Categories
historia

Działalność dobroczynna i społeczna Branickich z Wilanowa cz. 1

Wywodzące się z tradycji antycznej pojęcie filantropii oznaczało braterską miłość i współczucie wobec drugiego człowieka. Rozwój filantropii w Europie wieków średnich dokonywał się pod wpływem tradycji chrześcijańskiej z wiodącą rolą Kościoła rzymsko – katolickiego. Wtedy to wyodrębnił się nurt filantropii religijnej, określany mianem dobroczynności. Spontaniczne okazywanie ubogim miłosierdzia (Caritas) było obowiązkiem wobec Boga i stanowić miało atrybut dobrego chrześcijanina. Przez kilka wieków Kościół katolicki zachowywał dominującą pozycję w dziedzinie finansowania i administrowania działalnością dobroczynną. W późniejszym czasie rozwinęła się filantropia świecka. Pod wpływem Reformacji oraz idei Oświecenia coraz większy był udział państwa w organizowaniu pomocy dla najbiedniejszych i coraz większego znaczenia nabierać zaczęły niemotywowane wiarą postawy altruistyczne. Mająca rodowód religijny oraz świecka pomoc indywidualna koegzystować zaczęły z dobroczynną działalnością państwa. W wieku XIX pewną rolę odegrała też, panująca wśród arystokracji i bogatego mieszczaństwa, swego rodzaju moda na dobroczynność. W Encyklopedii Powszechnej wydanej w roku 1861 nakładem warszawskiego księgarza i właściciela drukarni, Samuela Orgelbranda, współpracującego z Warszawskim Towarzystwem Dobroczynności, czytamy: W znaczeniu ściślejszem nazywamy dobroczynnością przymiot lub zwyczaj czynienia dobrze i łagodzenia cudzej niedoli; w obszernem, rozumiemy pod nią system urządzeń w tym celu podjętych. Rozróżniać zwykliśmy w tej mierze dobroczynność prywatną, od publicznej; pierwsza nie powinna bynajmniej ograniczać się na pojedyńczych objawach dobroczynności, na dawaniu tu i ówdzie jałmużny i t. d. , ale w każdym razie może i powinna stosować się do powziętego z góry planu, w celu osłodzenia nieszczęść już istniejących, a zapobieżenia mogącym się pojawić w przyszłości. Najlepszym ku temu środkiem są towarzystwa prywatne, wspierające nędzę ludzką w sposób systematyczny, a więc zakłady zarobkowe, kassy oszczędności i pożyczkowe, ułatwienie nabywania pierwszych potrzeb do życia, ochrony dla drobnych dziatek, szkoły dla moralnie zaniedbanych dzieci i t. p. Dobroczynność publiczna podejmowana przez państwo i gminy, w ogóle cele ma te same i albo łączy się z prywatną, albo ją wspiera gdzie ta nastarczyć nie może. Pomoc taka kierowana była do ludzi biednych, chorych, samotnych, starych, niezaradnych, bezdomnych, do samotnych matek, ofiar kataklizmów, osób pozbawionych praw i uciskanych.

Na ziemiach polskich, do końca epoki saskiej, przedsięwzięcia charytatywno – filantropijne były w decydującej mierze zasługą Kościoła katolickiego i możnowładców. W okresie stanisławowskim filantropia i jej reformy stały się problemem państwowym. Próbowano stworzyć centralną instytucję, która sprawowałaby nadzór nad dobroczynnością publiczną, kierowała nią i ustanawiała przepisy, dotyczące administracji i funduszy w instytucjach dobroczynnych, przede wszystkim w szpitalach. Usiłowania te nie przyniosły wprawdzie oczekiwanych rezultatów, były jednak ważną próbą ustanowienia państwowej administracji w dziedzinie opieki społecznej. Dobroczynność i filantropia czasów zaborów były niejednorodne i różniły się znacznie w poszczególnych zaborach i latach. W utworzonym na mocy Traktatu Wiedeńskiego Królestwie Polskim ich organizacja zależała głównie od rozporządzeń prawnych i funduszy przekazywanych na ten cel przez cara. Polakom pozostawiono jednak dużo swobody w praktycznej realizacji tych zadań. W warunkach niewoli, wobec braku wystarczającej opieki nad ubogimi ze strony państwa, powstawać zaczęły prywatne towarzystwa i stowarzyszenia filantropijne, których działalność ograniczana była wszakże przepisami administracyjnymi. Organizowały one nie tylko pomoc dobroczynną, ale spełniały też istotną rolę patriotyczną, rozwijając nieformalne działania niepodległościowe i oświatowe. Za przykład służyć mogą ochronki, które w konspiracji realizowały programy nauczania w języku polskim i do wydarzeń rewolucyjnych 1905 r. były na terenie zaboru rosyjskiego głównymi placówkami patriotycznego wychowania.

Jesienią 1814 r., z inicjatywy Zofii Zamoyskiej, Juliana Ursyna Niemcewicza, Stanisława Staszica, Anny z Zamoyskich Sapieżyny, Marii z Czartoryskich księżnej Wirtemberskiej, Michała Bergonzoniego, niegdyś osobistego lekarza Stanisława Augusta Poniatowskiego, oraz Józefa Lipińskiego, sekretarza generalnego Izby Edukacyjnej, założona została największa prywatna instytucja filantropijna w Królestwie Polskim – Warszawskie Towarzystwo Dobroczynności. O skali oferowanej przez WTD pomocy świadczą nazwy powstających w kolejnych latach wydziałów: Lekarski, Opatrywania Pierwszych do Życia Potrzeb, Zupy Rumfordzkiej (Tanie Kuchnie), Ochron, Opieki nad Sierotami i Ubogimi Dziećmi, Czytelni Bezpłatnych, Starców i Kalek, Kąpieli Ludowych, Sal Zajęć i Szwalni. Towarzystwo niosło też pomoc ofiarom klęsk żywiołowych i choć nie przewidywała tego Ustawa, a władze carskie na to nie zezwalały, realizowało zadania patriotyczno – kulturalne pod pretekstem dochodowych imprez organizowanych na cele statutowe. W 1818 r., dzięki staraniom Zofii Zamoyskiej, WTD otrzymało od cara Aleksandra I gmach dawnego klasztoru karmelitanek bosych przy Krakowskim Przedmieściu i 90 tysięcy złotych na jego remont. Gmach, na którego fasadzie umieszczono w XIX w. napis: Res Sacra Miser (biedny jest rzeczą świętą) do dziś służy potrzebującym, jako siedziba Stowarzyszenia Katolików „Caritas”. Po powstaniu styczniowym znaczącą rolę w WTD odegrała Aleksandra Augustowa Potocka, ostatnia z Potockich właścicieli Wilanowa, główna Opiekunka, staranna i troskliwa, niemal wszystkich zakładów dobroczynnych w Warszawie.

Warszawskie towarzystwa dobroczynne i zakłady opiekuńcze tylko częściowo wspomagane były finansowo przez zaborcę, większość funduszy gromadziły same z darowizn, zapisów, legatów, składek członkowskich i różnego rodzaju akcji charytatywnych jak wystawy, koncerty, przedstawienia teatralne, bale, rauty, kwesty, wystawy kwiatowe (korsa), bazary połączone z tombolami. Po upadku powstania styczniowego wpływ państwa na działania dobroczynne miał jedynie administracyjno – restrykcyjny charakter, a cała troska o finansowanie pomocy dla najuboższych spoczęła na barkach towarzystw dobroczynnych, Kościołów i osób prywatnych. Sytuacja zmieniła się w wyniku rewolucji 1905 r., kiedy to społeczeństwo polskie wywalczyło wiele swobód obywatelskich, w tym wolność słowa, sumienia, zgromadzeń i związków. Władze carskie zniosły też obowiązujące od 1864 r. przepisy ograniczające autonomię duchowieństwa. Wprowadzone w 1906 r. prawo o stowarzyszeniach pozwalało na swobodne zakładanie organizacji społecznych, co sprawiło, że licznie powstawać zaczęły związki i stowarzyszenia o charakterze filantropijnym, ale też oświatowym, naukowym, zawodowym i kulturalnym. W latach pierwszej wojny światowej państwa zaborcze zlikwidowały wiele placówek opiekuńczych i pojawiła się konieczność powołania w to miejsce instytucji obywatelskich, wśród których największą na ziemiach polskich był Centralny Komitet Obywatelski. Na początku 1915 r. w Warszawie podlegało mu 250 placówek służby społecznej. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zadania opieki społecznej przejmować zaczęło państwo oraz instytucje publiczne. I choć znaczenie prywatnej ofiarności na tym polu zmalało, to jednak rola działalności filantropijnej w zaspokajaniu potrzeb zbiorowych nadal była istotna.

Podobnie jak inni przedstawiciele polskiej arystokracji, działalność filantropijną i społeczną podejmowali także Braniccy, właściciele Wilanowa. Obejmowała ona różne obszary życia społecznego, różna była jej skala i różne jej przejawy. Należeli Braniccy do wielu towarzystw dobroczynnych, które wspierali finansowo opłacając składki miesięczne lub roczne, a niekiedy zasilając ich fundusze większymi donacjami. Aktywni byli na polu opieki zdrowotnej, oświaty i kultury, przekazywali ofiary na budowę i konserwację rzymsko – katolickich kościołów i kaplic, brali udział w charytatywnych balach, rautach i koncertach, nie odmawiali niewielkiej zapomogi osobom, które znalazły się w trudnej sytuacji materialnej i które o taką pomoc listownie się do nich zwracały, nieodpłatnie przekazywali grunty na ważne społecznie cele, a także swoje prywatne kolekcje muzealne i zasoby biblioteczne w darze dla instytucji państwowych.

Na potrzeby Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, a konkretnie prowadzonych przez nie szwalni dla dziewcząt z ubogich rodzin, gdzie oprócz moralnego wychowania i elementarnej nauki, otrzymywały one także gorącą strawę, Ksawery Branicki przekazywał co roku 250 rubli. Regularnie uiszczał też członkowskie składki roczne w kwocie 12 rubli. W roku 1892 r. Anna Branicka zaproszona została na jedną z opiekunek „Przytuliska” – domu schronienia dla ubogich kobiet, powstałego w roku 1850, z inicjatywy członkiń Żywego Różańca, działających również w Towarzystwie św. Wincentego à Paulo. Były to głównie zamożne kobiety i arystokratki. Roczna składka członkowska opłacana przez Annę Branicką wynosiła 100 rubli. W roku 1863 przytułek przejęty został przez WTD. Przyjmowane do niego osoby otrzymywały bezpłatne mieszkanie, pożywienie i odzież, a w razie potrzeby także pomoc lekarską. Wiosną 1892 r. i 1893 r. Anna Branicka wzięła udział w organizacji loterii fantowych na dochód „Przytuliska”, które odbyły się w ogrodach Frascati, nadsyłając fanty i będąc jedną z dam, które pod namiotami sprzedawały uczestnikom ciasta i napoje. Na powiększenie „Przytuliska” Ksawerostwo Braniccy przekazali w roku 1896 sumę 500 rubli. Jedną z form pomocy niesionej dorosłym stanowiły biura pośrednictwa pracy. Wydział mający pośredniczyć między pracodawcą a robotnikiem WTD utworzyło w roku 1902. Dla sekcji robót publicznych Wydziału Wyszukiwania Pracy właściciel Wilanowa ofiarował w 1905 r. 200 rubli. Większymi sumami Ksawery Branicki wspierał Biuro Informacji o Nędzy Wyjątkowej, założone w roku 1870 przez Siostry Miłosierdzia. Biuro wyszukiwało rodziny żyjące w skrajnej nędzy i podawało na łamach prasy ich nazwiska, adresy i przyczyny powstałej sytuacji, apelując do sumień filantropów. Właściciel Wilanowa kilkukrotnie wpłacał na rzecz Biura jako ofiarę roczną 1200 rubli. Sumy od kilkudziesięciu do ponad tysiąca rubli wielokrotnie wpłacały na rzecz tej instytucji także Anna Branicka i matka Ksawerego Branickiego, Jadwiga, na stałe mieszkająca w Krakowie, ale często odwiedzająca swojego syna w jego podwarszawskiej rezydencji.

Pod koniec XIX wieku jednym z naglących problemów służby zdrowia na terenie Warszawy była nierozwiązana kwestia osób cierpiących na nieuleczalne choroby. Brak odpowiednich placówek, gdzie można by ich było otoczyć stosowną opieką, powodował, że często umierali w nędzy i cierpieniach. Nadzieją dla nich okazało się powołane w roku 1897 Towarzystwo Opieki nad Nieuleczalnie Chorymi. W zatwierdzonej przez odnośne władze, a drukiem ogłoszonej w roku 1898, Ustawie, czyli Statucie, czytamy, że Towarzystwo: a) zakłada i utrzymuje przytułki dla nieuleczalnie chorych i leczenie dla chorych przychodzących w mieście Warszawie, jego przedmieściach i okolicach, b) udziela bezpłatnie pomocy lekarskiej w domu, c) w miarę możności opatruje pieniędzmi, odzieżą, żywnością i daje przytułek ubogim chorym, którzy nie są w stanie zdobyć sobie tego własną pracą. Swoją działalność Towarzystwo rozwinęło dzięki testamentowemu zapisowi Aleksandry Augustowej Potockiej, która 20 000 rubli przeznaczyła dla biednych wg decyzji wykonawców testamentu, to jest: księcia Mieczysława Woronieckiego, Ludwika Górskiego, hr. Feliksa Czackiego, hr. Rodryga Potockiego i hr. Ksawerego Branickiego. Oni to zdecydowali o przekazaniu całej sumy dla tworzącego się w tym czasie Towarzystwa Opieki nad Nieuleczalnie Chorymi. Ponadto 6000 rubli przekazała na ten cel Jadwiga Branicka, 3000 rubli – hr. Stanisławowa Potocka, a 2000 rubli – hr. Adamowa Potocka z Krakowa. Nowo powstałe Towarzystwo rozporządzało zatem kapitałem w wysokości 31 000 rubli. Stworzony został zorganizowany system opieki dla nieuleczalnie chorych, obejmujący 4 lecznice, w których oprócz pomocy medycznej udzielano wsparcia materialnego. Lecznice mieściły się przy ul. Wspólnej 4 (w późniejszych latach zlikwidowana), Wspólnej 69, Piwnej 13 (przeniesiona później z braku miejsca do większego lokalu przy ul. Kanonia 8), i na Sewerynowie 14, gdzie jedną z opiekunek była Anna Ksawerowa Branicka. Ambulatoria te oferowały głównie pomoc doraźną, brakowało natomiast miejsca dla chorych wymagających stałej opieki medycznej. Problem ten rozwiązany został dzięki pomocy rodziny Pusłowskich.

