Categories
historia

Działalność dobroczynna i społeczna Branickich z Wilanowa cz. 3

Część 2

Na wiek XIX przypada początek kształtowania się nowoczesnego łowiectwa, związany z jego większą dostępnością dla różnych grup społecznych. Rozwija się piśmiennictwo łowieckie, powstają podręczniki i monografie łowieckie, wprowadzane są zmiany w prawie łowieckim. Na ziemiach polskich prawodawstwo i rozwój łowiectwa ściśle uzależniony był od przepisów i norm panujących w poszczególnych zaborach. Powstawać wtedy zaczynają różne organizacje łowieckie, często ideowe, o charakterze towarzyskim i patriotycznym. W zaborze rosyjskim inicjatywy tworzenia przez Polaków jakichkolwiek związków i stowarzyszeń, także łowieckich, spotykały się z bardzo dużą niechęcią władz. Pierwsze oficjalne stowarzyszenie łowieckie powstaje tu dopiero w 1889 r. pod nazwą Warszawski Oddział Cesarskiego Towarzystwa Rozmnażania Zwierzyny Łownej i Pożytecznych do Polowania Zwierząt oraz Prawidłowego Myślistwa, przemianowane później na Warszawskie Towarzystwo Prawidłowego Myślistwa. Jednym z jego założycieli i długoletnim członkiem Rady był Ksawery Branicki. Siedziba Towarzystwa mieściła się w kamienicy przy Nowym Świecie 35, wzniesionej w latach 1819 – 1820 dla generalnego kasjera dyrekcji poczty, Karola Bürgera. Projektantem tej późno – klasycystycznej ozdobionej od frontu sześcioma kolumnami o pałacowym charakterze kamienicy był Fryderyk Albert Lessel. Po lewej stronie głównej bramy od 11 września 1869 r. działa nieprzerwanie do dnia dzisiejszego cukiernia Antoniego Kazimierza Blikle. W latach 70. XIX w. w okazałej sali przy kolumnach grywał na fortepianie Ignacy Paderewski. W połowie XIX w. działał tu prestiżowy zakład fotograficzny Juliusza Blumenthala. W kamienicy mieścił się też sklep braci Łopieńskich znanych z produkcji prestiżowych sreber. W latach 30. XX w. działała duża księgarnia Michała Arcta, a w podwórzu Skład Główny Centralnego Towarzystwa Rolniczego oraz Księgarnia Rolnicza. W kamienicy mieszkała także księżna Klara Lubomirska. Warszawskie Towarzystwo Prawidłowego Myślistwa stawiało sobie za cel propagowanie etyki łowieckiej, ochronę zwierząt łownych, tworzenie nowych przepisów w dziedzinie łowiectwa i edukowanie w tym zakresie społeczeństwa.

W roku 1871 wydane zostały Przepisy o polowaniu w guberniach Królestwa Polskiego. Wprowadzały one cenzus myśliwski, ustanawiały prawo o własności zwierzyny, wyznaczały terminy polowań na różne gatunki zwierząt, zapewniając im spokój w okresie lęgowym, wyznaczały kary za bezprawne polowania, a na psy myśliwskie nakładały podatek. Wszystko to razem wzięte – pisał tygodnik Świat – wytworzyło warunki, sprzyjające rozwojowi łowiectwa kulturalnego. Szczególną w tym rolę odegrały wielkie majątki ziemskie, w których powstawać zaczęły prawdziwe gospodarstwa łowieckie, a za ich przykładem poszły niebawem także i mniejsze posiadłości. Krótko po swoim powstaniu Warszawskie Towarzystwo Prawidłowego Myślistwa podjęło działania mające na celu przystosowanie ogólnego prawa łowieckiego do potrzeb i warunków panujących w naszym kraju. Postulowano wprowadzenie ograniczeń w wydawaniu biletów na broń, zmian w przepisach dotyczących terminów otwierania i zamykania sezonu łowieckiego z uwzględnieniem panujących u nas warunków klimatycznych, walkę z bezdomnymi psami, czy wprowadzenie kar za polowania na kuropatwy niedozwolonymi metodami, by uchronić te popularne ptaki łowne przed wyginięciem. Podejmowane przez WTPM starania w wielu wypadkach kończyły się powodzeniem.

