacje, drzewka oliwne i pomarańczowe z owocami, stary, liczący około 200 lat, mirt, drzewa iglaste: cedry, świerki, jodły i wiele innych, nierzadko egzotycznych, okazów. W związku z wystawą przez kilka dni między placem Saskim w Warszawie a Wilanowem wyjątkowo kursowały omnibusy – kryte pojazdy zaprzęgowe, mieszczące na dwóch ławach 10 – 15 pasażerów, które wprowadzone zostały do warszawskiej komunikacji miejskiej w roku 1822.36 Chętnych do zwiedzania Wilanowa, Kurier Warszawski informował w tamtych dniach, że w miejscowej Restauracji wszelkie poczynione zostały przygotowania, na ich przyjęcie, i wszystkiego jak to mówią od A do Z dostanie.37 W sobotę 9 maja w godzinach popołudniowych wystawę odwiedził carski namiestnik, książę Iwan Paskiewicz i ponad 200. zaproszonych gości. Po zwiedzeniu ekspozycji przeszli oni do rozpiętego przy Oranżerii namiotu wielkiego wezyra Kara Mustafy, będącego trofeum króla Jana III z wyprawy wiedeńskiej. W namiocie mogącym pomieścić kilkaset osób podana została herbata. Później udali się wszyscy wraz z hrabią Augustem Potockim i jego małżonką do pałacu. Przejście to odbyło się w przechadzce przez ogród, tuż obok bijących trzech wodotrysków, z których środkowy w kształcie kosza, piękny widok przedstawiał.38 Gości oprowadzono po pałacowych wnętrzach, a następnie w Sali Białej, jaśniejącej stem świateł, któremi zabłysły wspaniałe żyrandole, rozpoczęła się całonocna zabawa. Gdy się zmierzchało, dziedziniec pałacu Willanowskiego, oraz części ogrodu gdzie umieszczone zostały wodotryski, zajaśniały gęstym rzędem kagańców; chwilką wprzódy, pogodnie zachodzące słońce, rysując tęczę na przeciw – ległych chmurach, ozłociło jednocześnie bukiety drzew, i cały krajobraz, któremu z wielkiem zainteresowaniem, przypatrywali się tańcujący z sali balowej i przyległych komnat. Miesiąc później August Potocki podejmował księcia namiestnika z małżonką oraz księżną Annę Wołkońską w pałacu natolińskim, organizując z tej okazji wielką zabawę na terenie całego założenia. Od godziny 7ej wieczorem, pisał Kurier Warszawski, długim szeregiem pociągnęły powozy, wioząc znakomite zaproszone z miasta tutejszego Osoby, których grono powiększone zostało znaczną liczbą Obywateli z prowincji, goszczących obecnie w Warszawie.39 Park oświetlało około 5 tysięcy lamp, po północy zapalono ognie bengalskie, do wieczerzy goście zasiedli w namiocie wielkiego wezyra, a tańce w pałacu trwały do białego rana. Na łące poniżej skarpy utworzono krąg oświetlony lampionami, gdzie bawili się miejscowi włościanie.