W 1862 r. hrabina Julia Ksawerowa Pusłowska, znana z chrześcijańskiego miłosierdzia dla chorych i ubogich, ufundowała na swej posesji w Warszawie przy ul. Puławskiej 113 d, na terenie Królikarni, niewielki kościół, jednopiętrowy dom z przeznaczeniem dla chorych księży emerytów z diecezji warszawskiej oraz przylegający do niego parterowy budynek gospodarczy. Śmierć hrabiny, jak też inne okoliczności pokrzyżowały szlachetne plany fundatorki. W roku 1898 Komitet Towarzystwa Opieki nad Nieuleczalnie Chorymi zwrócił się do spadkobiercy nieruchomości, hr. Zygmunta Władysława Pusłowskiego, członka WTD i Towarzystwa Osad Rolnych i Przytułków Rzemieślniczych, z prośbą o umożliwienie wykorzystania stojących bezużytecznie zabudowań przy ul. Puławskiej na cele szpitala dla „rakowatych”, jak ich wówczas potocznie nazywano. Hrabia chętnie przychylił się do prośby Komitetu i ofiarował mu całą posesję wraz z kościołem, służącym potem jako kaplica szpitalna, z warunkiem, że podziemia kościoła przeznaczone będą na groby dla rodziny hr. Pusłowskich i książąt Druckich – Lubeckich, zaś w przypadku rozwiązania Towarzystwa majątek wróci do sukcesorów. Było to dobre miejsce dla tego rodzaju działalności – dom otaczały sady, pola i łąki, a w jego sąsiedztwie rozciągał się park przy pałacu w Królikarni. Na wypoczynek w parku zezwalała pacjentom, a właściwie pacjentkom, ponieważ do zakładu przyjmowano wyłącznie kobiety, ówczesna właścicielka zespołu pałacowo – parkowego w Królikarni, Marta z Pusłowskich Krasińska. Piętrowy budynek przekazany przez Zygmunta Pusłowskiego, mieszczący dwadzieścia kilka pokoi, został w kolejnych latach odnowiony kosztem 16 000 rubli i zaadaptowany na cele szpitalne. Mury domu osuszono, założono tam wodociągi i kanalizację, pokoje wyposażono w sprzęt niezbędny do opieki nad chorymi. Parter zajmowały: kuchenka z windą, pokój na bieliznę, salka opatrunkowa, mieszkanie dla kapelana, zakrystia oraz cztery pokoje dla chorych. W niewielkiej kancelarii umieszczono na ścianie portret Aleksandry Augustowej Potockiej, której zapis przyczynił się do powstania Towarzystwa i umożliwił dalszy jego rozwój. Pierwsze piętro przeznaczono dla nieuleczalnie chorych dziewcząt, była tam również sala do pracy, jadalnia, pokój dozorczyń i osobny oddział dla chorych na raka. W budynku parterowym znalazły się pokoje dla służby, pralnia, magiel, a na strychu suszarnia i składy. Pierwszą grupę chorych przewiezionych do szpitala stanowili pacjenci lecznicy przy ul Wspólnej 69. Za swój pobyt nie wnosili oni żadnych opłat. Oprócz odwiedzających szpital lekarzy, opiekę nad chorymi sprawowały dwie Siostry Franciszkanki od Cierpiących, których pierwsza przełożona, Matka Kazimiera Gruszczyńska, należała do Rady Opiekuńczej Towarzystwa.

O posłudze Sióstr Franciszkanek tak na łamach Biesiady Literackiej pisał Karol Hoffman: Wrażenie, sprawione oglądaniem fotografij, rozwiewa widok wychodzącej na me spotkanie Siostry – infirmerki, młodziuchnej, słonecznie uśmiechniętej, oprowadzającej gości po tej Gehennie ludzkich cierpień […] Gdym wyszedł od tych chorych, inaczej patrzałem na swą towarzyszkę: przedtem czułem dla niej jedynie wdzięczność za kierowanie memi krokami, potem zrodziła się w mem sercu cześć wielka, niepożyta. To młodziutkie, słabe na oko stworzenie jest dozorczynią wszystkich chorych, opatruje ich rany i dolegliwości, oddycha dusznem powietrzem, wchłania w siebie zarazki, uwijające się dokoła, i może jeszcze zdobyć się na taką pogodę ducha. Jakżeż potężną dźwignią i opoką jest miłość bliźniego, ale miłość, jaką posiada ta Siostra. Toć i jam nie obcy hasłom Chrystusowym, i ja, jak mi się zdawało, kocham bliźnich swoich a przecież czuję, że gdyby mnie zamknięto w tym przytułku na tydzień i kazano doglądać rakowatych – oszalałbym po paru dniach, lub uciekł, nie oglądając się, jak z piekła! Jak wynika z publikowanych na łamach Kuriera Warszawskiego sprawozdań, szpital w Królikarni, nazywany niekiedy zakładem lub przytułkiem, pomieścić mógł ok. 40 – 50 pacjentek, a w ciągu roku przyjmowano ich tam ok. 60. W pozostałych lecznicach Towarzystwa udzielano każdego roku kilkudziesięciu tysięcy porad. Przykładowo w roku 1900 udzielono ich 42694, a w roku 1901 – 55059. Chorym robiono opatrunki, rozdawano darmowe lekarstwa oraz bony na kąpiele i na ciepłą strawę w tanich kuchniach dla ubogich. Każdego roku w grudniu przy lecznicach urządzano dla biednych „gwiazdkę”, podczas której rozdawano im odzież i żywność. Podobną uroczystość organizowano dla pacjentek szpitala w Królikarni. Ksawery Branicki, wybierany co roku do Rady Rewizyjnej Towarzystwa, a także Anna Branicka, niezależnie od opłacanych regularnie składek członkowskich, kilkukrotnie wspierali działalność tej instytucji większymi sumami. W roku 1901 właściciel Wilanowa przekazał na ten cel 750 rubli, w roku 1902 – 1000 rubli, w roku 1903 – w sumie 2750 rubli, a w roku 1904 – 1750 rubli.

W roku 1903, wśród osób, które złożyły na rzecz Towarzystwa większe ofiary pieniężne, wymieniona została w notatce na łamach Kuriera Warszawskiego Anna Ksawerowa Branicka. Ponadto w roku 1904 Ksawery Branicki przekazał Towarzystwu w użytkowanie pałacyk w Pruszkowie wraz z placem o powierzchni 400 000 łokci kw. Pałacyk wydzierżawiony został prywatnej lecznicy, a Towarzystwo pobierało z tego tytułu opłatę w wysokości 1400 rubli rocznie. Posiadłość w Pruszkowie hrabia Branicki otrzymał w roku 1899 od Feliksa Stępińskiego w zamian za część nieruchomości znanej wówczas jako „pałac po Załuskich”, znajdującej się przy ulicy Daniłłowiczowskiej. W roku 1857 pałac nabył hrabia Ksawery Pusłowski, z zamiarem utworzenia fundacji, gromadzącej środki na utrzymanie księży emerytów ze wszystkich diecezji Królestwa Kongresowego. By zataić ten zamysł przed carskimi władzami, ze względu na prześladowania, które spadały wówczas na Kościół rzymsko – katolicki, Pusłowski dokonał zakupu na nazwisko Aleksandry Augutowej Potockiej. Ponieważ planów swych nie mógł za życia zrealizować, przekazał ich wykonanie Augustowej Potockiej, formalnie figurującej jako właścicielka tej posesji. Ona również, ze względów politycznych, zamiarów tych urzeczywistnić nie mogła i realizację ich przekazała z kolei swojemu spadkobiercy, Ksaweremu Branickiemu. Niestety w ówczesnych realiach politycznych, także właściciel Wilanowa zmuszony był od tego zamysłu odstąpić, a część nieruchomości zamienił na willę w Pruszkowie z zamiarem przekazania jej na inne cele filantropijne.

Dopiero w wolnej Polsce, w roku 1919, Ksawery Branicki ofiarował pozostałą przy nim część posiadłości przy Daniłłowiczowskiej, a więc trzypiętrowy gmach stanowiący niegdyś bibliotekę Załuskich wraz z podwórzem, oraz willę w Pruszkowie Arcybiskupowi Warszawskiemu na utworzenie fundacji im Ksawerego Hrabiego Pusłowskiego, której głównym celem miała być opieka i utrzymanie emerytowanych księży z terenów dawnej Kongresówki. Warunek ten nigdy nie został spełniony.

Inną grupę chorych pozbawionych w Królestwie Polskim należytej opieki ze strony państwa stanowiły osoby dotknięte paraliżem. Pod koniec stulecia istniały jedynie dwa przytułki służące im pomocą, powstałe z prywatnych funduszy na terenie Warszawy i w jej najbliższej okolicy. Pierwszy założony został przez hr. Franciszka Sobańskiego przy ul. Nowowiejskiej w Warszawie, a fundatorem drugiego był hr. Władysław Czarnecki, obywatel ziemski z guberni wołyńskiej, który przy ul. Belwederskiej 4 (później Belwederska 20) , tuż za rogatką belwederską, założył w roku 1881 Schronienie dla paralityków im. św. Władysława. Piętrowa willa, ozdobiona od południa charakterystyczną wieżyczką, zaprojektowana przez Jana Kacpra Heuricha, przeznaczona była pierwotnie dla 24 chorych, otrzymujących bezpłatną opiekę lekarską i wyżywienie. Czcigodny założyciel przytułku wiedział, gdzie go umieścić – pisał po latach Karol Hoffman na łamach Biesiady Literackiej – nędza wszelaka, mająca swobodę ruchu, nogi zdrowe i silne, może się gnieździć w murach śródmieścia, w kątach zacieśnionych, pozbawionych drzew i zieleni, bo drzewa, zieleń może sobie odszukać sama; ale paralitycy, przykuci do stołka lub łoża, powinni mieszkać w domkach okolonych ogrodami, obcować z naturą – koicielką bólów. Czuł to dobrze ś. p. Czarnecki i dlatego pobudował przytułek za miastem, wśród cienistego ogrodu. Na wiosnę, w lecie a nawet późną jesienią, podczas pięknych dni „babiego lata”, otwierają się okna sali i pokoików, strumienie świeżego powietrza wpływają do wnętrza, wlewając strumienie krwi żywej w krzepnące ciało. Nie ruszając się z miejsca, chorzy oglądają przejawy życia natury, widzą kiełkowanie pączków na drzewach, słuchają śpiewu ptasząt, rozbrzmiewającego naokół.

Wnętrza budynku tak opisywał z kolei jeden z dziennikarzy Biesiady Literackiej w kwietniu 1883 r.: W pięknej willi poza rogatkami Belwederskiemi, z rozległym widokiem wiejskim, znaleźliśmy wzorowy porządek i przezorność higieniczną; wszystko od pościeli aż do podłogi lśni się tam czystością. Wszedłszy do pokoików, zastawionych łóżkami i fotelami, widzisz rodzinę związaną z sobą strasznem kalectwem: mieszkanki tego pałacu, jak niemowlęta, niezdolne do samodzielnego ruchu. Z biegiem lat liczba chorych zgłaszających się do przytułku znacznie przewyższać zaczęła uprzednio zakładaną i podjęto decyzję o jego rozbudowie. Dzięki publicznej ofiarności w roku 1895 zakupiono sąsiadującą z zakładem posesję, a w roku 1899 oddane zostało do użytku nowe, dwupiętrowe skrzydło schroniska, dobudowane od strony ul. Sułkowickiej wg projektu Józefa Piusa Dziekońskiego. Powiększono też istniejącą przy zakładzie kaplicę, której poświęcenia dokonał ks. arcybiskup Wincenty Popiel. Do schroniska trafiała stopniowo coraz większa liczba potrzebujących. O ile w roku 1899 z opieki w przytułku skorzystało 74 chorych, to w roku 1905 było ich już 120, a w roku 1908 – 125. W późniejszych latach liczba pensjonariuszy ustaliła się na ok. 100. Zgodnie z Ustawą, zatwierdzoną 24 września 1881 r., sprawami przytułku kierować miał zarząd w składzie: prezes, trzech członków, dwie opiekunki i udzielający chorym bezpłatnych porad lekarz. Jako pierwszy funkcję prezesa pełnił sam fundator, Władysław Czarnecki, który jednak niebawem zmarł. Przed śmiercią powierzył sprawy administracji wewnętrznej i opieki nad chorymi swojej synowej, Marii Czarneckiej, jako opiekunce oraz Felicji Piotrowskiej jako przełożonej zakładu. Kolejnym prezesem został Bronisław Skarzyński, po nim – Adam Gagatnicki, a w późniejszym czasie funkcję tę powierzono Ksaweremu Branickiemu, który schronisko wspierał finansowo. W latach międzywojnia opiekę nad zakładem sprawowały Siostry Franciszkanki Rodziny Maryi.

W czasie powstania warszawskiego utworzono w nim punkt sanitarny i opatrunkowy m. in. dla rannych, ocalałych z masowej egzekucji niemieckiej, która miała miejsce 4 sierpnia 1944 r. przy ulicy Dworkowej. Drugą wojnę światową willa przy Belwederskiej przetrwała nienaruszona. Mieścił się tam później Państwowy Dom Rencisty. Dawną kaplicę wyremontowali księża Zmartwychwstańcy z pobliskiej parafii św. Kazimierza przy ul. Chełmskiej. Odprawiali w niej nabożeństwa dla inwalidów i dla okolicznej ludności. W latach 70. XX w. willa wraz z przylegającą do niej kaplicą zostały wyburzone (ponoć to właśnie katolicka kaplica zawadzała komunistycznej władzy), a na ich miejscu powstał Centralny Dom Handlowy „Dom Książki Uniwersus”. Ten modernistyczny budynek, którego projekt przygotował zespół architektów pod kierunkiem Leszka Sołonowicza, początkowo służyć miał eksponowaniu zdobyczy radzieckiej myśli technicznej, ostatecznie jednak otwarto go jako księgarnię.

Dziewiętnastowieczna Warszawa aspirowała do roli kulturalnej stolicy północnej i wschodniej Europy, ale nie dorównywała innym metropoliom pod względem sanitarnym. Poziom świadomości higienicznej jej mieszkańców pozostawiał wiele do życzenia. W tej sytuacji WTD powołało Wydział Kąpieli Ludowych, a w roku 1898, z inicjatywy lekarzy związanych z czasopismem „Zdrowie”, powstało Warszawskie Towarzystwo Higieniczne, którego członkami, prócz lekarzy, byli pedagodzy i przedstawiciele inteligencji, w tym m. in. Bolesław Głowacki (Prus). W liście skierowanym do Ksawerego Branickiego w marcu 1914 r. czytamy: Warszawskie Towarzystwo Hygieniczne, pomne na brak należytej organizacyi hygieny publicznej, a z drugiej strony na doniosłość dla kraju sprawy podniesienia zdrowotności, w ciągu piętnastu lat istnienia swego usiłuje zastąpić brak rzeczonej organizacyi w dziedzinie tej podstawowej sprawy narodu przez możliwie szerokie rozwijanie zasady samopomocy społecznej.

Do rozbudzenia świadomości tych potrzeb w szerokich warstwach narodu Towarzystwo Hygieniczne przyczyniło się przez urządzanie odczytów, zebrań, zjazdów, wystaw w całym kraju i t. p. i uzyskanie życzliwego poparcia prasy polskiej. Urzeczywistnienie swych zadań Towarzystwo osiągnęło przez założenie ze składek i większych ofiar całego szeregu instytucyi jako to: Ogrodów dziecięcych, Sanatorjum dla chorych piersiowych, Instytutu Hygieny publicznej, Organizacyi „Kropli Mleka”, Muzeum Hygieny ludu, Gospody i kąpieli dla pątników w Częstochowie, licznych kąpieli ludowych w całym kraju, a także przez przyczynianie się do powstawania w kraju nowych stowarzyszeń, zdrowie ogółu mających na celu […]. List zawierał prośbę o wsparcie finansowe budowy gmachu Instytutu Higieny Krajowej przy ulicy Karowej w Warszawie, a w odpowiedzi właściciel Wilanowa ofiarował na ten cel sumę 300 rubli.

Na finansową pomoc Branickich liczyć mogły także zakłady społeczne przeznaczone dla sierot oraz dzieci i młodzieży z niezamożnych rodzin. Od roku 1892 Ksawery Branicki był jednym z Protektorów Arcybractwa Nieustającej Adoracji Przenajświętszego Sakramentu i Instytucji Jałmużniczej przy kościele św. Kazimierza Panien Sakramentek na Nowym Mieście w Warszawie – świątyni ufundowanej przez Marię Kazimierę Sobieską, jako votum za zwycięstwo króla Jana III pod Wiedniem. Nazwę „bractwo” nosiły zgromadzenia, albo stowarzyszenia katolików, zawiązane w celach religijnych, lub dobroczynnych, zatwierdzone przez Kościół.