Równolegle wzmożono walkę z kłusownictwem. Wydawano nagrody pieniężne straży ziemskiej i osobom prywatnym za tępienie kłusownictwa, nielegalnego handlu zwierzyną i za odbieranie kłusownikom broni. W celu rozpowszechnienia wśród ludności wiejskiej przepisów o polowaniach i własności zwierzyny, WTPM wydrukowało krótkie, popularne streszczenie tychże przepisów i rozesłało w paru tysiącach egzemplarzy do urzędów gminnych, szkół wiejskich, instytucji publicznych i osób prywatnych z prośbą o ich możliwie szeroki kolportaż. Akcja ta okazała się na tyle skuteczna, że niebawem dodrukowano i rozesłano kolejnych 13 000 egzemplarzy. Towarzystwo przyznawało też złote i srebrne medale organizatorom polowań za prowadzenie wzorowego gospodarstwa myśliwskiego i subwencjonowało specjalistyczne pismo „Łowiec Polski”, którego założycielem i długoletnim redaktorem był znany przyrodnik, Jan Sztolcman. Ważną rolę odgrywały wystawy psów, urządzane corocznie, głównie w celu podniesienia poziomu hodowli psów z grupy ras myśliwskich oraz konkursy chartów i wyżłów, organizowane m. in. na polach wilanowskich, udostępnianych przez Ksawerego Branickiego.

Członkowie WTPM uczestniczyli w spotkaniach, naradach i szkoleniach, podczas których dzielili się swoją wiedzą i doświadczeniem, i brali udział w polowaniach. W dobrach wilanowskich tradycja polowań sięga czasów Jana III Sobieskiego. Philippe Dupont, francuski inżynier wojskowy związany z dworem Sobieskich, zaufany człowiek Jana III i królowej Marysieńki, wymieniał polowania jako jedną z ulubionych królewskich rozrywek. W Pamiętnikach historyi życia i czynów Jana III Sobieskiego pisał, że łowom oddawał się król do końca życia i znajdował w nich wielką przyjemność. Wielokrotnie o polowaniach z udziałem Jana III wspominał w swoich diariuszach i listach Kazimierz Sarnecki, który w latach 1691 – 1696 przebywał na dworze jako rezydent królewskiego siostrzeńca, Karola Stanisława Radziwiłła i otrzymał tytuł królewskiego sekretarza oraz godność stolnika witebskiego. Polowania należały też do ulubionych zajęć następczyni Sobieskich w Wilanowie, Elżbiety Sieniawskiej. Upodobanie to wyniosła jako księżniczka z rodzinnego domu Lubomirskich. Uczestniczyła w nich bardzo często zarówno jako wojewodzina bełska, jak i później, gdy została hetmanową wielką koronną. Polowania organizowano dla niej, gdy przebywała w swoich dobrach w różnych częściach Rzeczypospolitej. Chętnie brała w nich udział niezależnie od pory roku i samopoczucia. Ich organizacją zajmowali się administratorzy dóbr i podległa im, jak wówczas mówiono, służba myśliwcza. Najstarsze regulacje prawne dotyczące funkcjonowania i organizacji łowiectwa w dobrach wilanowskich pochodzą z czasów Potockich.

W 1811 r. wydana została w Otwocku Instrukcja do pana Winklera leśniczego lasów osieckich od Aleksandra Potockiego. Dokument ten wystawił Aleksander Potocki, który w tymże roku nabył Osieck od ks. Józefa Poniatowskiego. Dzięki temu dobra te stały się częścią ogromnego latyfundium rodziny Potockich, którego część centralną stanowiły dobra Wilanów. Dokument składał się z czterech kart, na których zostało spisanych dziewięć artykułów, z tego trzy dotyczyły łowiectwa: VII. O konserwie zwierza różnego, VIII. O polowaniu i łowiectwie oraz IX. O utrzymaniu psów. Zamieszczono w nich najistotniejsze informacje dotyczące ówczesnej gospodarki łowieckiej w dobrach wilanowskich. Jeszcze w połowie XIX w., za czasów Augusta Potockiego, zwierzostany bywały tam świetne, jak mało gdzie w kraju naszym, a zwierzyniec Kabacki, oprócz jeleni i dzików, słynął ze znacznej liczby danieli. Sława lasów wilanowskich jako wybornych terenów łowieckich sprawiła, że pod koniec września 1858 r. roku na polowanie do Wilanowa zjechali: cesarz Rosji Aleksander II, wielki książę Saksonii – Weimaru – Eisenach, Karol Aleksander, oraz książę Napoleon Józef Bonaparte zwany Plon – Plon, podejmowani z honorami przez Augusta i Aleksandrę Potockich.