Szczególnie wystawny charakter miała wizyta w Wilanowie cesarza Rosji Aleksandra II w towarzystwie Karola Aleksandra, wielkiego księcia Saksonii – Weimaru – Eisenach oraz księcia Napoleona Józefa Bonaparte zwanego Plon – Plon, którego łączyła przyjaźń polityczna i osobista z hrabią Franciszkiem Ksawerym Branickim, stryjem późniejszego właściciela Wilanowa, Ksawerego Branickiego.40 W bramę triumfalną ustawioną z tej okazji przy drodze na granicy dóbr wilanowskich goście z całym orszakiem wjechali w dniu 18 września 1858 r. i wśród wiwatów powitani zostali chlebem i solą przez licznie zgromadzonych miejscowych włościan. Stąd wyprawili się na polowanie najpierw do Natolina, gdzie śniadaniem podejmował ich, ubrany w paradny mundur, August Potocki, później zaś do wilanowskiego zwierzyńca, czyli najpewniej do pełniącego przez wiele lat taką funkcję Morysina. Następnie udali się do rezydencji wilanowskiej, przy której ustawiono drugą triumfalną bramę i gdzie witani byli okrzykami przez zebranych tam włościan i osoby przybyłe na tę uroczystość z Warszawy. W progach pałacu oczekiwała na dostojnych gości Aleksandra Augustowa Potocka. Ona też wprowadziła cesarza Aleksandra II do Wielkiej Sali Stołowej, gdzie przygotowany został wystawny obiad. Za nimi postępował książę Karol Aleksander z namiestnikową Gorczakow i książę Józef Bonaparte, wprowadzany przez hrabinę Różę z Potockich Branicką, ciotkę Aleksandry Potockiej, wdowę po Władysławie Branickim, synu hetmana Franciszka Ksawerego Branickiego. Tymczasem sam gmach – relacjonował Kurier Warszawski – stroił się na zewnątrz, aby tem godniej uczcić tę pamiątkę, jaką Willanów wciągał do historycznej swojej kroniki. Jakoż cała przestrzeń uroczego parku, w którym wszystkie wodotryski puszczono, zajaśniała rzęsistym ogniem, którym również rozbłysnął i cały pałac od strony ogrodu. Świetna ta, pełna okazałości i gustu illuminacja, sięgnęła aż po – za obręb gmachu, na drugą stronę wody, ku Morysinkowi, wijąc się dwurzędnym szpalerem po łące, i oparłszy się w górze, na szczycie ruin Morysinowskiego gotyku. Po – za tą zaś iluminacją, płonęły olbrzymie ognie, niby wybuchy z Wezuwjusza krateru, siejąc blask do koła, i czarujący sprawiając efekt. Wśród tego ognia, po ulicach ogrodu krążyły liczne massy publiczności, przybyłej na tę uroczystość z Warszawy, dla podzielenia wspólnej z Willanowem radości.41 Drogę, którą dostojni goście z całą świtą wracali wieczorem do Warszawy, oświetlały aż do bramy triumfalnej na granicy Wilanowa płonące kagańce.

Rosnąca na przestrzeni lat liczba zwiedzających Wilanów i Natolin przysparzała problemów związanych z utrzymaniem porządku na terenie obu założeń ogrodowych. Wspominała o tym Felicja Egerówna, pisząc: Około 4 – tej lub wpół do 5 – tej wychodzili wszyscy na przechadzkę. Pani Augustowa z laseczką w ręku, w towarzystwie ulubionego pieska obchodziła park Wilanowski, przywracając porządek naruszony przez niezawsze delikatną publiczność warszawską.42 Dalej zaś czytamy: wolała większą sumę wydać na podniesienie rybołostwa, na utrzymanie ogrodów parku; raz dlatego, że do swego ukochanego Wilanowa przywiązaną była i dumną tem, co z niego otrzymywała, po drugie chciała, żeby mieszkańcy Warszawy mieli gdzie odetchnąć swobodnie. I w tem, jak w swem miłosierdziu nie zrażała się niczem. Np. przez lat 28 z kolei corocznie przyprawiała nos jednemu z posągów, stojących w Natolinie, który corocznie też swobodna jakaś ręka odtrącała. Z równą cierpliwością i wytrwałością zakopywała papiery, pozostawione w parku po ucztach spacerowiczów.43 Narastający problem niedzielnych wyjazdów mieszkańców Warszawy poza granice miasta, które dusi się i krztusi w murach swoich, zauważał kronikarz Tygodnika Ilustrowanego. W numerze 71 z 10 maja 1884 r., wymieniając popularne wśród warszawiaków miejsca wypoczynku i świątecznych wycieczek, pisał: Wilanów z pewnością zamknąłby swoje gościnne dzisiaj bramy, gdyby się do niego miały sypnąć tłumy mieszczańskie. Jest on zresztą zbyt ciasnym, zbyt wykwintnym, aby mógł ugaszczać wszystkich. Jak ogród botaniczny, jak ogród Saski – musi on u furtek stawiać czujnych stróżów i pilnować swoich pięknych trawników, wygracowanych ścieżek, klombów, szanownych murów i czcigodnych pamiątek.