Niektórym wspólnotom przysługiwało miano „arcybractwa”, co wiązało się z liczebnością danego stowarzyszenia i rozszerzeniem programu ponad przyjętą normę, czemu najlepiej służyła działalność charytatywna. Arcybractwo Nieustającej Adoracji Przenajświętszego Sakramentu i Instytucji Jałmużniczej w Warszawie, erygowane w roku 1843, ostatecznie uformowało się w roku 1846, obierając za swą patronkę świeżo kanonizowaną św. Weronikę Giuliani. Mogły do niego należeć jedynie osoby znane z nieskażonej moralności, wzorowych obyczajów, z pobożnością żarliwą uwielbiające Najwyższego Króla Niebios w Świętych Tajemnicach Ołtarza. W roku 1864 jego Głównym Protektorem został arcybiskup warszawski Wincenty Teofil Chościak Popiel. Instytucja ta łożyła na utrzymanie i wykształcenie osieroconych dziewcząt – z pierwszeństwem dla pochodzących z rodziców przez zasługi dla kraju znanych. Wywodzącym się przeważnie z rodzin urzędniczych panienkom fundowano stypendia pod warunkiem wzorowego zachowania i postępów w nauce. Prócz tego Stowarzyszenie udzielało wsparcia dla wstydzących się żebrać, niegdyś w zamożności zostających, a koleją zmienności losu będących w nędzy. Jego fundusze pochodziły z zapisów, składek i dobrowolnych ofiar, którymi rozporządzało zgodnie z Przepisami o Instytucji jałmużniczej Arcybractwa Nieustającej Adoracji Przenajświętszego Sakramentu przy kościele ww. pp. sakramentek warszawskich z roku 1846. W latach 1895 – 1897 Braniccy przekazywali rocznie po 300 rubli na Zakład Opieki Najświętszej Marii Panny Sióstr Magdalenek przy ulicy Żytniej w Warszawie, którego opiekunką była niegdyś Augustowa Potocka, i na sierociniec przy ulicy Żelaznej, prowadzony przez Siostry Franciszkanki Rodziny Maryi. Działalność tego Zgromadzenia wspierali wielokrotnie, dokonując comiesięcznych wpłat najpierw w wysokości 100 rubli, a później 216 marek. W październiku 1903 r. ofiarowali 120 rubli na sierociniec dla dziewcząt, noszący nazwę: Dom Schronienia Św. Małgorzaty.

Wspierali też finansowo zakład dla ubogich chłopców pod wezwaniem św. Józefa, założony w 1898 r. przez ks. prałata Jana Siemca przy ul Lipowej 14. W roku 1899 korzystało tam z zajęć 136 chłopców, z których 14 mieszkało w zakładzie na stałe. Uczyli się oni religii, początków arytmetyki, pisania i czytania, a także szewstwa, krawiectwa, stolarstwa i szycia. W zakładzie przebywali od godz. 9 do 17, otrzymywali obiad składający się z zupy z kawałkiem mięsa i dużej kromki chleba, a na podwórzu mieli do dyspozycji przyrządy do ćwiczeń gimnastycznych. Rok później, dzięki staraniom ks. Siemca, wybudowano przy ul. Lipowej 14 specjalny gmach, urządzony według wymagań higieny nowoczesnej, mieszczący 8 obszernych, widnych, ogrzewanych centralnie sal, gdzie opiekę i naukę znajdowało trzystu kilkudziesięciu chłopców wieku od 7 do 14 lat. Biesiada Literacka w nr 48 z listopada 1900 r. donosiła: W tych dniach przy ulicy Lipowej odbyła się biesiada miłosierdzia: poświęcenie i wizytacya nowej oazy miłosierdzia, założonej przez ks. Siemca, kwestarza wielkiego ducha i szczęśliwej ręki. „Dom pracy”, gmach wspaniały, prawie pałac, w którym uczą się, pracują i mieszkają odpadki społeczne, jest rodzajem więzienia poprawczego, wygląda jednak pogodnie, jak przybytek sztuki lub zabawy. Kosztował bajecznie mało, bo ks. Siemiec targował się o każdą cegiełkę, pilnował aby żaden gwóźdź nie poszedł na bok, a szanowni wykonawcy odstąpili duży procent od cen zwykłych. Budowniczy Dziekoński umie połączyć cel praktyczny z podniosłą ideą, więc i „Dom pracy” jest godnem sąsiedztwem kościoła ś – go Floryana, monumentalnego wzoru gotycyzmu […] Do najjaśniejszych momentów w tym obchodzie uroczystym, należała opowieść jednego z wychowańców „Domu pracy” o tem czem on był na ulicy, a czem jest teraz.

Ze szczerością, prostem słowem porównał swój upadek moralny z dzisiejszem otoczeniem; chłopczyna wstydził się swej przeszłości, ale on niewinien, bo los rzucił go w gromadę nadwiślańskich urwisów, z których wyrastają cynicy, gotowi na wszelkie łotrostwa; wstydził się ale śmiało patrzy ludziom w oczy, bo już uratował go ze szponów występku ojciec duchowy. W 1904 r. Anna Ksawerowa Branicka wpłaciła na zakład ks. Siemca 100 rubli. Dwa lata później przekazała na „Dom pracy” rubli 400, przy czym na pokwitowaniu zaznaczono, że jest to ofiara za lata 1904 – 1907. Ponadto w 1906 r. przekazała 600 rubli na budowaną przy zakładzie kaplicę. Kolejną instytucją wychowawczą, mającą na celu moralną poprawę dzieci obojga płci, które za występek przez sąd na karę zostały skazane, oraz polepszenie losu nieletnich żebraków i włóczęgów bez stałego miejsca zamieszkania, było Towarzystwo Osad Rolnych i Przytułków Rzemieślniczych powołane do życia w roku 1871 z inicjatywy prezesa Sądu Apelacyjnego Królestwa Polskiego, Józefa Wieczorkowskiego. Wśród członków założycieli tej instytucji Ustawa wymieniała Aleksandrę Augustową Potocką. Pod swoim zarządem Towarzystwo posiadało dwie kolonie poprawcze dla nieletnich: Osadę dla chłopców w Studzieńcu, dla której książę Tadeusz Lubomirski wyjednał od skarbu państwa 117 morgów młodego lasu, i Osadę dla dziewcząt w Puszczy. W Osadzie Studzienickiej przez pierwszych dwadzieścia lat jej działalności przebywało w sumie 890 chłopców, znacznie mniejsza była liczba podopiecznych w Osadzie dla dziewcząt. Dzieci przechodziły tam kurs szkoły elementarnej i uczyły się praktycznych zawodów dających w przyszłości możliwość godnego utrzymania. Prezesem Komitetu kierującego pracami Towarzystwa był Ludwik Górski. Do Komitetu należeli m. in.: Feliks hr. Czacki, Włodzimierz ks. Czetwertyński, Tadeusz ks. Lubomirski, Jerzy ks. Radziwiłł, Mieczysław ks. Woroniecki, a od roku 1893 co najmniej do roku 1919, także Ksawery hr. Branicki. Właściciel Wilanowa zaliczony został w poczet stałych członków honorowych Towarzystwa, którzy zamieszczają się raz na zawsze we wszystkich Rocznikach Towarzystwa (nawet po zgonie), wolni są od opłaty składek rocznych, otrzymują bezpłatnie dyplomy na tę godność, Roczniki i wydawnictwa Towarzystwa, a ich nazwiska są umieszczane na tablicy w sali posiedzeń Zarządu Towarzystwa i w kancelaryi osady Studzieniec, jako Dobrodziejów zakładu, za których wychowańcy codziennie zanoszą modły do Najwyższego.

Przez wiele lat składki członkowskie na rzecz tej instytucji wpłacali także Władysław Branicki, stryjeczny brat Ksawerego, i jego żona Maria. Towarzystwo pod zmienioną w roku 1922 nazwą, jako Warszawskie Towarzystwo Patronatu nad Nieletnimi, istniało do wybuchu drugiej wojny światowej. Po wojnie na jego miejsce utworzono państwowy Zakład Poprawczy w Studzieńcu. W roku 1904, kiedy prawdziwą plagą w Warszawie stały się napady i bójki z udziałem nożowników, Ksawery Branicki wraz z grupą filantropów wystąpił z inicjatywą powołania towarzystwa do walki z nożownictwem. Ponieważ nożownicy rekrutowali się głównie spośród pozbawionych domowej opieki chłopców z ubogich przedmieść, towarzystwo postawiło sobie za cel oddziaływanie moralno – religijne, przyzwyczajanie chłopców do pracy oraz izolowanie ich od szkodliwego wpływu otoczenia.

Założyciele Towarzystwa planowali urządzenie przytułku lub kolonii rzemieślniczych, w których chłopcy uczyli by się czytania i pisania, a także rzemiosł, ogrodnictwa lub rolnictwa. Wśród instytucji zajmujących się niesieniem pomocy dla dzieci cierpiących nędzę i pozbawionych opieki w wyniku zdarzeń losowych było również, powstałe w roku 1905, Towarzystwo Opieki nad Dziećmi. Utrzymywało ono w Warszawie, przy ul. Koszykowej 32, Pogotowie Opiekuńcze, do którego kierowane były dzieci chwilowo zbłąkane, i prowadziło w graniczącym z dobrami wilanowskimi Piasecznie Dom Opieki dla około 130. dzieci, zebranych z ulic Warszawy, w którym ochraniane są od niechybnego zepsucia i deprawacji, mają wszczepiane uczucia religijne i elementarne wykształcenie, gdzie wreście znajdują schronienie, pożywienie i ubranie. Prócz dużego, dwupiętrowego gmachu instytucja posiadała w Piasecznie ogród i pole, na których uprawiała owoce i warzywa dla swoich podopiecznych. Kiedy w styczniu 1914 r. Towarzystwo zbierało fundusze na nowe ogrodzenie wokół posesji oraz na zakup opału do ogrzania budynku, Anna Branicka przekazała na ten cel 250 rubli.

Jedną z popularnych form opieki nad dziećmi stanowiły ochrony. Autorem terminu „ochrona” był Wilhelm Malcz, warszawski lekarz, społecznik i patriota. Pierwszy tego typu zakład założony został w 1839 r. z inicjatywy Stanisława Jachowicza, Teofila Janikowskiego i wspomnianego Wilhelma Malcza w siedzibie WTD przy Krakowskim Przedmieściu (Res Sacra Miser). W roku 1904 WTD prowadziło już 38 takich zakładów. Pod koniec XIX w. różne stowarzyszenia dobroczynne zakładały własne ochrony, a na terenie Warszawy istniało ich w sumie ok. 60. Bezpłatnie lub za niewielką opłatą do ochron przyjmowano ubogie dzieci w wieku 3 – 7 lat, pozbawione w ciągu dnia opieki. Od lat osiemdziesiątych XIX wieku do początków XX wieku na jedną ochronę przypadało przeciętnie 140 dzieci. Na czele każdej takiej placówki stała dozorczyni (nazywana później także „ochroniarką”), która przy większej liczbie podopiecznych miała jedną lub dwie pomocnice. Wyniki ich prac oceniane były przez oddelegowane osoby podczas cyklicznych wizytacji. W ochronach dzieci otrzymywały posiłki, a niekiedy także kąpiel i odzież. Ponadto prowadzono tam nauczanie w zakresie szkoły elementarnej po polsku i przekazywano pewne elementy przygotowania zawodowego. Dla dzieci z ubogich rodzin była to jedyna szansa nauczenia się czytania i pisania w rodzimym języku. Ochrony stwarzały możliwość wychowania młodego pokolenia w duchu patriotycznym. Mimo sprzeciwu carskich władz, naukę w języku polskim starano się kontynuować nawet przy zaostrzonej rusyfikacji po upadku powstania styczniowego. W niepodległej Polsce, oprócz ochronek prowadzonych przez organizacje filantropijne, powstawały ochronki miejskie.

W roku 1932 ochronki przemianowane zostały na przedszkola. Pod koniec XIX wieku, w odremontowanym budynku po wilanowskim szpitalu św. Aleksandra, ochronkę założyła Anna Ksawerowa Branicka. Jak wspomina Józefa Nowosielska, przełożona Zgromadzenia Sióstr Plateranek, około roku 1895 Anna Branicka (żona Ksawerego) sprowadziła do Wilanowa Służebnice Najświętszego Serca Jezusa, by powierzyć ich opiece dzieci, młodzież, chorych i biednych w parafii. Sama własnoręcznie przygotowała mieszkanie w domu poszpitalnym. Założono ochronkę na 120 dzieci, szwalnie dla dziewcząt, ośrodek dla chorych. Braniccy wspierali działalność ochronki łożąc na jej utrzymanie, finansując remonty budynku i zakupy wyposażenia. Jak wynika z zachowanego pokwitowania, w czerwcu 1897 r. Anna Branicka przekazała dla ochronki 180 rubli za kwartał od 1 lipca do 1 października i rubli 26 na wydatki za lipiec 1897 r., co świadczy o regularności dokonywanych przez nią wpłat. W roku 1895 Braniccy zapłacili blisko 400 rubli za wykonanie 26 ławek dla ochronki, a w roku 1919 sfinansowali wykonanie 12 ławek i zakupili 100 kałamarzy. W połowie lat 90. XIX w., przygotowując budynek dawnego szpitala do nowej funkcji, ponieśli koszty generalnego remontu, płacąc za prace szklarskie z górą 54 ruble, za roboty zduńskie – blisko 130 rubli, malarskie – z górą 1075 rubli, ciesielskie – 220 rubli i murarskie – ponad 613 rubli. Kolejny remont przeprowadzono za Adama Branickiego, w sierpniu i wrześniu 1929 r. Właściciel Wilanowa sfinansował wtedy prace przy budowie łazienki w ochronie na sumę 4899 zł i 70 gr., prace malarskie za 278 zł 83 gr., blacharsko – dekarskie na kwotę 376 zł 73 gr., kowalskie za 28 zł, murarskie na sumę 235 zł oraz kanalizacyjno – wodociągowe, za które rachunek opiewał na sumę 550 zł. Podobnie jak w innych tego typu placówkach, program nauczania w ochronie wilanowskiej konspiracyjnie realizowany był w języku polskim. Podczas drugiej wojny światowej budynek ochronki przekazany został przez Adama i Beatę Branickich na potrzeby lokalnej społeczności i Caritasu. Działający tam proboszcz miejscowej parafii, ks. Franciszek Pyrzakowski, oraz Siostry Plateranki pomagali ubogim wspierając ich finansowo, przekazując ubrania i produkty żywnościowe oraz gotując posiłki.

W latach 50. XX w., po przejęciu Wilanowa przez państwo, ochronkę zlikwidowano, a budynek przeznaczono na cele mieszkalne. Anna Branicka była też założycielką ochronki w należącym do dóbr wilanowskich Służewie. Placówka mieściła się w rezydencji Sióstr Magdalenek, a jej poświęcenia w dniu 19 lipca 1910 r. dokonał proboszcz służewieckiej parafii, ks. prałat Zygmunt Mścichowski. Ksawerowa Branicka wymieniana jest także jako jedna z głównych opiekunek ochrony XIII na warszawskich Nowolipkach, utrzymywanej przez opiekunów i z zasiłków przekazywanych przez WTD. Dobre wyniki prac zakładu potwierdzały wizytacje, składane w połowie każdego roku przez oddelegowanych członków WTD. W sprawozdaniu z jednej z takich wizyt czytamy: Ochrona ma dwa oddziały, mieszczące się w dwóch obszernych pokojach, przy zakładzie mieści się także i ogródek. W pierwszym oddziale chłopców jest 26, dziewcząt 30; w drugim chłopców 30, dziewcząt 33. Dozorczyniami są pp. Niemyska i Dąbrowska. Dzieci wszystkie przedstawiły się dobrze, na pytania z religji i rachunków odpowiadały przytomnie, bajeczki deklamowały bardzo dobrze, śpiewały zgodnie, a gimnastykowały się wprawnie. Z kolei obecni oglądali różne robótki dziatek, starannie wykonane […] Z daru opieki dziatwa otrzymała materjały na ubranka i pierniki. Podarunki od opiekunek w postaci sukienek, rękawiczek, szalików, chustek do nosa, pierników i bakalii dzieci otrzymywały także podczas organizowanej w grudniu każdego roku „gwiazdki”. W grudniu 1905 r. grono osób z Anną Branicką i Stefanią Wotowską na czele zgłosiło do WTD prośbę o wyrażenie zgody na urządzenie nowej ochrony wraz z salą zajęć i szwalnią dla dzieci ubogich mieszkańców Powiśla. Miesiąc później, podczas posiedzenia Wydziału Ochron i Żłobków WTD powiadomiono wydział, że w domu nr 59 na Solcu, nazywanym później „Domem opieki dla najuboższych dzieci Powiśla”, otwarto ochronę XXIX dla 40 dzieci, salę zajęć XVI dla 50 chłopców oraz szwalnię XX dla 40 dziewcząt, i że na opiekunkę główną zakładu wybrano Annę Ksawerową Branicką, a na głównego opiekuna – ks. prałata Jełowickiego.