Przygotowania do wizyty trwały ponad dwa tygodnie, a same łowy odbyły się na terenie Natolina i kabackiego zwierzyńca. Mimo że w polowaniu uczestniczyło tylko kilku myśliwych, nad jego sprawną organizacją czuwało 66 osób ze służby leśnej, w tym: siedmiu leśniczych, sześciu podleśniczych, 45 gajowych, bażantnik, dozorca zwierzyńca i sześciu strzelców. Obława liczyła aż 660 osób.

Na pokocie znalazły się cztery daniele byki, osiemnaście zajęcy i dwadzieścia sześć bażantów. Najcelniejszym okiem wykazał się cesarz Aleksander II, który upolował dwa daniele byki, pięć zajęcy i dziewięć bażantów. Wydaje się jednak, że przyjęte w roku 1812 regulacje nie były później zbyt skrupulatnie przestrzegane skoro pełniący od roku 1878 dozór nad łowiectwem w dobrach wilanowskich Edward Orda pisał, że przed rokiem 1892 właściwego myśliwskiego gospodarstwa w Willanowie wcale nie było […] Od zupełnej zagłady bronił zwierzyny tylko zakaz polowania bez pozwolenia ówczesnej właścicielki ś. p. Augustowej hr. Potockiej. O karmieniu zwierzyny, tępieniu szkódników nie było ani mowy […] Polowania na polach uważano za rzecz małej wagi i z łatwością dawano na nie pozwolenia wielu myśliwym. Lasy były niby lepiej ochraniane. Hrabina Augustowa Potocka tylko na kilka polowań dorocznych zapraszała gości, jednak miejscowa administracja polowała w nich często na potrzeby kuchni. Dozór straży leśnej nie był też bez zarzutu, co w połączeniu z kłusownictwem, którego nie brak wszędzie, a tembardziej pod Warszawą, trzymało zwierzostan na poziomie bardzo niskim. Sytuacja zmieniła się dopiero po objęciu Wilanowa przez Ksawerego Branickiego, który zaprowadzać tam zaczął właściwą gospodarkę łowiecką. Myślistwo było jedną z jego pasji, w czym kontynuował tradycję rodzinną. Jego dziadek, Władysław, był wielkim łowczym dworu rosyjskiego, stryj, Aleksander, wraz ze swoim synem Władysławem urządzał polowania w należących do niego dobrach Sucha między Beskidem Makowskim a Beskidem Małym, i wspólnie ze swoim bratem, ojcem Ksawerego, Konstantym, wybitnym ornitologiem i myśliwym, organizował połączone z polowaniami egzotyczne podróże naukowo – przyrodnicze, z których trofea przekazywane były do warszawskiego Gabinetu Zoologicznego. Braniccy jako gospodarze Suchej utrzymywali dobre stosunki z właścicielami sąsiedniego Żywca, Habsburgami, i wspólnie z nimi brali udział w polowaniach, co Tadeusz Ajdukiewicz uwidocznił na płótnie „Konstanty Branicki na polowaniu”, gdzie przedstawieni zostali: arcyksiążę Albrecht Fryderyk Habsburg, Artur i Andrzej hr. Potoccy i Konstanty hr. Branicki podczas polowania na bażanty i kuropatwy w Krzeszowicach.