Pojawiały się także inne, niezbyt pochlebne dla uczestników ówczesnych wycieczek opinie, nie tyle z powodu nieporządków jakie zostawiali po sobie w parkach i ogrodach, co ze względu na brak zainteresowania rodzimą historią oraz niedostatki wiedzy na temat odwiedzanych zabytków. Oto dziennikarz Przeglądu Tygodniowego w maju 1874 r. pisał: Nadchodząca pora wiosenna, pora miejskich i zamiejskich wycieczek nasuwa nam smutne myśli […] Zbliża się bowiem dla Warszawy czas odwiedzania słynnych historycznemi pamiątkami miejscowości, rozłożonych około naszego grodu. Intelligentniejsza ludność nie długo rozpocznie swe pielgrzymki do Wilanowa, Bielan, Marymontu i tym podobnych miejsc z któremi się łączą drogie naszemu sercu wspomnienia. Otóż dziś myśląc o tem doznajemy szczerego smutku przypomniawszy sobie jak niewielka liczba mieszkańców, czuje w sobie do tego chęć i niemal obowiązek, lub też jak lekceważąco się do tego zabiera […] Czy wielu będąc udali się przygotowani, a powrócili nauczeni ? Bynajmniej. Na stu wyprawiających się do Wilanowa – dziewięćdziesięciu wie tylko że jest to majątek Potockich, do których należy pałac z pamiątkami po Sobieskim […] Taka obojętność dla rzeczy swojskich, drogich i nader wymownych, dziwnie w nas odbija przy zapalczywym entuzyazmie do byle historycznego cmentarzyska za granicą. Gdybyśmy czuli do tego rodzaju widoków taki zapał jaki czuć powinniśmy, należałoby je oglądać często, uważnie i poważnie. Wszakże to najlepszy sposób uczenia się własnej historyi, odświeżenia i pokrzepienia myśli […] Czy zaś warszawiak lub warszawianka wybierający się do Wilanowa zadają sobie chociaż tyle trudu ażeby przedtem zajrzeć do podręcznego przewodnika i zaopatrzyć się w konieczne wskazówki ? […] Iluż nie wie nawet w którym wieku żył Sobieski !44

Frekwencja w muzeum wilanowskim zmieniała się na przestrzeni lat i zależała w dużym stopniu od biegu wydarzeń historycznych. W czasach Potockich jej poziom określany może być jedynie w przybliżeniu, na podstawie częstotliwości wpisów dokonywanych w Księgach Zwiedzających. Dopiero od roku 1923 dysponujemy informacjami o ilości sprzedawanych biletów, które umożliwiają dokładniejsze określenie liczby osób odwiedzających pałac wilanowski. Przez pierwszych kilka lat frekwencja w muzeum rosła, ale utrzymywała się na dość skromnym poziomie, później zaczęła stopniowo maleć, szczególnie niski poziom osiągając w latach 20. XIX w. i zaraz po upadku powstania listopadowego. Mniejszy był też napływ publiczności krótko po klęsce kolejnego z naszych powstań narodowych. W latach pomiędzy powstaniami i później liczba zwiedzających systematycznie rosła, osiągając punkt szczytowy w roku 1880.45 Wpływ na frekwencję miały nie tylko nasze zbrojne wystąpienia przeciwko rosyjskiemu zaborcy, ale i przemiany społeczno – ekonomiczne o ponadnarodowym charakterze. W drugiej połowie XIX w., wraz z rozwojem przemysłu i pojawieniem się w Królestwie Kongresowym kapitalistycznych folwarków, wykorzystujących maszyny, stosujących nowoczesne metody uprawy ziemi i nie potrzebujących tak dużej, jak dotąd liczby pracowników rolnych, następują ruchy migracyjne ludności wiejskiej do miast. Duże ośrodki przemysłowe w Kongresówce potrzebują taniej siły roboczej, a tej dostarcza im polska wieś. Rozwój ludnościowy i gospodarczy przeżywa także Warszawa, gdzie powstają liczne zakłady i manufaktury, dające zatrudnienie tysiącom pracowników. W roku 1861 miasto liczyło 230 tys. mieszkańców, a dwadzieścia lat później było ich już 380 tys.46 Niedzielne wyjazdy warszawiaków „na zieloną trawkę” stają się zjawiskiem masowym. Kurier Warszawski w poniedziałkowym wydaniu z 13 maja 1872 r. donosił: W Wilanowie, w tym Wersalu warszawskim, zebrało się wczoraj kilka tysięcy osób.47 Z kolei w maju 1874 r. autor jednej ze stałych rubryk Tygodnika Ilustrowanego wymieniał Wilanów, Czyste, Saską Kępę, Mokotów i Wierzbno jako miejsca, które ściągają ku sobie roje spragnionych czystego powietrza, zauważając przy tym, że te podwarszawskie miejscowości nie są już wsią, będąc raczej przedmieściem tylko.48