W roku 1908 urząd gubernialny do spraw związków i stowarzyszeń wyraził zgodę na utworzenie „Towarzystwa domu opieki dla najuboższych mieszkańców Powiśla” z rocznym budżetem w wysokości 3500 rubli. Głównymi założycielkami tej instytucji, wspierającymi ją finansowo i czyniącymi starania o pozyskanie funduszy na jej działalność, były: Anna Branicka, Matylda Dunin – Wąsowiczowa, Wanda Krasińska i Jadwiga Lubomirska. Placówka początkowo sprawowała opiekę nad 130. dzieci, a z czasem ich liczba wzrosła do 270. W 1909 r. zajęcia odbywały się już w pięciu oddziałach. Były to 3 ochrony dla najmłodszych i dwie szkółki dla starszych dzieci. W styczniu 1909 roku zarząd instytucji, w którym zasiadała m. in. hrabina Branicka, zapraszał publiczność na koncert symfoniczny w gmachu Filharmonii Warszawskiej, z którego dochód przeznaczony miał być na potrzeby Towarzystwa. Prasa pisała: Rozległe stosunki i zabiegi pań, organizujących koncert na rzecz „Domu opieki” i obfity program artystyczny tego wieczoru oraz udział pierwszorzędnych wykonawców, zapewniają mu zgóry powodzenie materjalne. Z kolei w lutym 1911 r. na rzecz „Domu Opieki” urządzony został pod protektoratem ks. Jadwigi Stanisławowej Lubomirskiej, w warszawskim hotelu Bristol, „Bal kwiatów i motyli”, jako jeden z organizowanych tam balów karnawałowych. Udział w nim wzięły m. in. Anna Ksawerowa oraz Jadwiga Branickie. Dekoracje salonów, goszczących uczestników imprezy, wykonane wg pomysłu artysty – malarza Władysława Woydyno, tak opisywał Kurier Warszawski: Był to sobie także ogród wspaniały o stu słoneczkach elektrycznych, wtulonych w powoje, słoneczniki, lilje, dzwonki leśne, nenufary, co sprawiało, że ogród ten, cały zielenią ocieniony, był jakby pogrążony w zamierających blaskach zachodzącego słońca. Mniejszy salon to barwna cieplarnia z rojem motyli i łątek u stropu; dłoń subtelna urządziła w nim rezynę, całą z paproci, róż i fijołków […] w altanie tej złocił się szampan w kielichach kryształowych, a na tacy leżało dużo, dużo banknotów, złożonych w ofierze najuboższym dzieciom Powiśla […] W najmniejszym z salonów, sumptem głównych organizatorek, stał okazały bufet, na tle krzewów egzotycznych i, naturalnie, cieszył się wielkiem powodzeniem, szczególnie chłodniki, w improwizowanych bowiem ogrodach, pełnych kwiatów i motyli, panowała temperatura lipcowa. W „Domu Opieki” działała sala zajęć dla chłopców między 7 a 14 rokiem życia, gdzie uczono ich przydatnego w życiu rzemiosła oraz szwalnia dla dziewcząt w tym samym przedziale wiekowym. Do roku 1904 z inicjatywy WTD powstało w Warszawie 12 sal zajęć, w których naukę pobierało 1030 chłopców. Na instytucjach tych wzorował się wspominany już ksiądz Siemiec, tworząc zakład przy ulicy Lipowej. Szwalni do roku 1914 założono w Warszawie 26. Obejmowały one nauczaniem 2514 dziewcząt.

Prócz szycia, dziewczęta uczyły się tam gotowania, prania, prasowania, śpiewu, rysunków, czytania i pisania, gimnastyki i hodowli roślin. W zakładzie przebywały od godziny ósmej do zmroku i dwa razy dziennie otrzymywały posiłek. W roku 1900 wprowadzono do szwalni program nauczania szkół rządowych. Ponieważ szwalnie jako instytucje dobroczynne nie pobierały opłat, możliwość kształcenia stanowiła o ich atrakcyjności dla ubogich dziewcząt w czasach, gdy nie istniał obowiązek szkolny, a szkoły były płatne. Podobnie jak w ochronkach, tak też w salach zajęć i szwalniach nauka, mimo zakazu carskich władz, prowadzona była w języku polskim. W piśmie przesłanym do Ksawerego Branickiego przez prezesa WTD w styczniu 1915 r. podano, że Towarzystwo posiadało wtedy 46 takich zakładów, do których uczęszczało około 8000 dzieci. W roku 1895 dzięki staraniom Anny Ksawerowej Branickiej założona została szwalnia w dawnej Rezydencji Komisarskiej w Wilanowie. Zakład kierowany był przez trzy Siostry ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia, zwanych popularnie Szarytkami. Do szwalni uczęszczało 60 dziewcząt, a program nauczania zbliżony był do przyjętego w innych tego typu placówkach działających w Warszawie. Dziewczęta miały do dyspozycji ogród o powierzchni około hektara, gdzie spędzać mogły wolny czas. Jak komentował dziennikarz tygodnika Bluszcz: Zakład prowadzony jest praktycznie. Uderza w nim czystość wzorowa, dbałość o hygienę i pewną estetykę. Siostra zajmująca się działem naukowym jest osobą sprawującą nadzwyczaj sympatyczne wrażenie swoją żywą inteligencyą i wszechstronnem oczytaniem. Dzięki pracom wykonywanym przez pensjonariuszki oraz zapobiegliwości siostry – kierowniczki pokrywano koszty utrzymania placówki, a pewne sumy co roku udawało się nawet zaoszczędzić. Hrabina Branicka wspierała zakład ofiarami w naturze, przekazując korce ziemniaków, kapustę i utrzymując na potrzeby szwalni dwie krowy w dworskiej oborze. Działalność szwalni przerwał wybuch pierwszej wojny światowej, a później, aż do lat 60. XX w. w Rezydencji Komisarskiej czynne było przedszkole. Ważną rolę w niesieniu pomocy ubogim odegrały kasy pożyczkowe i oszczędnościowe, przeznaczone w pierwszej kolejności dla niezamożnych rzemieślników oraz biednych kobiet z pracy rąk się utrzymujących, a objętych księgami stałej ludności warszawskiej. Pierwszą kasę pożyczkową otworzył w 1856 r., z funduszy własnych i WTD, Saliwan Jakubowicz. W styczniu 1902 r., z inicjatywy pisarza i publicysty, partnera życiowego Gabrieli Zapolskiej, Mariana Gawalewicza, powstała „Warszawska kasa oszczędnościowo – pożyczkowa dla kobiet fizycznie pracujących”. Jej pierwszym prezesem została Anna Branicka i funkcję tę pełniła przez kilka kolejnych lat.

Do Kasy należeć mogły kobiety wyznania rzymsko – katolickiego, pracujące fizycznie, powyżej piętnastego roku życia. Składka jednorazowa wynosiła 50 kopiejek, a miesięczna – co najmniej 35 kopiejek. Fundusze na działalność instytucji pozyskiwano m. in. podczas organizowanych w Warszawie jarmarków. Pierwszy taki jarmark odbył się w sierpniu 1902 r. w ogrodzie przy siedzibie Towarzystwa Prawidłowego Myślistwa, mieszczącej się w dawnym pałacu Hołowczyca przy Nowym Świecie. Towarzystwo, którego jednym z założycieli był Ksawery Branicki, udostępniło organizatorom także pomieszczenia swojego lokalu i zajęło się przyozdobieniem ogrodu oraz położonych na parterze pałacu apartamentów. Opłata wejściowa wynosiła 15 kopiejek. Sprzedaż produktów z szerokiego asortymentu odbywała się w specjalnie przygotowanych na ten cel namiotach, odwiedzającym przygrywała orkiestra, a wieczorem ogród rozświetlały iluminacje. Protektorką trwającego cztery dni wydarzenia była hrabina Branicka. W relacji z pierwszego dnia imprezy Kurier Warszawski pisał: W pięknie urządzonych namiotach, za stołami improwizowanych sklepów zajęły miejsca uproszone panie, które dobrowolnie wzięły na siebie ciężką rolę sprzedawczyń i pośredniczek między licznie zebraną publicznością a uczestniczkami Kasy. Ruch też w namiotach panował wciąż bardzo ożywiony, bo i dobroć towaru i cena pomierna musiały zachęcać nabywców, poszukujących książki, drobiazgu ładnego, przedmiotu użyteczności, obrazka lub malowidła, cygara lub papierosa, wreszcie słodyczy, owocu lub mydełka pachnącego. Na wprost wejścia usytuowana została grota malarska, w której gospodynią była pisarka Helena Szolc – Rogozińska (Hajota). Sprzedawano tam akwarele malarza i rysownika, uczestnika powstania styczniowego odznaczonego Krzyżem Walecznych, Ludomira Franciszka Dymitrowicza, ukazujące wnętrza kościoła jasnogórskiego, oraz dekoracyjne panneau, przedstawienia martwej natury, gobeliny i okolicznościowe karty pocztowe. Uwagę zwracał haft z konnym wizerunkiem Jana III Sobieskiego. Nabywców znajdowały brązowe medale Wincentego Trojanowskiego, bite na cześć Henryka Sienkiewicza i na pamiątkę pięćsetnej rocznicy powstania Wszechnicy Jagiellońskiej. Grotę malarską dekorowały kwiaty dostarczane codziennie z ogrodu wilanowskiego za sprawą Anny Ksawerowej Branickiej. Obok groty malarskiej oferowano wyroby zakładu dla kalek św. Stanisława Kostki: bieliznę, serwety, fartuszki, mankiety, krawaty, pończochy i t. p. W namiocie myśliwskim, gdzie jednym z gospodarzy był pisarz i dziennikarz, Kazimierz Laskowski, sprzedawane były wyroby cukiernicze i kwiaty, w gustownie a fantastycznie ubranej „Wieży motylowej” odbywała się sprzedaż cygar i papierosów, a w chacie wieśniaczej raczono przybyłych owocami, wędlinami, ciastami i obwarzankami.

Własny pawilon miało Wydawnictwo Gebethner i Wolff oraz Warszawska Fabryka Perfum Fryderyka Pulsa. Nabyć można też było papeterie, gorsety, wyroby z gliny i szkła oraz abażury. Szczególnym powodzeniem cieszył się sklep własny Kasy, w którym po bardzo niskich cenach sprzedawano wyroby bieliźniarskie, hafty, saszetki ręcznie malowane i sztuczne kwiaty. Jarmarcznego kolorytu nadawali imprezie: uwijający się po ogrodzie, ucharakteryzowany żebrak, sprzedający jednodniówkę wydaną przez redakcję Dobrej Gospodyni, Żyd handlujący wszelkimi towarami, włościanin w tradycyjnym stroju wilanowskim oraz wiejska kwiaciarka z koszem pełnym owoców i kwiatów. Pierwszego dnia jarmark odwiedziło około 2000 osób, a na potrzeby Kasy zebrano 2000 rubli. Niestety trzeciego dnia, ze względu na niepogodę, frekwencja i wpływy były niższe, co skłoniło organizatorów do przedłużenia, planowanej na trzy dni imprezy, o jeszcze jeden dzień. Jak pisał Kurier Warszawski: Wynik jarmarku, dzięki poparciu szerszego ogółu, był dość pomyślny, wskutek czego Kasa pozyskała zasiłek, pozwalający na rozszerzenie jej pożytecznej działalności w zakresie zakreślonym przez ustawę. W Biesiadzie Literackiej dodawano: Kasa się zareklamowała doskonale, a to w dzisiejszych czasach wiele znaczy. Drugi taki jarmark odbył się w tym samym miejscu rok później, a jego protektorką została ponownie hrabina Branicka. Była też ona wymieniana wśród osób, z których funduszy w roku 1904 zakupiono na potrzeby Kasy kolonię pod Piasecznem. Jak podano w sprawozdaniu, opublikowanym przez Kurier Warszawski w roku 1912, kiedy to funkcję prezesa pełniła już hr. Maria Łubieńska, w ciągu dziesięciu lat swojego istnienia instytucja ta udzieliła pożyczek na sumę ponad 24487 rubli, z jej funduszów udzielono 3932 porady lekarskie, wliczając w to 11 poważnych operacji chirurgicznych, wydano 4432 lekarstwa, lekarzom i aptece wypłacono ponad 3896 rubli, sprzedano wyrobów własnych członkiń Kasy za ponad 6719 rubli, a 749 spośród nich dzięki staraniom Kasy otrzymało zajęcie.

Prócz tego mogły one korzystać z darmowych kąpieli, rozdawany był wśród nich kefir, a na święta – herbata, cukier, ciasta i mięso. W miarę możliwości opłacano też wpisy szkolne dla ich dzieci. Z kolonii w Piasecznie skorzystało 298 członkiń Kasy przy niewielkiej opłacie w wysokości 2 rubli tygodniowo za pełne utrzymanie. W skromnym swoim zakresie i przy bardzo szczupłych środkach instytucja ta zrobiła bardzo wiele i oddała poważne usługi sferze, dla której otworzona została – podsumowano w Kurierze Warszawskim. Na dziesięciolecie istnienia Kasy jej zarząd zorganizował raut w salonach klubowych cukierni Lardellego przy ul. Boduena oraz przedstawienie w Teatrze Letnim na terenie Ogrodu Saskiego.

Wśród innych towarzystw dobroczynnych, które wspierali Braniccy, opłacając składki członkowskie i uczestnicząc w imprezach charytatywnych, były m. in. Towarzystwo Pań Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo, Chrześcijańskie Towarzystwo Ochrony Kobiet oraz Towarzystwo Opieki nad Chorymi Niezamożnymi p. w. św. Antoniego. Pierwsze z nich utworzone zostało w 1854 r. staraniem Pauliny z hr. Krasińskich Górskiej, a za cel stawiało sobie niesienie pomocy najbiedniejszym rodzinom, których pracujący członkowie dotknięci byli chorobą lub kalectwem. Chrześcijańskie Towarzystwo Ochrony Kobiet, powstałe w roku 1902 z inicjatywy Gustawa hr. Przeździeckiego i dr Józefa Zawadzkiego, redaktora „Kroniki Lekarskiej”, zajmować się miało z kolei obroną dziewcząt i kobiet od upadku oraz doprowadzeniem upadłych na drogę cnoty. Towarzystwo Opieki nad Chorymi Niezamożnymi zawdzięczało swoje istnienie zabiegom hr. Julii Aleksandrowiczówny. Przejęta niedolą cierpiących przez kilka lat uczyła się ona w klinikach zagranicznych sztuki pielęgniarstwa, powróciwszy zaś do kraju oddała się idei stworzenia szpitala, który byłby zarazem szkołą pielęgniarek. Zgromadziwszy wokół siebie grono zainteresowanych tą inicjatywą osób, założyła 1902 r. Towarzystwo i została jego dożywotnią przewodniczącą. Wobec szczupłych funduszy swoją działalność prowadziła początkowo w ambulatoriach dr Romana Skowrońskiego, który przekazał je później Towarzystwu na własność. Zgromadzona w ciągu kilku lat suma 57 tys. rubli pozwoliła na zakupienie domu przy ul. Topiel 14, gdzie Towarzystwo przeniosło swoją siedzibę. Przeróbki domu i wyposażenie go w odpowiedni sprzęt zajęły ponad trzy lata. W listopadzie 1912 r. szpital został poświęcony i oddany do użytku. W zarządzie szpitala miejsce otrzymał m. in. syn Ksawerego Branickiego, Adam.