W roku 1907 tygodnik Świat donosił, że nowy właściciel Wilanowa, jeden z najgorliwszych myśliwych i hodowców kraju naszego, nie żałuje środków, aby łowiectwo utrzymać na możliwie wysokiej stopie. Na rządców każdego folwarku nałożono obowiązek ścisłego pilnowania i opieki nad zwierzyną, zarówno na dworskich polach, jak i na przylegających do folwarku dzierżawionych gruntach. Ochronę w lasach powierzono nadleśnemu, trzem leśniczym i szesnastu gajowym. Na stanowisku nadleśnego Ksawery Branicki zatrudnił Wiktora Stephana. Był to wyśmienity fachowiec, z pochodzenia Węgier, który pozostał na stanowisku aż do śmierci w 1923 r. Stephan był jednym z najwybitniejszych nadzorców administracji leśnej w dobrach Wilanów. Był też współpracownikiem „Łowca Polskiego”, na łamach którego prowadził kalendarz myśliwski i dział współpracy z czytelnikami. W „Łowcu Polskim” ogłosił monografie sarnykuropatwy i zająca, które zdobyły trzy pierwsze nagrody w konkursach WTPM. Tępieniem szkodliwych drapieżników, takich jak wilki, lisy, wrony, bezpańskie psy zajmowało się siedmiu strzelców. Oprócz stałych pensji otrzymywali oni tzw. strzałowe zależne od ilości wytępionych szkodników. Szczególnie udany pod tym względem był rok 1898, kiedy to w lasach wilanowskich padły 6474 drapieżne zwierzęta i ptaki, za co Ksawery Branicki otrzymał złoty medal w corocznym konkursie WTPM. Nie zastanowić się nad wielkością wykazanej cyfry – pisano w Łowcu Polskim – byłoby niemożliwem, tembardziej dlatego, że oprócz ogromu zniszczonych drapieżników, nasuwa ona jeszcze wielkość poniesionych na ten cel wydatków, oraz jakość nagrody, jaka powinna być wydaną hr. Branickiemu za tak nadzwyczajną staranność, rozwiniętą około podniesienia zwierzostanu. Przysądzenie medalu złotego za tak wydatną działalność jest niczem w stosunku do położonych zasług – sądzę przecież, że Rada Towarzystwa nie będzie miała w tym względzie żadnej trudności, bo piękny zwierzostan wilanowski, mogący służyć za przykład prawie wszystkim hodowcom, ta pewność, że staranie i poniesione wydatki nie poszły na marne, są bezwątpienia najlepszą dla hr. Branickiego nagrodą. Prócz tępienia drapieżników wilanowscy strzelcy zabezpieczali swoje rewiry przed kłusownictwem. Dokarmianie zwierząt rozpoczynano zwykle pod koniec listopada. Na linii lasu lub w koziołkach pod daszkiem ustawionych w lesie podawano koniczynę, snopki owsa, buraki i marchew. Dla saren przeznaczone były słone lizawki z mieszaniny gliny i soli w formie stożków. Dzikom podrzucano kartofle i niemłócony groch. Kuropatwom w zimie urządzano budki z sosnowych gałęzi i podawano ziarno pośladu pszennego. Każdy rządca folwarku otrzymywał polecenie, by co rano wysyłać fornala ze strzelcem i parą koni dla rozwiezienia pszenicy do budek, a za zwłokę otrzymywał ostre napomnienie. Latem, przy koszeniu koniczyny i łąk kosiarzom płacono po 30 kopiejek za każde obkoszone i niezepsute kosą gniazdo kuropatw.

Na dokarmianie zwierząt Ksawery Branicki wydawał od 600 do 1000 rubli rocznie. W wyniku tych działań zwierzostan w dobrach wilanowskich znacznie się poprawił. O ile w sezonie 1892/3 ustrzelono tam 336 zajęcy i 6 rogaczy, to w sezonie 1896/7 upolowano już 1652 zające, 55 rogaczy i 2000 kuropatw. Opieką otaczali Braniccy nie tylko zwierzynę łowną. W majątku Unin, na Polesiu Kijowskim, Ksawery Branicki wyznaczył specjalnego człowieka do ochrony bobrów, które miały swoje siedlisko na rzeczce Kropiwna. Ustawa Łowiecka dla Cesarstwa przewidywała co prawda grzywnę za zabicie bobra w wysokości 500 rubli, ale zdarzało się, że zwierzęta te ginęły z rąk miejscowych chłopów.

Sezon polowań przypadał na okres jesienno – zimowy. Ksawery Branicki urządzał je w dobrach wilanowskich: w Wilanowie, w Kabatach, Natolinie, Zalesiu, Chojnowie, Wawrze, Zastowie, folwarku Paluch, a także w swoich dobrach na Ukrainie, m.in. w lasach unińskich, gdzie odbywały się wspaniałe polowania na głuszce oraz w Medwinie, gdzie polowano na słonki, a także w majątku Montrésor we Francji. Na zaproszenie właściciela Wilanowa w polowaniach tych udział brali ziemianie – arystokraci, tacy jak hr. Andrzej Potocki, hr. Maurycy Zamoyski, hr. Jan Zamoyski, zamożni przemysłowcy, m. in. Stanisław Lilpop oraz przyjaciele rodziny, w tym: kustosz Muzeum Zoologicznego Branickich, Jan Sztolcman, ceniony w owym czasie malarz, Franciszek Ejsmond, który przez kilka lat prowadził konserwacje obrazów z Galerii Wilanowskiej, fabrykant i działacz organizacji dobroczynnych, Ludwik Szwede oraz mecenas Michał Siemiradzki. Grupa zaprzyjaźnionych ze sobą myśliwych, której patronował Ksawery Branicki, spotykała się w mieszkaniu Edwarda Ordy przy ul. Smolnej 23, tworząc klubik pod znakiem sztandaru Ś – go Huberta. Jak wspominał Orda: Gromadzili się wszyscy codziennie prawie na wieczorną herbatę, spędzając czas na pogawędkach i projektach myśliwskich przeplatanych wintem, którego nauczycielem był dr. Wł. Tyrchowski. Hr. Branicki zapraszał wybranych z tego kółka najlepszych myśliwych, a w tej liczbie i mnie na polowania do Willanowa, Międzyrzeca, oraz na słynne polowania jesienne na słonki na Ukrainę, do Miedwina i Turczynowego.