Szczególny dla Wilanowa dzień stanowił co roku 26 lipca, kiedy to przypadała uroczystość odpustowa ku czci św. Anny, patronki miejscowego kościoła parafialnego. Tego dnia z wszystkich okolicznych osad i wsi, a także z Warszawy, przybywały do Wilanowa tysiące wiernych. Wielu z nich po zakończonych uroczystościach ruszało do wilanowskiego parku, szukając w cieniu starych drzew ochłody i wytchnienia.49 Z kościelnym kalendarzem, a dokładnie z pierwszym dniem Wielkiego Postu, wiązała się też inna, dawno już wygasła tradycja wilanowska. Był to osobliwy zwyczaj organizowania w Środę Popielcową zabawy, nazywanej Balem Rzeźniczym. O jego początkach Kurier Warszawski w roku 1823 pisał tak: Dawniej wszyscy polacy [sic !] przez cały wielki post nie jadali potraw mięsnych. Mięsiwa nie wyprzedane w ostatni wtorek zapustny, rzeźnicy zwozili do Wilanowa i tam (otrzymawszy na to zezwolenie duchowne) konsumowali. Był to bal rzeźniczy, a że bawiono się wesoło, co rok więcej przybywało ciekawych, ażeby być świadkiem tej uczty. Zaczęły uczęszczać najwet najznakomitsze osoby. Później rzeźnicy już nie mieli potrzeby troszczyć się o sprzedanie swego towaru nawet w poście, ale zjazd stał się zwyczajem i trwa dotąd.50 Nawiedzanie Wilanowa w Środę Popielcową, być może praktykowane i wcześniej, weszło w modę dopiero pod koniec XVIII wieku. Najliczniejszy zjazd odbył się ponoć w roku 1778. Zawitał wtedy do Wilanowa król Stanisław August Poniatowski, cały jego dwór, liczne grono znakomitych gości i wielu mieszkańców Warszawy wszystkich stanów.51 Z kolei w roku 1821 doliczono się w czasie wilanowskiego Popielca 460. karet i koczów, a w sumie, z sankami i dorożkami, miało tam być nawet tysiąc pojazdów. Uwagę autora notatki zamieszczonej w Kurierze Warszawskim zwróciły ogromne sanie, do których 8 koni białych było zaprzężonych; każda para koni miała postyljona suto galonowanego; sanie były wysłane dywanami i futrami, a mieściły w sobie kilkunastu z najznakomitszej młodzieży. Widok ten przypominał dawne staropolskie Kuligi.52 W lutym 1857 r. Kurier Warszawski donosił: Wczoraj po południu, dogadzając odwiecznemu zwyczajowi, liczne grono zwolenników, pociągnęło po drodze wiodącej do pięknego i wspaniałego Willanowa, aby tą przejażdżką odświeżyć coroczne w Środę Popielcową wycieczki. I wnet zapełniła się sala miejscowej Restauracji, która jak donieśliśmy, przeszedłszy w inne ręce, nie zawiodła oczekiwań przybyłych. Wśród brzmienia muzyki, z kompanji P. Chojnackiego, luzowały się szklanki gorącego ponczu, pękały korki butelek, napełnionych rozlicznemi trunkami i przesuwały się dobrze przyrządzone zakąski, dla posilenia strudzonych przejażdżką.53 Inaczej obchodzony był Popielec w roku 1831, kiedy to nadeszła do Warszawy radosna wiadomość o zwycięstwie odniesionym przez generała Dwernickiego pod Stoczkiem. Zamiast przejażdżki do Wilanowa – pisał nazajutrz Kurier Warszawski – pośpieszono wczoraj pracować przy szańcach, mających być tarczą przeciw wrogom.54 Kilka lat później wznowiono stary zwyczaj, a nawet urozmaicono go wycieczkami do Kaskady, na Czyste i do ogrodu Ohma na Woli. Ostatni kulig popielcowy urządzono w roku 1862.55

Przez cały niemal wiek XIX do Wilanowa dotrzeć można było głównie pojazdami konnymi. W połowie stulecia uruchomiona została także komunikacja wodna i do brzegów Wisły na wysokości Wilanowa przybijać zaczęły płynące z Warszawy statki wycieczkowe.