Zorganizowany w czerwcu 1910 r. bal kostiumowy na rzecz Towarzystwa, podczas którego rolę gospodyń pełniły m. in. Julia Aleksandrowiczówna, Anna Ksawerowa Branicka i Henrykowa Marconiowa, tak opisywał Kurier Warszawski: […] była to zabawa kostiumowa, na której panie wystąpiły w strojach ludowych z różnych dzielnic ziem polskich. Tańczono ochoczo w 56 par, a z ogólnej liczby tancerek bez mała 40 panien przywdziało barwne i żywe ubiory z Krakowskiego, z Podlasia, z Kujaw, z Sieradzkiego, z Białej, z Podola, z Ukrainy, z Pokucia i ze Szlązka Cieszyńskiego. Z panów trzech wystąpiło w strojach krakowskich. Szereg kostiumów, czysto chłopskich, uzupełniała cyganka, a ponadto była też Zosia z „Pana Tadeusza” i żydówka polska w stroju dawnej doby. Wszystko zaś to tworzyło razem wieniec tancerek bardzo ładny i wzorzysty, tak ładny, że wobec owych sukni wieśniaczych, stanowczo gasły balowe stroje pań nieukostiumowanych. A przy tem i każdej z osobna tancerce wielce było do twarzy w owym chłopskim stroju, i pierzchło zgoła mniemanie, że ten strój nie nadaje się na salę balową. Owszem, było to i ładne, i miłe, i pełne życia i humoru i…tanie. A całość zabawy była tak udatna, że nawet bierni jej uczestnicy, grający rolę widzów, przesiedzieli do końca tańców, które przeciągnęły się do 4-ej zrana. Prócz tego Braniccy uiszczali składki członkowskie do kasy Towarzystwa Doraźnej Pomocy Lekarskiej, Warszawskiego Towarzystwa Pomocy Lekarskiej i Opieki nad Umysłowo i Nerwowo Chorymi oraz Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża.

W dziewiętnastowiecznej Warszawie, tak jak w całym zaborze rosyjskim, szczególnie trudna była sytuacja dzieci wymagających opieki szpitalnej. Na terenach Kongresówki szpitale w ogóle działały w niekorzystnych warunkach, a tego typu placówek przeznaczonych wyłącznie dla najmłodszych nie było wcale. Dlatego też inicjatywa dr Antoniego Sikorskiego, który zaproponował utworzenie w Warszawie szpitala dziecięcego, spotkała się z ogromnym poparciem elit intelektualnych i finansowych stolicy. Początkowo uzyskano jedynie pozwolenie na utworzenie „Zakładu prywatnej lecznicy dla dzieci dr A. Sikorskiego”, który utrzymywany miał być z funduszy własnych. Lecznica dr Sikorskiego – pierwszy szpital dziecięcy w Królestwie Kongresowym – zaczęła przyjmować pacjentów jesienią 1869 roku w wynajętych pomieszczeniach przy ul. Solnej 4. Działający dzięki publicznej ofiarności zakład posiadał oddziały dla chorych na odrę, ospę i płonicę, oddział okulistyczny i salę operacyjną, a także własną aptekę. Prócz kilku lekarzy w szpitalu stale pracowało dziesięć Sióstr Miłosierdzia, czyli Szarytek, sprawujących opiekę pielęgniarską nad chorymi. Za tę posługę, zakład zapewniał im mieszkanie i utrzymanie. Wraz z rozwojem miasta zakres oferowanej przez szpital opieki lekarskiej stawał się niewystarczający. W tej sytuacji dr Sikorski wystarał się o plac przy ul. Aleksandria (od 1907 r. – ul. M. Kopernika), zgodę na przeniesienie tam swojej lecznicy i nadanie jej nazwy: Warszawski Szpital dla Dzieci. Istniejące na posesji budynki, w jednym z których na świat przyszedł Józef Ignacy Kraszewski, zostały wyburzone, dzięki zaś hojności licznych ofiarodawców wkrótce stanął w tym miejscu nowy budynek szpitalny.

Największą sumę, ponad 47 tys. rubli, złożyła na ten cel Aleksandra Augustowa Potocka, stryj Ksawerego Branickiego, Aleksander, ofiarował z górą 6 tys. rubli, a ogółem zebrano ponad 90 tys. rubli. Aleksandra Potocka otrzymała też miejsce w zarządzie nowej placówki. Plany gmachu przygotowali budowniczy m. Warszawy, Julian Ankiewicz, i budowniczy guberni warszawskiej, Franciszek Tournelle. Kamień węgielny pod budowę położono w maju 1874 r., a następnego roku, w listopadzie, szpital mógł już przyjmować pierwszych pacjentów. Mieścił on w tamtym czasie 79 łóżek. Z biegiem lat otwierano kolejne oddziały i zwiększała się baza łóżkowa. W 1884 roku wybudowano oddzielny pawilon chorób zakaźnych (20 łóżek, 2 separatki i sala operacyjna). Dziesięć lat później o „szpitaliku”, jak go wówczas zdrobniale nazywano, Tygodnik Ilustrowany pisał: […] wstępując w progi tej instytucji, człowiek owiany zostaje jakąś atmosferą dziwnie miłą, dobrą, macierzystą, nie przypominającą wcale zwykłych, szpitalnych sal z odorem jodoformu lub karbolu. Na kurytarzach widnych i czystych widzi się niekiedy konie na biegunach, małe stoliczki, zabawki dziecinne. W salach obszernych, gdzie we dwa rzędy ustawiono dziesięć łóżek, dostatnio zasłanych, napotyka się żywe, bujne kwiaty na szerokich oknach, skąd zieleń świeża już sympatyczne wywołuje w gościu wrażenie […] Cały gmach jest wygodny i przeznaczeniu swemu najzupełniej odpowiada. Z kolei w relacji spisanej przez jednego z autorów Kuriera Warszawskiego w roku 1902 czytamy: Wchodzimy. Główny pawilon wywiera na razie takie wrażanie, jakbyśmy wstępowali w progi pałacowe. Wszystko jest nietylko porządne, ale smaczne i prawie wytworne. Klatka schodowa, posadzki, ściany, wszędzie znać nietylko zmysł utylitarny lekarza, lecz rękę artysty. W dalszej wędrówce po salach oczywiście piękno ustępuje na plan drugi, ale wszystko, co medycyna spółczesna przepisuje dla urządzeń szpitalnych, znalazło tu zastosowanie praktyczne. Gabinet operacyjny np., ze ścianami malowanemi olejno i pokostowanemi, z kątami zaokrąglonemi, dla przeciwdziałania nagromadzeniu się kurzu, ze sprzętami żelaznemi, lśniącemi czystością, jest wzorowym okazem szpitalnictwa postępowego. Łóżeczka praktyczne, urządzenia kąpielowe, laboratorja bakterjologiczne, apteka i kaplica uzupełniają ten obraz tak sympatyczny, pomimo nagromadzonych tu bólów ludzkich. Wiele lat później, w roku 1934, otwarty został oddział niemowlęcy, przyjmujący dzieci poniżej 2 roku życia, zmodernizowano laboratorium, zaczęto używać aparatu rentgenowskiego, liczbę łóżek zwiększono do 200 i po raz pierwszy pojawiły się karty pacjentów.

W szpitalu prowadzona była też działalność naukowo – dydaktyczna, m.in. zajęcia z zakresu chorób dziecięcych dla studentów IV i V roku wydziału lekarskiego Uniwersytetu Warszawskiego W czasie powstania warszawskiego szpital przejął rolę szpitala powstańczego. W tym okresie budynki szpitalne uległy znacznemu zniszczeniu. W roku 1945 rozpoczął na nowo swoją działalność jako „Miejski Szpital Dziecięcy nr 1”. Ksawery i Anna Braniccy po objęciu Wilanowa, starali się wspierać różne instytucje dobroczynne, na rzecz których działała wcześniej Aleksandra Augustowa Potocka. W styczniu 1892 r. do zarządu „szpitalika” zaproszona została Anna Branicka, zajmując miejsce zmarłej właścicielki pałacu wilanowskiego, a w czerwcu do udziału w pracach zarządu zaproszono Ksawerego Branickiego. Wcześniej umorzył on dług w wysokości 10 000 rubli, jaki zarząd zaciągnął u Aleksandry Potockiej we wrześniu i październiku 1891 r. na urządzenie w szpitalu kanalizacji. Od początku swojego istnienia szpital działał dzięki ofiarności warszawiaków. Hojni dobroczyńcy wykupywali tzw. łóżka wieczyste, czyli sponsorowali leczenie pacjentów leżących na konkretnym łóżku. Wg sprawozdań z działalności szpitala zamieszczonych w Kurierze Warszawskim w roku 1898 i 1903, Braniccy mieli pod swoja opieką pięć takich łóżek, przy czym roczny koszt utrzymania jednego łóżka w kolejnych latach wahał się od 150 do 218 rubli. Przekazywali też na potrzeby szpitala dary w naturze. Przykładowo w roku 1897 ofiarowali 3 fury słomy, 15 korców kartofli i 5 kop kapusty, a w roku 1902 – 15 korców kartofli, 5 kop kapusty i 4 choinki. Ważne źródło finansowania zakładu stanowiły imprezy charytatywne: kwesty, koncerty i bale, przy organizacji których wielokrotnie udział brała Anna Ksawerowa Branicka we współpracy z należącą do zarządu szpitala Cecylią Maurycową Bormanową. Uczestniczyła w przygotowaniach do koncertów: polskiego pianisty mieszkającego w Paryżu, Augusta Radwana, w salach ratuszowych, w dniu 17 kwietnia 1901 r., artystów włoskich w wielkiej sali Filharmonii Warszawskiej, w dniu 2 kwietnia 1902 r., i orkiestry Filharmonii Warszawskiej w Dolinie Szwajcarskiej, w dniu 31 maja 1907 r.

Była też protektorką kwest wielkanocnych organizowanych w Wielki Piątek i Wielką Sobotę w szpitalnej kaplicy. W roku 1918, pod swoją nieobecność, poleciła w ramach wielkanocnej kwesty przekazać na ręce Maurycowej Bormanowej sumę 500 marek. Przede wszystkim jednak, kontynuując dawniejszą tradycję, współorganizowała na potrzeby zakładu dr Sikorskiego bale charytatywne, podczas których zbierano każdorazowo po kilka tysięcy rubli. Odbywały się one raz w roku, w styczniu, bądź w lutym, i należały do najważniejszych balów karnawałowych ówczesnej Warszawy. Organizowane były początkowo w pomieszczeniach warszawskiego ratusza w pałacu Jabłonowskich, zwanych popularnie salami ratuszowymi, a później w eleganckich salonach hotelu Bristol, na którego ostatnim piętrze swoją malarską pracownię miał Wojciech Kossak. Warszawska prasa zachęcała do udziału w tych imprezach i zamieszczała relacje z ich przebiegu. Anonsując karnawałową zabawę na rzecz „szpitalika” w dniu 1 lutego 1893 r. w salach ratuszowych Gazeta Warszawska pisała: Opiekunkami i głównemi gospodyniami balu będą: Anna z hr. Potockich hrabina Branicka i Róża z hr. Potockich hrabina Raczyńska. Głównem gospodarzem i organizatorem będzie, jak od lat kilkunastu, członek zarządu szpitala, p. Kazimierz Dobiecki. Według projektu głównego gospodarza, bal ten będzie posiadał nowość, a mianowicie będzie to „Bal biały”, zależący na tem, że wszystkie panie tańcujące, będą proszone o przybycie w strojach balowych wyłącznie białych, przy użyciu tylko białych kwiatów naturalnych albo sztucznych, panie zaś starsze i wszystkie, które przybędą w strojach nie białych, będą proszone o zajęcie miejsc w drugim rzędzie krzeseł, albo ławek. Panowie wszyscy będą w stroju zwyczajnym balowym, ale koniecznie w białych otwartych kamizelkach i z bukiecikami z białych kwiatów, nieco większego rozmiaru od zwykle używanych. Sala balowa będzie udekorowana girlandami zieleni, której dostarczą lasy wilanowskie. Ten sam tytuł tak zachęcał czytelników do udziału w imprezie planowanej na dzień 29 stycznia 1894 r.: Gospodarze balu, chcąc możliwie uprzyjemnić zaproszonym czas, spędzony na salach ratusza, przedewszystkiem postarali się, powierzając główny kierunek artyście – malarzowi p. St. Lentzowi, o przyozdobienie sali zielenią, sprowadzoną z dóbr Wilanowskich. Nadto główna opiekunka szpitala i gospodyni balu Ksawerowa hr. Branicka, uważając przybyłe osoby za swoich własnych gości, poleciła bezpłatnie roznosić wszelkie chłodniki i herbatę tak po salach, jak i galeryach. Bufet cukierniczy będzie urządzony przez firmę Loursa i S – ki, bufet zaś restauracyjny obejmie znany kuchmistrz p. Sochacki. W dniu 9 lutego 1898 r. Kurier Warszawski informował: Dziś, z uderzeniem godziny 10 –ej wieczorem, do Sali ratuszowej zaczną się zjeżdżać goście balu na szpitalik dziecięcy przy ul Aleksandrja. Biletów sprzedano już bardzo dużo, kto jednak chce zasilić kasę szpitalika, może to uczynić przez nabycie biletu przy wejściu na salę balową. Każda trzyrublówka, złożona za bilet w kasie szpitala, przyda się, bo jeżeli gdzie, to w szpitaliku „od przybytku głowa nie boli”. Następnego dnia Kurier zamieścił na swoich łamach relację z tej imprezy: Czyż potrzeba popularniejszego hasła, większej pobudki, podnioślejszej idei dla zabawy tanecznej ? A jednak tym razem cel został uświęcony dzięki nie pochopowi do tańca, ale kwestarskiej wynalazczości głównych gospodyń i organizatorek balu wczorajszego: hr. Ksawerowej Branickiej i Maurycowej Bormanowej…Potrafiły one dotrzeć biletami i zaproszeniami wszędzie, gdzie serce żywiej bije dla niedoli maluczkich, a kieszeń ofiarniejsza szerzej dla ich wsparcia się otwiera…I zebrał się z tej kwesty niejeden tysiączek zapomogi dla szpitalika dziecięcego […] Co prawda „galerja” tylko stawiła się cała o oznaczonej porze i już od dawna szły z poza balustrad galerjowych rozciekawione spojrzenia na salę, kiedy ta dopiero bardzo powoli zaludniać się zaczęła.

Więc najpierw w około obudwóch gospodyń głównych balu utworzył się cercle iście rautowy, przerwany dopiero dźwiękami poloneza…Rozpoczęli nim antiquo modo tańce: J. O. pomocnik jenerał – gubernatora warszawskiego ks. Oboleński z hr. Ksawerową Branicką, hr. Feliks Czacki z ks. Oboleńską, prezydent m. Warszawy jenerał – major Bibikow z p. Maurycową Bormanową, ks. Włodzimierz Czetwertyński z hr. Gustawową Przezdziecką i ks. Mieczysław Woroniecki z ks. Wł. Czetwertyńską. Po jednym turze orkiestra p. Różalskiego poddała rytm walca i popłynęły pary za p. Władysławem Lasockim, ster taneczny w dłoni dzierżącym. Kiedy zaś po ochłodzeniu się napojami, ofiarowanemi przez hr. Ksawerową Branicką, rozwinęły się dwie kolumny do pierwszego kontredansa, nie trudno było jednym rzutem oka ogarnąć tancerki, ażeby módz wymienić: hrabianki Platerówny, hr. Zofję Przeździecką, hr. Różę Czacką, hr. Izabelę Mielżyńską, ks. Mitę Woroniecką, hr. Natalję Potocką, hr. Pahlenową, hr. Marję i Helenę Wodzińskie […] I tak szły tańce jedne za drugiemi, wśród uprzejmych gospodarzy, odznaczonych czerwonym gwoździkiem, pod okiem jasnemi barwami upstrzonej galerji, gdzie bawiono się nie gorzej niż na sali. Dochód netto z imprezy wyniósł 4223 ruble.