Goście z Galicji i Prus Zachodnich, którzy przybyli do Wilanowa na kilkudniowe łowy urządzone na przełomie 1895/1896 r., podziwiali wzorową opiekę nad zwierzyną w lasach wilanowskich, a Kurier Warszawski w relacji z tych wydarzeń dodawał, że hr. Ksawery Branicki uznawany jest za pierwszego w kraju miłośnika łowiectwa i myśliwego. W ostatnich dniach grudnia 1896 r. hr. Andrzej Potocki i Stanisław Wodzicki wybrali się na wycieczkę myśliwską do dóbr wołożyńskich, będących własnością hr. Michała Tyszkiewicza, a po drodze, korzystając z zaproszenia Ksawerego Branickiego, udali się na polowanie do Wilanowa, co Stanisław Wodzicki tak relacjonował na łamach tygodnika „Łowiec”: Nadmieniam o tem polowaniu tylko o tyle, aby wykazać, jakie postępy szanowanie zwierzyny zrobiło w Królestwie Polskiem. Najlepszym tego dowodem było właśnie polowanie w Wilanowie, w lesie nazwanym Kabaty, obszaru mniej więcej 900 morgów, w którym w 14 strzelb zabiliśmy 590 zajęcy, jednego bażanta i kunę. Rogaczy nie strzelano, lecz łatwo ich dwadzieścia paść mogło. W łowieckich wyprawach wielokrotnie uczestniczył także Ksawery Branicki. W dniach od 1 do 14 marca 1888 r. grono myśliwych, złożone z Macieja i Wilhelma Radziwiłłów, księcia Włodzimierza Czetwertyńskiego, hrabiów Ksawerego Branickiego i Adama Sierakowskiego, znanego malarza Juliana Fałata i pełnomocnika dóbr radziwiłłowskich Abłamowicza, polowało w dobrach Radziwiłłowskich w Nieświeżu na niedźwiedzie. Przez owe 14 dni przejechali saniami 860 wiorst, polując dziesięć razy. Upolowali osiem niedźwiedzi, choć śniegi były ogromne i niezamarznięte. Leżące pod śniegiem błota bardzo utrudniały polowania i uniemożliwiały użycie psów. Julian Fałat wspominał, że tylko jednego niedźwiedzia niezwykłej miary ubito; był on czarny i mierzył 186 cm długości korpusu, łeb między uszami miał 27 cm szerokości. Niedźwiedzia tego strzelił Branicki i przeznaczył go do swego muzeum w Warszawie [chodzi o Muzeum Zoologiczne Branickich we Frascati – przyp. TI]. Latem 1893 roku wraz z grupą myśliwych Ksawery Branicki wyprawił się na niedźwiedzie do guberni Orłowskiej. W polowaniu tym udział wzięli: Andrzej hr. Potocki, Adam hr. Sierakowski, Zdzisław hr. Tarnowski, Tomasz Gajkowski i Jan Sztolcman. Zabitych zostało osiem niedźwiedzi, a główne trofeum stanowił olbrzymi niedźwiedź, ważący 732 funty.

Z kolei w marcu 1899 r. razem z Władysławem Zamoyskim, Aleksandrem Szwede i Janem Sztolcmanem udał się właściciel Wilanowa do Różanki w dobrach włodawskich, należących do Augusta Adama Zamoyskiego, by wziąć udział w czterodniowym polowaniu na dziki. Rezultat łowów stanowiło 18 zabitych dzików i dwa lisy. We wrześniu 1899 r. hr. Branicki ustrzelił dorodnego jelenia w kniei węgrzynowickiej, będącej własnością Stanisława Kamockiego. Bardzo udane było polowanie z udziałem Ksawerego Branickiego we Wrześni u hr. Ponińskiego w dniach 9 i 10 stycznia 1900 r. W ciągu dwóch dni zabito 1501 zajęcy, 4 króliki, 1 lisa, 90 bażantów, 3 sowy, jastrzębia i sójkę. Z obfitości grubego zwierza słynęły knieje w folwarku Czadziel w dominium Annopol, graniczącym z puszczą Białowieską, należącym do Mariana Dziekońskiego. W dniach 30 września – 1 października 1902 r. odbyło się tam polowanie z udziałem kilkunastu myśliwych, wśród których byli m. in. Ksawery Branicki, Stanisław Lilpop i Ludwik Szwede. W poniedziałek, dn. 28 września, nastąpił wyjazd z Czachca, odległego o 32 wiorsty od Annopola, gdzie całe towarzystwo rozlokowało się w starym, lecz bardzo ciepłym domu; powietrze ochłodziło się silnie, a termometr przy pięknej pogodzie spadł do 4o ciepła. O 8 ej rano, po śniadaniu, trąbka dała znać, że pora do kniei odległej o jakie 5 wiorst.