27 kwietnia 1847 r. Andrzej Zamoyski powołał do życia Spółkę Żeglugi Parowej na Rzekach Spławnych Królestwa, Hrabia Zamoyski et Compania.56 W roku 1854 spółka posiadała już dziewięć paropływów a wśród nich statek Sandomierz, który kursował m. in. do Wilanowa. W Kurierze Warszawskim z 5 maja 1853 r. czytamy: Jakkolwiek trudno zaprzeczyć, aby Zielone Świątki nie były pogodne, zawsze jednak zimno dało się nam we znaki. Pierwszego już dnia przy pożądnym chłodzie, pogoda sprzyjała, i dla tego od rana na Odpust do Czerniakowa wielu Warszawian wyległo. Tegoż dnia otworzyła się także nowa sposobność do zwiedzenia Willanowa, gdyż statek parowy Sandomierz odbywał tam kursa, i zwłaszcza w godzinie poobiedniej znalazł mnóstwo zwolenników tej przyjemnej przejażdżki. Szkoda tylko, że nie pomyślano wcześniej o wygodnem wylądowaniu, które mianowicie też dla kobiet stało się powodem niemałych przykrości. Dla mostku bowiem, który łączy z sobą dwa lądy na rzece pod Morysinkiem, paropływ dobijał tylko do brzegu pola, a to po niedawnem opadnięciu Wisły, pokryte będąc madą, którą podróżni musieli przebywać pieszo, stało się nader i uciążliwą i nieprzyjemną przechadzką. Wiele także osób przybyłych z Czerniakowa, albo też z Warszawy po nowej drodze bitej prowadzącej górą około Służewa, pomnożyło grono gości Willanowskich, którzy w rozlicznych gruppach, rozsypali się w tem pięknem i zarazem majestatycznem ustroniu. Cztery wodotryski, jeden przed pałacem, a trzy od strony ogrodu, biły nieustannie, i gdy się już odetchnęło i świeżem powietrzem, i nasyciło się wzrok temi szczegółami, które zdobią Willanów, a które rok rocznie nie przestają się pomnażać, wtedy dopiero zapomniało się o trudach podróży, mianowicie dla przybywających szparkim Sandomierzem.57 Dwa dni później Kurier Warszawski dopominał się by dla podróżujących parostatkiem urządzono wylądowanie pod Willanowem, choćby za pomocą wyłożenia desek. Nie idzie tu bowiem już o nas, ale o płeć piękną, która nie jest tak dobrze opatrzoną jak my, do znoszenia przykrych po łąkach wędrówek.58W roku 1871 firma Andrzeja Zamoyskiego formalnie przestała istnieć. Jej właściciel musiał wcześniej opuścić kraj z powodów politycznych, a spółka popadła w długi. Część pozostałego taboru pływającego, w tym najprawdopodobniej parowce „Wisła”, „Płock”, „Kraków” i „Narew” zakupił Maurycy Fajans, zatrudniony w firmie Zamoyskiego najpierw jako jej przedstawiciel, a w wieku 39 lat jako dyrektor żeglugi. Po zakupieniu parowców, w pierwszej połowie lat 70. XIX w, założył on przedsiębiorstwo o nazwie Żegluga Parowa na Wiśle Maurycy Fajans.59 Jak pisał Tygodnik Ilustrowany w 1908 r.: Nowonabywca miał najszczęśliwszą rękę ze wszystkich dotychczasowych posiadaczów parowców na naszych rzek królowej. Zaprowadziwszy sprężystą administracyę, powiększając stopniowo liczbę statków, Fajans dochodzi wkrótce do majątku. Dzięki szczęśliwej ręce, on też pierwszy utrwala byt żeglugi parowej na Wiśle.60 Wycieczkowe kursy do Wilanowa zostały utrzymane. Taki rejs gruntownie odnowionym parowcem „Płock”, zorganizowany dla kilkudziesięciu zaproszonych osób, uwieczniony został na rycinie, zamieszczonej w Tygodniku Ilustrowanym z 10 maja 1873 r. Firma Maurycego Fajansa, choć posiadała kilku poważnych konkurentów, m. in. powstałą ok. 1884/1885 r. firmę Stanisława i Józefa Górnickich, pod koniec XIX i na początku XX stulecia pozostawała największym przedsiębiorstwem żeglugowym na Wiśle. Podróż paropływami była w tamtym czasie niezwykłą atrakcją, toteż panował na nich zazwyczaj ogromny tłok.

Tradycją stały się wycieczki na Bielany i do Młocin urządzane w Zielone Świątki czy niedzielne rejsy na Bielany, z których korzystały co roku tłumy warszawiaków.

Link do części drugiej.