Różne działania związane z opieką szpitalną Braniccy podejmowali także podczas wojen, kiedy pomoc taka była szczególnie potrzebna. W pierwszych miesiącach 1904 r., w czasie wojny rosyjsko – japońskiej o panowanie na Dalekim Wschodzie, Ksawery Branicki znalazł się w gronie osób, które na prośbę arcybiskupa warszawskiego, Wincentego Popiela, zaangażowały się w zbieranie ofiar na rzecz utworzenia warszawsko – łódzkiego oddziału sanitarnego św. Wincentego à Paulo w Charbinie, przeznaczonego dla polskich żołnierzy służących w armii carskiej. Do kwietnia 1904 r. uzbierano na ten cel 62 000 rubli. Głównym organizatorem szpitala został poseł do Rady Państwa w Królestwie Polskim, hr. Ksawery Orłowski, a naczelnym lekarzem dr Kazimierz Orzeł, który o podległej mu placówce mówił: Szpital nasz na terenie wojny wprost pokochałem. Jest zaś on jedyną pociechą w tęsknocie za rodziną i krajem. I sądzę, że jest jedna okoliczność, z którą tu na wojnie bardzo się liczyć potrzeba, mianowicie ta, ażeby, prócz pomocy lekarskiej, otoczyć chorego, rannego, wycieńczonego trudami wojny – jaknajmilszą atmosferą duchową. To daje się osiągnąć przez stosowanie się możliwe do jego upodobań, przez całodzienne prawie z nim obcowanie, przez upodabnianie całego w szpitalu trybu życia i pewnych specjalnych urządzeń do tych, które przypominają choremu strony rodzinne. Ten cel postawiliśmy sobie w naszej tutaj działalności […] Usiłowania księdza kapelana, sióstr, głównego organizatora, oraz nas lekarzy i naszych sanitarjuszów, są dotąd i będą nadal usilnie w tym właśnie kierunku skierowane. Bo atmosfera serdeczna, rodzinna, najlepiej koi bóle i siły powraca. Baza łóżkowa oddziału powiększała się stopniowo od kilkudziesięciu łóżek do ponad stu. Anna Ksawerowa Branicka najpewniej utrzymywała kontakt z tą placówką i być może wspierała jej działalność finansowo. Na przesłanej do niej fotografii, wykonanej w jednym ze szpitalnych pomieszczeń, Ksawery Orłowski zamieścił dedykację: J. W. Pani Hrabinie Annie Xawerowej Branickiej dalekiej a sercem tak bliskiej Oddziałowi Sanitarnemu Polskiemu na Dalekim Wschodzie wdzięczny naczelnik oddziału. W maju 1905 r. powróciło do Warszawy kilkudziesięciu polskich żołnierzy, rannych podczas walk na Dalekim Wschodzie, którzy ewakuowani zostali z tamtejszych lazaretów. Ich rozlokowaniem po wiejskich dworach, oferujących im swoją opiekę podczas rekonwalescencji, zajął się hr. Adam Zamoyski, działający z ramienia Rosyjskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża. Trzech z nich za zgodą Ksawerego Branickiego trafiło do Wilanowa. Można przypuszczać, że przyjął on później większą ich liczbę, skoro w zachowanej korespondencji z tamtego czasu, mowa jest o istniejącej wtedy w Wilanowie lecznicy dla rannych i chorych żołnierzy.

Na skierowane do Ksawerego Branickiego w dniu 12 (25) września 1905 r., zapytanie, do której kategorii zaliczona ma być lecznica wilanowska, Adam Zamoyski otrzymał odpowiedź, że winna być zaliczona do kategorii trzeciej, mającej funkcjonowanie do dnia 1/14 marca 1906 r. W czasie pierwszej wojny światowej, latem 1914 r., Ksawery Branicki urządził własnym sumptem lazaret dla 20 żołnierzy Polaków w północnym skrzydle pałacu wilanowskiego. Na utrzymanie szpitala właściciel Wilanowa wydatkował co miesiąc ok. 1000 rubli. Stałą opiekę lekarską sprawował tam dr Jakub Małynicz, a do pomocy chirurgicznej dojeżdżał z Warszawy dr Marian Borsuk. Mieli oni do pomocy kilkanaście sanitariuszek spośród stałych mieszkanek Wilanowa i kilkunastu sanitariuszy z personelu dóbr wilanowskich. Do zajęć tych teoretycznie i praktycznie przygotował ich dr Małynicz. Chyba dodawać nie trzeba – pisał Kurier Warszawski – że ranni, umieszczeni w przepysznej siedzibie historycznej, korzystają z warunków wyjątkowych i są bardzo zadowoleni: mają oni apartament wspaniały, wygody, o jakich tylko można zamarzyć, doskonałą i obfitą kuchnię pałacową, opiekę czujną i niezmiernie troskliwą, wreszcie świeże powietrze, tak zbawienne podczas kuracji. Korzystają przytem z zupełnej swobody, przystęp bowiem do skrzydła, zamienionego na szpital, jest odgrodzony barjerą; publiczność nie ma również przystępu do fragmentu parku, ciągnącego się pomiędzy lewem skrzydłem i znaną, a tak piękną aleją grabową, ranni więc, z których niektórzy mogą wychodzić, większość dnia spędzają na powietrzu: w harmonji z pięknością parku koi ono nerwy zbolałe chorych, przybyłych z ognia wojennego. Jest to szpital „wyjątkowy”. W tym samym czasie lazaret dla 15 rannych urządziła w pałacu we Frascati żona stryjecznego brata właściciela Wilanowa, Julia Władysławowa Branicka. Staraniem spadkobierców Władysława Branickiego doraźny szpital wojskowy powstał także w jego majątku w Stawiszczach.

W latach pierwszej wojny światowej, w swoim majątku Montrésor Ksawery Branicki urządził szpital dla żołnierzy Legionu Polskiego we Francji. Utrzymywał również tamtejszą ochronkę, a za swoją działalność społeczną nagrodzony został orderem Legii Honorowej. Nieco wcześniej, w październiku 1913 r., przekazał 1000 rubli na urządzenie wnętrz katolickiego szpitala powstającego w Kijowie dzięki funduszom, które przed śmiercią pozostawił na cele dobroczynne były poseł do Rady Państwa, Stanisław Syroczyński.

W latach pierwszej wojny światowej i walk o granice odradzającego się polskiego państwa znacząco zwiększyły się potrzeby w zakresie opieki społecznej i pomocy materialnej. Objęte były nimi wówczas dwie grupy społeczne: pierwszą stanowiła ludność cywilna, w tym zarówno ci, którzy i przed wojną wymagali opieki, jak też nowa rzesza dotknięta skutkami wojennego kataklizmu, drugą zaś stanowili żołnierze walczących armii, ranni leczeni w pozafrontowych szpitalach, inwalidzi wojenni nieposiadający środków do życia oraz ich rodziny. W sytuacji Polaków niesienie pomocy potrzebującym stawało się niemalże patriotycznym obowiązkiem. Szczególną opieką otaczano żołnierzy Legionów Polskich i weteranów 1863 r. Wspierano materialnie ich rodziny, wdowy i sieroty, wypłacano zasiłki pieniężne, utrzymywano schroniska, sanatoria i szpitale. Jedną z najważniejszych instytucji opiekuńczych na ziemiach polskich w początkach pierwszej wojny światowej był Centralny Komitet Obywatelski. Został on utworzony we wrześniu 1914 r. za zgodą władz rosyjskich, z inicjatywy działaczy Centralnego Towarzystwa Rolniczego, Towarzystwa Przemysłowców Guberni Królestwa Polskiego, Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego oraz Towarzystwa Popierania Przemysłu i Handlu. Po zajęciu Warszawy przez wojska niemieckie Komitet działał jeszcze przez jakiś czas, ale we wrześniu 1915 r. decyzją generalnego gubernatora Hansa Hartwiga von Beselera został rozwiązany, a na jego miejsce powołano Radę Główną Opiekuńczą. Przez niespełna rok Komitet wraz z delegaturami utworzył 108 stałych schronisk dla 10 tys. osób, a także schroniska tymczasowe dla 33 700 osób, 17 punktów żywnościowych, 126 bezpłatnych jadłodajni, 217 herbaciarni, 250 ochronek dla 20 tys. dzieci, 16 punktów szpitalnych. Z CKO stale współpracował Komitet Obywatelski m. Warszawy powołany 1 sierpnia 1914 r. jako instytucja zaopatrująca mieszkańców stolicy w artykuły pierwszej potrzeby i pomagająca im w wyszukiwaniu pracy. Komitet Obywatelski zorganizował w Warszawie m. in. 4 giełdy pracy, 32 bezpłatne schroniska dla bezdomnych, 18 gospód – hoteli odpłatnych, 5 szpitali oraz 25 tanich kuchni i herbaciarni, a z jego pomocy korzystało stale ok. 45 000 osób. Rozwiązany został przez niemieckie władze okupacyjne w maju 1916 r. Liczne działania o charakterze dobroczynnym podejmowały w tamtym czasie środowiska ziemiańskie, w tym także Braniccy z Wilanowa. W pomieszczeniach pałacu wilanowskiego utworzyli oni lazaret dla polskich żołnierzy i wspierali różne instytucje niosące pomoc potrzebującym. W sierpniu 1914 r. i we wrześniu 1915 r. tytułem ofiary na rzecz ubogich przekazali dla Komitetu Obywatelskiego sumy 1000 i 3000 rubli. Niezależnie od wsparcia finansowego Ksawery Branicki wybrany został we wrześniu 1914 r. na stanowisko prezesa Komitetu Obywatelskiego w Wilanowie. Do zarządu wybrano także administratora dóbr wilanowskich, Jakuba Mścichowskiego i proboszcza miejscowej parafii, Henryka Trawińskiego.

Z Gminy Wilanów na wojnę wysłanych zostało ok. 300 rezerwistów i Komitet starał się zapewnić ich żonom pracę zarobkową, co stanowiło problem szczególnie zimą. W lutym 1919 r. Anna Branicka sfinansowała dożywianie wilanowskich dzieci. W działania pomocowe w okresie wojen angażowali się także inni mieszkańcy Wilanowa. Jesienią 1914 r. wiernym z parafii wilanowskiej pod przewodnictwem ks. proboszcza Henryka Trawińskiego udało się zebrać 50 rubli dla osób, które ucierpiały w wyniku działań wojennych, i jak pisała Gazeta Poranna była to pierwsza tego rodzaju ofiara pozwalająca na udzielenie choć drobnej pomocy tym, którzy naprawdę jej potrzebują. A takich jest legion ze wszystkich niemal miejscowości pogranicznych, a szczególniej tych, gdzie odbywały się zapasy wojenne. Z kolei w lutym 1919 r. gen. Henri Albert Niessel, późniejszy szef francuskiej misji wojskowej w Polsce, zwrócił się listownie do Ksawerego Branickiego z następującą prośbą: Kochany Hrabio ! Przeczytałem z wielkim zajęciem zaświadczenie wydane przez Wójta Gminy Willanowa – zaświadczenie uwydatniające odwagę i piękną wspaniałomyślność jaką wykazali mieszkańcy Willanowa, ratując z narażeniem życia zbiegłych z Warszawy francuskich żołnierzy. Byłbym bardzo szczęśliwy gdybyś Pan zechciał wyrazić tej szlachetnej ludności podziękowania, jakie jej składam w imieniu Francji […]. Prócz Komitetu Obywatelskiego Braniccy wspierali finansowo różne instytucje niosące pomoc polskim jeńcom i inwalidom wojennym. Latem 1918 r. Koło Pomocy dla Legionistów Polskich i ich Rodzin rozesłało list, który trafił także do właścicieli Wilanowa. W liście czytamy: Już wkrótce rok dobiega, jak żołnierz polski internowany w Werl, Benjaminowie, Łomży a ostatnio na Węgrzech cierpi niedostatek graniczący z nędzą. W dodatku ciężka troska o los rodzin, pozbawionych wszelkiej pomocy od internowanych mężów i ojców powiększa cierpienia tych najlepszych synów ojczyzny […] Tylko zbiorowa ofiarność może usunąć niedostatek w żywności, odzieży i obuwiu, niedostatek z każdym dniem wzrastający. Wobec coraz trudniejszego zdobywania na ten cel funduszów Koło Pomocy gorąco apeluje do wszystkich instytucji społecznych i wszystkich prawdziwych obywateli kraju o szybkie poparcie wysiłków naszych, zmierzających do ulżenia ciężkiej doli żołnierza polskiego. Złożona przez Branickich na ten cel ofiara wyniosła 200 marek. Niedługo później przekazali oni 1000 marek na Fundusz dla Jeńców Polaków utworzony przez Sekcję Pomocy Komitetu Generalnego w Vevey, odpowiadając na apel tej instytucji skierowany do najwybitniejszych osób w naszem społeczeństwie. W kwietniu 1920 r. ofiarowali sumę 2000 marek na cele Związku Inwalidów Rzeczypospolitej Polskiej. Ich pomoc przybierała niekiedy formę darowizn w naturze. W listopadzie 1918 r. Ksawery Branicki zakupił dla Wojska Polskiego konia gniadego, wierzchowego i siodło z dodatkami za sumę 6700 marek. Na święta Bożego Narodzenia w roku 1919 Braniccy podarowali i pokryli koszty transportu 100. choinek dla chorych i rannych żołnierzy przebywających w szpitalu wojskowym w Zamku Ujazdowskim w Warszawie.

Każdego roku do hr. Branickich napływały listy z prośbami o wsparcie finansowe od osób, które w wyniku różnych wypadków losowych znalazły się w trudnej sytuacji materialnej. Właściciele Wilanowa zwykle starali się im pomóc udzielając niewielkiej zapomogi. Przykładowo w sierpniu 1893 r. Jan Teodor Rawski, w liście adresowanym do Ksawerego Branickiego, pisał: Poświęciwszy całe swoje mienie, zdrowie dla kraju i swych współbraci, żyjąc całe życie uczciwie, to sądzę że przy obecnem moim rozpaczliwem położeniu znajdę u Panów możnych tyle współczucia że podadzą mi rękę wnieszczęściu.

Powołując się na rekomendacyę JW Pani Hrabiny Branickiej, ośmielam się prosić Jaśnie Wielmożnego JPana Hrabiego o pomoc materyalną podług uznania Jego, gdyż wszystkie ubranie całej mojej rodziny jest w lombardzie i na życie niema, zima nadchodzi i w krótkim czasie będziemy bez dachu, ubrania i życia. Ksawery Branicki przekazał autorowi listu 10 rubli. Podobną zapomogę uzyskała Wanda Myszkowska w odpowiedzi na list kierowany do hr. Branickiego, w którym czytamy: Pozostawszy wdową od pięciu lat z dwojgiem małoletnich dzieci po ś. p. Leonie Myszkowskim Artyście Rzeźbiarzu zgon jego niespodziewany wywarł wielkie wrażenie w kole kolegów, jako rzeźbiarz był bardzo zdolnym człowiekiem prace jego świadczą w wykwintnych pałacach, domach, jak również w kościołach, nawet kościołek w Wilanowie ręka pracy mego męża była dołożoną, napisał kilka utworów technicznych był dobrym i czułem dzielił ostatni grosz pracą zdobyty z bliźnimi łaknącemi kawałka chleba […] mam w Bogu nadzieję że Jaśnie Wielmożny Hrabia Pan dopomoże nieszczęśliwej. Przyczem nadmieniam że Jaśnie Wielmożny Pan Hrabia w zeszłym roku przyszedł mi wpomoc także, mam nadzieję w Bogu że i wtym roku Pan Hrabia swej pomocy nieodmuwi. Braniccy nie byli też obojętni na los tych, którzy utracili swój dobytek w wyniku klęsk żywiołowych. Kiedy w początkach 1904 r. Henryk Sienkiewicz zorganizował publiczną zbiórkę na rzecz powodzian, przekazali na ten cel 500 rubli. W październiku 1904 r. z kolei udzielili 400 rubli zapomogi pogorzelcom z Wilanowa.