Pierwszego dnia Ksawery Branicki ustrzelił dwa dorodne łosie. Padło też kilka dzików i rogaczy. Po czwartym miocie nastąpiło śniadanie na dróżce leśnej, i wesoła garstka myśliwych, po odniesionych sukcesach, dała niepośledni koncert na bitkach i bigosie. W kolejnych miotach zabito zaledwie lisa, parę zajęcy, a później jeszcze kilka kaczek. Słońce już zachodziło, kryjąc swą czerwoną kulę za pasmo lasu na widnokręgu, kiedy bryki z myśliwymi zajeżdżały przed ganek w Annopolu. Po obiedzie część towarzystwa ułożyła dwie pulki winta, reszta zaś przy wesołym ogniu na kominku słuchała niezwykle zajmujących opowiadań epizodów łowieckich tak wytrawnych myśliwych jak pp.: hr. Ksawery Branicki, Roman Niemcewicz, Stanisław Lilpop, Szwede, Wal. Mikulski i Leon Bychowiec. Następnego dnia na konto Ksawerego Branickiego, który został królem polowania, przypadł piękny łoś – dwulatek, a w sumie, w ciągu dwóch dni ustrzelono 4 łosie, 4 dziki, 6 rogaczy, 5 lisów, 8 zajęcy i 4 kaczki. Więzy koleżeńskie i pasja łowiecka łączyły Ksawerego Branickiego z ordynatem opinogórskim, hr. Adamem Krasińskim, ostatnim po mieczu potomkiem poety Zygmunta Krasińskiego. Wspólnie polowali oni na jelenie w Skotnikach, majątku z łowiskami zasobnymi w zwierzynę drobną i grubą, kupionym przez właściciela Opinogóry w roku 1895. Do Adama Krasińskiego należał także podwarszawski Ursynów, odziedziczony po hr. Ludwiku Krasińskim, magnacie z Krasnego, drugim mężu Elizy z Branickich, wdowy po Zygmuncie Krasińskim. Ursynowskie łowiska Adam Krasiński wydzierżawił w roku 1899 właścicielowi Wilanowa za symboliczną opłatą jednego rubla srebrem rocznie, na okres 6. lat. Niezwykłymi łowami” nazwano w miesięczniku „Wieś Ilustrowana” polowania z udziałem m. in. Ksawerego Branickiego, urządzone w dniach od 17 do 20 stycznia 1911 r. w lasach Szepetowskich hr. Józefa Potockiego. W ciągu czterech dni ubito w 14 strzelb 140 dzików, 48 rogaczy i 10 danieli, czyli 198 sztuk grubej zwierzyny. To też myśliwi, a grono ich było dobrane, wprost wprowadzeni byli w zachwyt całością tych łowów i jednogłośnie uznali, że takich rozkładów pod względem ilości i jakości grubego zwierza w życiu swem nie widzieli i niewątpliwie stanowią one rekord bodaj czy nie wszechświatowy.

W lipcu 1913 r. podczas polowania w Waplewie miał miejsce tragiczny epizod, który rodzinę Branickich okrył głęboką żałobą. Po zakończeniu nauki w Petersburgu, złożeniu egzaminów i otrzymaniu świadectwa dojrzałości powrócił w swoje rodzinne strony syn Ksawerego i Anny Branickich, Władysław, mając zamiar zaraz po wakacjach rozpocząć studia w jednym z zagranicznych uniwersytetów. Czas letniego wypoczynku przeznaczył na odwiedziny krewnych i w tym celu udał się do Prus Zachodnich do swojego ciotecznego brata, hr. Stanisława Sierakowskiego, właściciela dóbr Waplewo. Pewnego dnia wybrali się oni we dwóch do lasu na podjazd i tam polując na kozła hr. Władysław, który od dawna cierpiał na wadę serca, niespodziewanie zasłabł i zmarł, przeżywszy zaledwie 20 lat. Hr. Sierakowski poniósł na rękach jego bezwładne ciało do powozu i popędził konie galopem do pałacu, ale przywołany bezzwłocznie miejscowy lekarz stwierdził już tylko zgon. Wątły fizycznie, miał jednak zamiłowanie do tężyzny – pisano po jego śmierci na łamach Łowca Polskiego – pasyi myśliwskiej oddawał się z całą uciechą, to też w ostatnich dwóch latach był stałym towarzyszem wypraw myśliwskich swego ojca, o ile tylko czas, od studyów naukowych wolny, na te wyprawy pozwalał. Nadzwyczajny spokój i pewność strzału wróżyły temu młodemu myśliwemu wielkie łowieckie sukcesy. W ogóle ś. p. Władysław ujawniał na każdem polu zadatki cnót i zalet pozwalających żywić nadzieję, że zajmie z czasem wybitne stanowisko wśród swojego społeczeństwa i dzielnie służyć mu będzie. Niestety, Opatrzność zrządziła inaczej ! Ciało Władysława Branickiego, sprowadzone do Wilanowa, spoczęło w krypcie miejscowego kościoła w dniu 19 lipca 1913 r. Liczny orszak żałobny, asystujący przy tej ostatniej posłudze, świadczy dowodnie o miłości i szacunku, jaki zmarły, pomimo młodego swego wieku, zjednać sobie potrafił. W orszaku uczestniczyli Andrzej hr. Zamoyski, Zdzisław ks. Lubomirski, rodzina hr. Platerów, przedstawiciele innych znanych rodów arystokratycznych, pracownicy administracji wilanowskiej i roskiej, przyjaciele rodziny, dzierżawcy dóbr wilanowskich oraz licznie przybyli mieszkańcy Warszawy. Obecni byli m. in. Jan Sztolcman, Edward Orda, Wiktor Stephan i administrator Wilanowa, Stanisław Żaboklicki. Część żałobników, chcąc uczcić pamięć zmarłego, zdecydowała się wpłacić pewne kwoty na cele charytatywne. Większość datków przeznaczono na Warszawski Szpital dla Dzieci przy ul. Kopernika, w którego zarządzie zasiadali i którego działalność wspierali finansowo Ksawery i Anna Braniccy, oraz na wpisy dla niezamożnych uczniów i uczennic szkół prywatnych. Ku czci swojego syna Ksawery Branicki wystawił w lesie montrésorskim obelisk zwany Piramidą św. Huberta. W Waplewie upamiętnia go kamienny krzyż.

W myśliwskich domach szczególnym uznaniem i wyjątkową oprawą cieszyły się polowania wigilijne. Konie zaprzęgano do sań, zbierali się strzelcy, jeźdźcy i naganiacze, słychać było nawoływania i szczęk broni, panowie zakładali kożuchy, krzątała się służba, podając naboje i futrzane czapki, a panie domu wydawały dyspozycje w kuchni i ustalały menu myśliwskiego śniadania. Zimy były mroźne, więc na nogi wciągano fusaki, rodzaj worka z owczej wełny, odwrócony futrem do środka. Na pokocie wigilijnego polowania układano głównie zające, bażanty i kuropatwy. Pasztet z zająca był przed wojną obowiązkową potrawą świąteczną w każdym domu. Zwyczajowe polowania w dzień wigilijny organizowano także w dobrach wilanowskich. W roku 1900 wśród zaproszonych gości znalazł się Józef Zarembski, myśliwy i hodowca psów, z którego relacji dowiadujemy się szczegółów: Mróz ośmiostopniowy zaostrzał wiaterek, słońce jednak świeciło jasno i złociło z jednej strony szczyty Ursynowa, dalej Natolin tonął w kępie drzew parkowych, jak przez mgłę widać było Warszawę. Niedługo jednak można się było rozglądać wokoło, na pstrym polu bowiem zaczęły się ruszać szaraki, które przy mrozie wynoszą się daleko przed naganką. Wreszcie na skrzydle padł pierwszy strzał krótki, bez echa, jakiś tępy, głuchy, a wkrótce potem rozpoczęła się kanonada na całej linii. Zające siedziały przeważnie w podorywce. Po siedmiu miotach, przerwanych krótkim, lecz nad wyraz uprzejmym i miłym śniadankiem w pałacu, na rozkładzie mieliśmy 97 zajęcy na 10 strzelb. Jest to rezultat normalny, bowiem pola wilanowskie zawsze dają około 100 zajęcy. Wielkim urozmaiceniem tego polowania są kuropatwy, których na polach wilanowskich bywały masy, a padało ich zwykle około 40 – 50 sztuk na polowaniu wigilijnym. W tym roku jednak hr. Branicki, jako dobry gospodarz, wykluczył zupełnie strzelanie do kuropatw na zimowych polowaniach, z uwagi na niepomyślny zeszłoroczny stan kuropatw, których w ten sposób najmniej setkę zaoszczędzi się do chowu. Przykład godzien naśladowania. Ucieszywszy oczy obfitością zwierzyny, rozgrzani gorącą herbatką, pożegnaliśmy gościnne wilanowskie progi i o godzinie czwartej po południu byliśmy z powrotem w Warszawie. Gdy zajaśniała gwiazdka na niebie, każdy zasiadł do wigilijnej uczty z prawdziwym zadowoleniem w duszy, a łamiąc opłatek z najbliższymi sercu, myślą biegł również i na te pola z życzeniem, oby i tam jak najlepiej się działo…