Jako ludzie wierzący i świadomi szczególnego znaczenia Kościoła rzymsko – katolickiego dla umacniania wspólnoty narodowej w trudnych czasach niewoli, wspierali Braniccy budowę, konserwacje i remonty wielu świątyń i kaplic katolickich. Rozwój terytorialny i ludnościowy Warszawy sprawiał, że liczba istniejących w mieście kościołów stawała się niewystarczająca. Pod koniec XIX w. konieczne okazało się m. in. przygotowanie miejsca spotkań Eucharystycznych dla mieszkańców zabudowanego kamienicami czynszowymi, gęsto zaludnionego osiedla Muranów, w którego najbliższej okolicy istniał jedynie, wzniesiony w XVII i XVIII w., po-karmelicki kościół Narodzenia NMP na Lesznie. Na zbyt małą liczbę świątyń w tej części miasta zwrócił uwagę urzędnik warszawskiej kasy gubernialnej, Józef Mikucki, i ofiarował pod budowę kościoła dom wraz z placem przy ul. Dzielnej. Powierzchnia ta okazała się niewystarczająca, ale dzięki publicznej ofiarności wkrótce dokupione zostały dwa sąsiednie place, co sprawiło, że budowla mogła stanąć frontem do ulicy Nowolipki. Przedsięwzięcie stało się możliwe dzięki hojności hrabiny Aleksandry Augustowej Potockiej, która w taki właśnie sposób postanowiła upamiętnić imię zmarłego 25 lat wcześniej męża. Hrabina przeznaczyła na ten cel ogromną jak na owe czasy sumę 300 tysięcy rubli. Na czele Komitetu Budowy Kościoła p.w. św. Augustyna stanął Ludwik Górski, wykonawca testamentu Aleksandry Potockiej, a w skład Komitetu wszedł m. in. Ksawery Branicki. Autorami projektu świątyni byli Edward Cichocki i Józef Huss. Kamień węgielny pod budowę poświęcił 14 września 1891 r. arcybiskup warszawski Wincenty Teofil Chościak – Popiel. Krótko po rozpoczęciu budowy pojawiły się problemy, których przyczyną był wysoki poziom wód podskórnych. Konieczne okazało się pogłębienie fundamentów, co wymagało wbicia w ziemię około ośmiuset dużych pali dębowych, a to znacznie podnosiło koszty. Z pomocą pośpieszyli spadkobiercy zmarłej fundatorki i mieszkańcy Warszawy.

Największe ofiary złożyli: Stanisław Stefanowicz – 20 000 rubli, hr. Ksawery Branicki i hr. Konstanty Potocki – po 10 000 rubli, Antonina Rostecka – 3000 rubli, hr. Zdzisław Zamoyski – 2300 rubli oraz hr. Feliks Czacki – 2000 rubli. Ponadto właściciel Wilanowa przekazał nieodpłatnie drewno na budowę kościoła z należących do niego lasów chojnowskich o wartości ponad 16 000 rubli. 10 grudnia 1896 roku arcybiskup Popiel odprawił pierwszą Mszę św. w nowo wybudowanej świątyni, a ks. kanonik Ignacy Durewicz dokonał jej poświęcenia, chociaż przez kolejne lata miało jeszcze trwać wyposażanie wnętrza. W lipcu 1904 r. Ksawery Branicki przekazał 3000 rubli na budowę ołtarza. Konsekracji kościoła, od 1903 roku stanowiącego siedzibę miejscowej parafii, dokonał biskup Kazimierz Ruszkiewicz w dniu 5 września 1905 roku. Trójnawowy kościół wzniesiono w stylu neoromańskim, a w jego wnętrzu zastosowano nowoczesne jak na owe czasy rozwiązania w zakresie oświetlenia i wentylacji. Wieża kościelna mierząca 70 m. była najwyższą w Warszawie i po wieży kościoła jasnogórskiego drugą co do wysokości w Królestwie Polskim. Niektóre firmy biorące udział w pracach przy budowie kościoła św. Augustyna Ksawery Branicki zaangażował do robót budowlanych i restauracyjnych w Wilanowie. Były to: firma stolarska Józefa Sawickiego, przedsiębiorstwo robót malarskich, artystyczno – dekoracyjnych i budowlanych Antoniego Jana Strzałeckiego, zakład wyrobów sztukatorskich Władysława Zbranieckiego, zakład szklarski Antoniego Bystrzanowskiego, przedsiębiorstwo robót asfaltowych i dekarskich L. Paul oraz Warszawskie Biuro Techniczne Matecki & Obrębowicz.

Pomoc finansową Ksawery i Anna Braniccy kierowali w pierwszym rzędzie do kościołów parafialnych znajdujących się w dobrach wilanowskich. Na restaurację kościoła św. Anny w Wilanowie przekazali 4000 rubli w roku 1900 i 3000 rubli w roku 1912. W roku 1908, po śmierci zasłużonego wilanowskiego proboszcza, ks. Antoniego Stelmaszczyka, który parafię objął w roku 1860, angażował się w działalność niepodległościową i wspierał powstańców styczniowych, Anna Branicka opłaciła jego pochówek, wydając w sumie 385 rubli na nekrologii w warszawskich gazetach, trumnę metalową, ozdobną z grubej blachy i na ceremonię pogrzebową. Kiedy w czerwcu 1898 r. poświęcony został po gruntownej restauracji kościół służewiecki, Biesiada Literacka donosiła, że do odnowienia świątyni przyczynili się hr. Braniccy i miejscowy proboszcz, ksiądz kanonik Wojciech Kubiak. W maju 1901 r. Ksawery Branicki ofiarował 1000 rubli na budowę kościoła Najświętszego Zbawiciela przy ul Marszałkowskiej w Warszawie, zaś w roku 1907 – 1000 rubli na budowę świątyni w Jeziornej. W lutym 1901 r. udzielił korzystnej dla pożyczkobiorcy, nieoprocentowanej pożyczki w wysokości 6000 rubli na budowę plebanii przy warszawskim kościele św. Aleksandra. Z kolei Jadwiga Branicka w roku 1901 wsparła sumą 3000 rubli restaurację katolickiej świątyni w majątku Roś na grodzieńszczyźnie, należącym wówczas do jej brata, hr. Stefana Potockiego, a w roku 1904 ofiarowała 1000 rubli na budowę kościoła w Rokitnej, miasteczku w guberni kijowskiej, będącym niegdyś częścią fortuny Konstantego Branickiego. Mniejsze sumy, od 50 do 300 rubli, właściciele Wilanowa przekazali na budowę lub restaurację kaplic i świątyń w Woroneżu i Włodzimierzu (1892 r.), Tule (1894 r.), Szczuczynie (1895 r.), Sewastopolu i Tambowie (1902 r.), Krzemieńcu i Neuteranach (1903 r.), Zembrowie i Bohusławiu (1904 r.), Kurowicach i Uszaczu (1908 r.), Irkucku i Tajdze (1910 r.), Czelabińsku (1911 r.) i Przyrowie (1912 r.).

Na budowę kaplicy w Skolimowie Anna Branicka dwukrotnie, w roku 1903 i 1907, ofiarowała po 100 rubli i przekazała nieodpłatnie 20 000 cegieł o wartości 240 rubli z należącej do jej męża cegielni „Dąbrówka”. Na krótko przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości, w marcu 1918 r., główny kierownik budowy kościoła p. w. N.M.P. Częstochowskiej Królowej Korony Polskiej i bł. Ładysława z Gielniowa Patrona Warszawy przesłał do Administracji Dóbr Hrabiów Branickich list z prośbą o wsparcie finansowe. W liście czytamy: Kilkanaście lat odmawiał rząd rosyjski pozwolenia na zebranie funduszów dla pobudowania szkoły i Kościoła w robotniczej dzielnicy nad Wisłą, w pobliżu Agrikoli Dolnej, za „Kołem Sportowem” przy ul. Łazienkowskiej. Korzystając z wyjścia rosjan i obawiając się w swoim czasie ich powrotu, momentalnie zorganizowałem budowę, aby w razie powrotu dzieło zostało dokonanem; istniejących bowiem Kościołów nie zamykano w Warszawie […] Zwracam się więc do Szanownych Panów, jako zacnych obywateli, o pomoc: raczą Szanowni Panowie nie poskąpić ofiary dla pożytecznego celu. Na budowę świątyni Ksawery Branicki przekazał 300 marek.

Dużą wagę przywiązywali właściciele Wilanowa do spraw krzewienia oświaty wśród dzieci i młodzieży polskiej, wspierając działalność szkół, kursów naukowych, różnych organizacji społecznych o charakterze oświatowym, m. in. Polskiej Macierzy Szkolnej, opłacając czesne dzieciom z ubogich rodzin i fundując uzdolnionej młodzieży stypendia. Potrzeby w tym zakresie były wówczas ogromne. Sytuacja szkolnictwa w Królestwie Polskim gwałtownie pogorszyła się po upadku Powstania Styczniowego. Władze carskie zniosły odrębność szkolną na terenie Kongresówki, prowadząc bezwzględną rusyfikację, ograniczając szkolnictwo elementarne i poddając ścisłej kontroli szkolnictwo średnie. Ograniczony rozwój szkolnictwa nie nadążał za szybkim przyrostem ludności, co powodowało utrzymywanie się analfabetyzmu. W roku 1906 analfabetami było ok. 50% mieszkańców Warszawy. W latach 1865 – 98 otwarto w Warszawie zaledwie 50 nowych szkół dla 2250 uczniów. Większość dzieci w wieku szkolnym uczyła się w domu lub korzystała z tajnych kompletów. Ważną rolę w szerzeniu oświaty odgrywały wtedy organizacje działające w konspiracji, takie jak np. Uniwersytet Latający. Sytuacja uległa poprawie dopiero po rewolucji 1905 – 1907 r. i strajku szkolnym w roku 1905. W tych trudnych dla szkolnictwa czasach szczególnego znaczenia nabierały prywatne fundacje i darowizny. W roku 1894 Ksawery Branicki ofiarował plac pod nowy, murowany budynek szkolny w Wilanowie wraz z trzema morgami gruntu pod ogród dla nauczyciela. Prócz tego przekazał 2000 rubli na koszty wzniesienia budynku i zobowiązał się do opłacania w połowie nauczycielskiej pensji. Resztę kosztów pokrywała Gmina. Szkoła powstała na granicy Wilanowa i Powsinka, przy obecnej ulicy Vogla, nazywanej wtedy drogą „topolową” i działała do lat 50. XX w. W roku 1904 hr. Branicki przekazał 500 rubli na budowę szkoły w Powsinie. Rok wcześniej ofiarował 200 rubli na potrzeby gimnazjum i polskiej szkoły ludowej w Cieszynie, będących warownią polskości i ogniskiem narodowego odrodzenia Śląska Austryackiego. Gmach największej na terenie trzech zaborów szkoły średniej, powstałej z inicjatywy i dzięki staraniom generała lejtnanta Pawła Chrzanowskiego (późniejsze XVIII L. O. im. Jana Zamoyskiego), pierwszej z polskim językiem wykładowym, wzniesiony został w roku 1905 na gruncie przy ul. Smolnej 30 w Warszawie, sprzedanym gen. Chrzanowskiemu przez Ksawerego Branickiego na warunkach korzystnych dla nabywcy.

W styczniu 1909 r., we włoskiej miejscowości Ospendaletti w Ligurii zmarł, spokrewniony z Branickimi, ordynat opinogórski Adam Krasiński. W ostatnich chwilach życia obecni byli przy nim m. in. Anna Ksawerowa i Władysławostwo Braniccy. Jako członek rady nadzorczej i dobry duch Polskiej Macierzy Szkolnej – największej w Królestwie Polskim organizacji kulturalno – oświatowej – Krasiński zapisał na jej rzecz podwarszawski majątek Ursynów, z przeznaczeniem na Seminarium dla Polskich Nauczycieli Ludowych. Uczestnicy ceremonii pogrzebowej, która odbyła się w maju 1909 r. w Opinogórze, zamiast nagrobnego wieńca, składali na ręce Antoniego Osuchowskiego, członka rady nadzorczej Macierzy Szkolnej, datki na wpisy dla ubogich wychowanków ursynowskiego Seminarium. Największe sumy – po 100 rubli – przekazali Ksawery Branicki, Maurycy Zamoyski i Franciszek Potocki, a razem uzbierano ponad 1024 ruble. Pod koniec 1909 roku książę Seweryn Czetwertyński złożył w darze Towarzystwu Naukowemu Warszawskiemu zebrane przez siebie 10 000 rubli, które przeznaczone zostały na fundusz wieczysty im. ś. p. Adama hr. Krasińskiego. Z odsetek od tej sumy fundowane miały być nagrody dla autorów najlepszych prac naukowych z zakresu literatury polskiej napisanych w języku polskim. Wśród ponad dwudziestu osób, których datki złożyły się na tę sumę wymieniony został Ksawery Branicki. Jego małżonka w roku 1911 została protektorką prowadzonych już wtedy od dwóch lat pod przewodnictwem Władysława Łazarskiego, kursów graficznych w Warszawie i ofiarowała na ich potrzeby sumę 500 rubli. W tymże roku w ramach kursów uruchomione zostały warsztaty graficzne, co służyć miało podniesieniu wykształcenia praktycznego uczniów. Jedna z osób, które obok Anny Branickiej i Władysława Łazarskiego, uczestniczyły w uroczystym otwarciu nowego roku szkolnego, mówiła dziennikarzowi pisma Świat: Otworzyliśmy warsztaty graficzne ażeby uczniów naszych kształcić bardziej pod względem praktycznym. Trzeba pamiętać, że w naszych warunkach warsztaty takie są nieodzownie potrzebne. Za granicą warsztatów graficznych nie zakładają, bo każdy zakład uważa za swój obowiązek kształcić w odpowiedni sposób swych uczniów na miejscu. U nas zaś jest to tajemnica, którą z wielką umiejętnością starsi koledzy przed młodszymi zasłaniają. U nas uczeń może się kształcić tylko intuicyą – a jeśli jej nie ma, nie kształci się wcale. Tym oto brakom mają zaradzić przedewszystkiem warsztaty graficzne, które mają cztery oddziały: zecerski, maszynowy, litograficzny i introligatorski […] Brak zdolnych pracowników drukarskich jest u nas bardzo wielki. Bardzo wiele firm zgłasza się do nas z pytaniem, czy mamy już wykwalifikowanych pracowników, a są nawet tacy, którzy ofiarowują z góry wyższe wynagrodzenie […] A przecież i świat artystyczny powinien interesować się nami. Chodzi bowiem o to, aby podźwignąć z upadku książkę polską i dać jej szatę artystyczną… Dwukrotnie, w roku 1911 i 1913, Ksawery Branicki przekazał po 500 rubli na Kursy Przemysłowo – Rolnicze przy Muzeum Przemysłu i Rolnictwa w Warszawie. Uczelnia ta powstała w październiku 1911 r., od roku 1916 r. działała jako Wyższa Szkoła Rolnicza, w roku 1918, po upaństwowieniu, zmieniła nazwę na Królewsko – Polska Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego, a następnie na Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego.

W latach 1911 – 1918 Kursy ukończyło 1100 osób. Na uczelni starano się łączyć teorię z praktyką, którą rozwijano w nabytym dzięki ofiarności społecznej majątku doświadczalnym Chylice koło Jaktorowa. Braniccy wspierali też finansowo Polską Macierz Szkolną – w roku 1906 tytułem ofiary jednorazowej przekazali na jej potrzeby sumę 200 rubli, zaś w roku 1918 Anna Branicka ofiarowała 1000 marek na szkoły na Podlasiu i Chełmszczyźnie, a Ksawery Branicki wsparł sumą 3000 marek Wielką Kwestę Majową, organizowaną przez Macierz Szkolną dla zasilenia szczupłych funduszy tej organizacji. W roku 1929 Adam Branicki przekazał plac o pow. 6605 m2 pod budowę nowej szkoły w podwarszawskim Wawrze, należącym do dóbr wilanowskich, zaś miejscowy społecznik, były sołtys i były wójt Gminy Wawer Emil Wolfram oddał część swej parceli na szkolne boisko i sad. Była to druga z wawerskich szkół, obok istniejącej od 1903 r. tzw. murowanki, mieszczącej się w niewielkim, parterowym domu z czerwonej cegły, wewnątrz którego znajdowała się jedna duża sala lekcyjna i trzy małe pokoje, wykorzystywane na kancelarię szkolną i mieszkanie nauczycieli. Z biegiem lat, wraz z rozbudową kolonii Wawer i okolicznych miejscowości, stara szkoła okazała się niewystarczająca. Na jej potrzeby zaczęto wynajmować dodatkowe izby w sąsiednim budynku Sądu Pokoju i dawnym areszcie gminnym, tzw. „drewniaku”. W roku 1931, w rocznicę bitwy pod Wawrem, położono kamień węgielny pod nową szkołę, która rozbudowywana była aż do wojny, m. in. dzięki finansowej pomocy Towarzystwa Popierania Budowy Publicznych Szkół Powszechnych i Funduszu Pracy.

Jedną z form pomocy udzielanej przez Branickich ubogim było opłacanie nauki szkolnej dzieciom i młodzieży z niezamożnych rodzin. W Archiwum Gospodarczym Wilanowskim w zbiorach Archiwum Głównego Akt Dawnych zachowane są dziesiątki tego rodzaju pokwitowań. Przykładowo w sierpniu 1900 r. przekazali oni 1200 rubli na dwa stypendia, a mianowicie dla Czarnowskiego za rok 1899/900 i 1900/1 r. 1000 i dla Fillingera za rok 1900/1 r. 200. W październiku 1906 r., korzystając z pośrednictwa Kuriera Warszawskiego, Anna i Ksawery Braniccy wnieśli 1500 rubli na wpisy dla uczniów szkół polskich, a w lutym 1915 r. Anna Branicka, za pośrednictwem Stanisława Rostkowskiego, ofiarowała 250 rubli na czesne dla uczniów i uczennic gimnazjów białocerkiewskich. Niekiedy prośby o wsparcie finansowe przesyłano Branickim listownie. Jednorazową składkę w wysokości 100 marek Ksawery Branicki opłacił w roku 1894, w odpowiedzi na pismo o następującej treści: Kilka tygodni temu zawiązało się w Monachium Towarzystwo Bratniej Pomocy, mające na celu udzielanie pożyczek i stypendyj kształcącym się tutaj Polakom. Stowarzyszenie nasze pragnie zapobiec smutnemu położeniu wielu z kolegów, którzy przy talencie i zamiłowaniu do sztuki muszą często tracić najlepsze swoje siły na walkę z losem. Wobec poparcia i zainteresowania jakie J. W. Pan Hrabia zawsze okazywał sztuce, mamy nadzieję widzieć podobneż względem Tow. które ułatwiać będzie młodym adeptom sztuki dojście do celu. We wrześniu 1893 r. początkujący artysta, Jan Kasprzycki, skierował do właścicieli Wilanowa list, w którym czytamy: Sztuki bez treści, dla samej formy nie pojmuję. Malarstwo dla mnie jest wyrazem uczuć ludzkich, które powstają czy pod wpływem świata zewnętrznego, czy pod wpływem fantazii – w dziedzinie czystej abstrakcii. Dla mnie, jako dla polaka, światem zewnętrznym będzie wszystko swojskie, zaś krainą fantazii – rzeczy ogólnoludzkie. Zachwyca mię Grotger genjalnemi pomysłami, ogólną budową swojej myśli, a Matejko – wykonaniem oddzielnych postaci (Skarga, Stańczyk).

Chciałbym wykształcić swój umysł i technikę tak, aby ostalni wyraz uczuć był o ile można estetyczniejszy i abym jasno i zrozumiale przedstawiał to, co myślę. – Technikę w tym kierunku przy moich zdolnościach zdobędę w ciągu roku, pracując 8 godzin dziennie nad anatomią, fizjognomiką, perspektywą i ciągłem kopjowaniem natury. Oprócz tego pozostaje jeszcze kilka godzin na pracę czysto umysłową, która musi podnieść moją inteligencją. – Tak kształcić się mogę tylko w kraju, gdzie mam wszystko ułatwione, a nie za granicą, gdzie brak stosunków, odpowiedniej znajomości języka i kraju jest wielką przeszkodą. Najlepsza szkoła paryska daje tylko 4 godziny modela z uwagami profesora 2 razy tygodniowo, a reszta pozostawiona jest samemu uczącemu się. W Warszawie zaś korzystać mogę co dzień z uwag profesora Gersona, który jest bardzo dobrym kierownikiem, a oprócz tego radami i wskazuwkami swemi pomagać mi mogą ludzie światli. Po roku takiego kształcenia się będę mógł robić rzeczy dobre i wtedy dopiero wyjazd za granicę jest rzeczą konieczną dla przypatrzenia się i dla nabrania gustu. Wczesnym wyjazdem nie chciałbym zabić indywidualności przez pomimo – wolne naśladowanie tematów i szkół. – Miarą zdolności moich służy mi sąd profesora Gersona, 2 medale srebrne, jeden gimnazjalny, a drugi szkolny, przyznane mi przez Akademją Petersburską i stypendjum szkoły rysunkowej. – Mam lat 25 ½, w 22 im roku wstąpiłem do szkoły rysunkowej, lecz śmierć ojca zaraz w pierwszym roku kształcenia się pozostawiła w przykrem położeniu rodzeństwo, które zmuszony byłem wraz z młodszym bratem utrzymywać; kształcenie się zatem szło bardzo tępo; zaś w tym roku przyjąłem miejsce nauczyciela, bo dało mi pieniądze na zaspokojenie potrzeb. Rs. 1000 są mi koniecznie potrzebne, bez nich – zmuszony będę zaniechać tego, na co straciłem lat 2 i co dało by mi zadowolenie moralne i byt; nimi zaspokoję najkonieczniejsze potrzeby […] Pierwszy rok stanowczo myśleć o zarobku nie mogę, liczyć tylko mogę na sprzedaż prac drobnych i na wystaranie się zapomogi Towarzystwa Zachęty na wyjazd za granicę, gdzie zamierzam spędzić rok. – Nadmienić muszę, że bez tych pieniędzy mógł bym egzystować, wystawiając oklepane obrazki pejzażowo rodzajowe, bo na inne nie stać by mię było z braku odpowiedniego wykształcenia, lecz proletarjatu malarskiego swoją osobą powiększać nie chcę. Zgodnie z przedstawionymi w liście wyliczeniami, Ksawery Branicki polecił przekazać jego nadawcy sumę 1000 rubli, w tym jednorazowo rubli 280 i po 60 rubli przez kolejnych 12 miesięcy. W sierpniu 1911 r. Anna Branicka ofiarowała 40 rubli Pawłowi Niewiadomskiemu, odźwiernemu w domu przy ul. Foksal 18, który w przesłanym do niej liście pisał: Obarczony kilkorgiem dzieci w ciężkich teraźniejszych warunkach życiowych, gdy drożyzna artykułów spożywczych wzrasta, ośmielam się pokornie prosić jaśnie panią hrabinę o łaskawe dopomożenie w opłaceniu wpisów szkolnych za dzieci moje. Fundusze na pomoc dla niezamożnych uczniów Braniccy przekazywali bezpośrednio zainteresowanym lub ich rodzinom, bądź też za pośrednictwem Towarzystwa Wpisów Szkolnych – powstałej w grudniu 1906 r. organizacji ściśle współpracującej z Polską Macierzą Szkolną. W roku 1908 Ksawery Branicki ofiarował Towarzystwu sumę 416 rubli i 25 kopiejek, a kilka miesięcy później – 300 rubli.

Oprócz oświaty Braniccy aktywni byli także na polu kultury, przede wszystkim jako właściciele wilanowskiego muzeum, powiększając jego zbiory artystyczne i biblioteczne, wypożyczając dzieła sztuki na wystawy zewnętrzne, przygotowując ekspozycje czasowe w samym Wilanowie i adaptując na cele muzealne kolejne pomieszczenia pałacowe. Ale wspierali także różne inicjatywy mające na celu rozwój kultury polskiej, propagowanie i ochronę naszego dziedzictwa kulturalnego oraz upamiętnianie ważnych postaci i wydarzeń historycznych. Należeli do Sekcji im. Stanisława Moniuszki w Warszawskim Towarzystwie Muzycznym opłacając składki członkowskie.

Towarzystwo założone zostało w roku 1871 i za główny cel stawiało sobie popularyzowanie muzyki, czemu służyć miało rozwijanie działalności koncertowej, wydawniczej i pedagogicznej. Sekcja im. Stanisława Moniuszki w WTM zajmowała się gromadzeniem pamiątek po naszym wybitnym kompozytorze, poszukiwaniem rękopisów jego utworów, wydawaniem ich drukiem i popularyzowaniem jego twórczości. W roku 1899 Braniccy nabyli za sumę 5000 rubli akcje Towarzystwa Filharmonia Warszawska, powstałego z inicjatywy dyrygenta, kompozytora i pedagoga Emila Młynarskiego oraz działacza kulturalnego Aleksandra Rajchmana i wymieniani byli wśród założycieli tej instytucji obok Lubomirskich, Tyszkiewiczów, Zamoyskich, Feliksa Czackiego, Ignacego Paderewskiego, pianistów Józefa i Kazimierza Hofmanów, czy przemysłowca Leopolda J. Kronenberga. Towarzystwo założone zostało w celu budowy gmachu Filharmonii przy ul. Jasnej w Warszawie. Prace rozpoczęto w maju 1900 r., a 5 listopada 1901 r. odbył się pierwszy dyrekcją Emila Młynarskiego, z udziałem Ignacego Paderewskiego jako solisty. Filharmonia Warszawska, działająca od roku 1955 jako Filharmonia Narodowa, odegrała ważną rolę w rozwoju polskiej kultury muzycznej, dając szereg pierwszych wykonań współczesnych kompozytorów polskich i obcych. Jej budowę udziałowcy traktowali jako spełnienie obowiązku patriotycznego, a wielu z nich nie zgłosiło się nawet po odbiór akcji, traktując je jako dobrowolne wpłaty na narodową fundację. 22 lutego 1910 r. odbył się w gmachu Filharmonii uroczysty koncert ku czci Fryderyka Chopina, o którym to wydarzeniu Kurier Warszawski pisał: Sala Filharmonii warszawskiejjak należało się spodziewać – okazała się za małą na pomieszczenie tych wszystkich, którzy powodowani potrzebą serca i uczuć, pośpieszyli wczoraj wieczorem na wezwanie komitetu obchodu szopenowskiego dla złożenia hołdu zbiorowego pamięci genjalnego poety tonów w setną rocznicę jego urodzin. Sprzedażą programów podczas koncertu zajęły się m. in. Anna Ksawerowa Branicka z córkami, Katarzyną i Jadwigą. Dochód ze sprzedaży biletów, programów i specjalnego wydania Chwili Ilustrowanej wyniósł prawie 3000 rubli i zasilił fundusz budowy pomnika Fryderyka Chopina w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Pomnik odsłonięto dopiero w roku 1926, po przerwaniu prac w czasie pierwszej wojny światowej. W roku 1903 odnowiony został kosztem 800 rubli pomnik hetmana Stefana Czarnieckiego w Tykocinie. Na sumę tę złożyli się Jadwiga i Ksawery Braniccy oraz Stanisław i Pelagia Potoccy, potomkowie Stefana Czarnieckiego, o czym informowała umieszczona na postumencie inskrypcja. Obok innych przedstawicieli polskiej arystokracji, Braniccy należeli do Komitetu Honorowego budowy pomnika Adama Mickiewicza w Paryżu. W roku 1918, odpowiadając na list zarządu Kółka Rolniczego w Wawrze, ofiarowali wyborowy materjał drzewny na krzyż, zaprojektowany przez artystę – malarza Karola Tichego, upamiętniający żołnierzy polskich poległych w bitwie stoczonej na terenie Wawra w czasie powstania listopadowego. Braniccy przekazywali także datki na uroczystości rocznicowe organizowane przez instytucje szczególnie zasłużone dla naszego życia naukowego i kulturalnego.

W 1900 r. Ksawery Branicki ofiarował 1000 rubli w związku z obchodami 500 – lecia istnienia Wszechnicy Jagiellońskiej, a dziesięć lat później – 200 rubli na obchody 50. rocznicy powołania do życia Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, do którego należał od roku 1884. Trudny do przecenienia wpływ na losy polskiego dziedzictwa kulturalnego w czasach zaborów miała działalność Towarzystwa Opieki nad Zabytkami Przeszłości, powstałego w 1906 r. w Warszawie z inicjatywy Adama Krasińskiego. Towarzystwo zajmowało się przede wszystkim ochroną i konserwacją zabytków, a także popularyzacją i badaniami naukowymi w dziedzinie kultury i historii sztuki. Przed pierwszą wojną światową i w czasie jej trwania, wobec braku odpowiednich instytucji państwowych, stowarzyszenie realizowało do pewnego stopnia te zadania, które leżały później w kompetencjach Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Anna Ksawerowa Branicka jako członek wieczysty Towarzystwa opłacała składkę roczną w wysokości 100 rubli. Od lat 20. XX wieku TOnZP stopniowo traciło na znaczeniu na rzecz urzędów państwowych, ale jego działalność nie wygasła. Towarzystwo współpracowało z ministerstwem i urzędami konserwatorskimi przy województwach, organizowało wystawy, rozwijało działalność wydawniczą i nadal miało wpływ na kształtowanie środowiska konserwatorskiego, a tym samym całego procesu ochrony zabytków w Polsce. Jego sytuacja finansowa stawała się jednak coraz trudniejsza, o czym na łamach Kuriera Warszawskiego informował prezes Władysław Kłyszewski: Najfatalnieszą sprawą są fundusze nasze, w które zresztą „Tow. opieki” nigdy nie obfitowało. Ale dziś stosunki stały się rozpaczliwe, gdyż Towarzystwo żyje od przypadku do przypadku i jeśli społeczeństwo nie przyjdzie mu z rychłą a hojną pomocą, zajdzie konieczność likwidacji […]. Pomocy takiej udzielili Anna Ksawerowa Branicka, Henryk Fukier i redakcja tygodnika Pani wpłacając po 10 milionów marek, cukrowania „Łyszkowice” ofiarowując 5 milionów marek oraz p. Buchner przekazując na ten cel 2 miliony marek. W roku 1933 Komitet obchodu 250 – lecia odsieczy Wiednia, pod protektoratem prezydenta Ignacego Mościckiego i ministra spraw wojskowych, marszałka Józefa Piłsudskiego, powołał specjalną sekcję, która gromadzić miała fundusze na odbudowę zamku w Olesku, gdzie na świat przyszedł Jan III Sobieski. Ponieważ sekcja ta w pierwszym rzędzie zabiegała o wsparcie finansowe wśród rodów, których przodkowie walczyli pod Wiedniem, nadano jej nazwę „Sekcji Rodowej”. Przewodniczącym Sekcji został senator RP, Zdzisław Lubomirski, wiceprzewodniczącym – Henryk Potocki, a jednym z jej członków był Adam Branicki. Do Sekcji należeli też inni przedstawiciele polskiej arystokracji, w tym m. in.: poseł na sejm RP, Janusz Radziwiłł, Maurycy Zamoyski, Roman Sanguszko, Edward Krasiński, Paweł Sapieha, Leon Sapieha i Antoni Lanckoroński, prócz tego – prezydent Związku Polskich Kawalerów Maltańskich, dr Bogdan Hutten – Czapski i prof. dr Oskar Halecki, a także wojskowi oraz działacze polityczni pełniący w swojej karierze funkcje ministerialne: Zygmunt Lasocki, Kajetan Morawski, Franciszek Pułaski i Juliusz Twardowski. Zbierając fundusze na odbudowę Oleska Sekcja wydała na własny koszt broszurę Rycerstwo polskie w wyprawie wiedeńskiej a.d. 1683 w łącznym nakładzie 2002 egzemplarzy. Każdy, kto na konto Sekcji wpłacił znaczniejszą sumę, broszurę tę otrzymywał w formie pokwitowania. Broszurę rozesłano też w celu sprzedaży do wojewódzkich komitetów obchodów rocznicowych.