W czerwcu 1899 r. wydarzeniem obszernie relacjonowanym i komentowanym na łamach prasy była w stolicy wystawa łowiecka, o której tak pisał dziennikarz Gazety Warszawskiej: Doczekała się wreszcie Warszawa pierwszej Wystawy Łowieckiej, otwartej z inicyatywy Warszawskiego Oddziału Cesarskiego Towarzystwa prawidłowego myślistwa. Małe zaludnienie kraju, wielkie przestrzenie lasów sprzyjały mnożeniu się zwierzyny, a myśliwy wytężał tylko umysł na wynalezienie sposobów najłatwiejszego jej złowienia. Z czasem stosunki się zmieniły tak dalece, że trzeba było pomyśleć o środkach ochronienia zwierzyny od zupełnego wytępienia. Prawo o polowaniu i założenie Towarzystwa racyonalnego myślistwa, to pierwsze kroki na drodze zreformowania łowiectwa i zastosowania go do nowych potrzeb społeczeństwa. Wystawa to dalszy krok na tej drodze i to nader ważny, bo od czasu wielkiej wystawy powszechnej w pałacu kryształowym w Londynie uznano wystawy jako najpewniejszy środek porozumienia się ludzi na jednem polu pracujących, jako najsilniejszą dźwignię postępu. Myśliwy teraźniejszy hoduje zwierzynę, a łowiąc ją dokłada starań, aby to uczynić, jaknajmniej ją niepokojąc, ochrania i tępi jej wrogów. Wystawa przedstawia to wszystko naocznie, co zdziałali na tem polu ludzie inicyatywy, zachęca ludzi dobrej woli, ludzi śpiących, poucza nieumiejętnych. Zważając, że to pierwsza próba w tym kierunku, śmiało twierdzić możemy, że udała się wyśmienicie, a co więcej, że stanowi wierny obraz łowiectwa w kraju: w większych majątkach postęp widoczny, średnie dążą za niemi w wolnym tempie, mała zaś własność, o ile może korzysta z cudzej pracy i zabiegliwości, o czem wymownie świadczą wystawione liczne okazy zabranej kłusownikom broni. Urządzenie, ustawienie i cała zewnętrzna dekoracya są świetne i szczera należy się komitetowi zarządzającemu wdzięczność za tyle pracy w tym celu podjętej.

Pomysł urządzenia ekspozycji o tematyce łowieckiej narodził się podczas jednego z zebrań WTPM pod koniec 1898 r. Nad przygotowaniami czuwał powołany w tym celu komitet pod przewodnictwem ks. Stefana Lubomirskiego, w którego skład weszli m. in.: Ksawery Branicki, ks. Władysław Wielopolski, ks. Jerzy Radziwiłł, generał Karol Wojde, Jan Sztolcman i Franciszek Ejsmond. Wystawa zajęła pomieszczenia w siedzibie WTPM w kamienicy Bürgera przy Nowym Świecie i przylegający do niej niewielki ogród wraz z dziedzińcem.

Gromadzone przez kilka miesięcy eksponaty prezentowano w siedmiu działach: 1. teorii łowieckiej, 2. hodowli zwierząt, 3. broni myśliwskiej, 4. przyborów myśliwskich, 5. psów myśliwskich, 6. trofeów myśliwskich, 7. myślistwa w sztuce. Aktu uroczystego przecięcia wstęgi, oficjalnie otwierającego wystawę, dokonał w dniu 3 czerwca generał – gubernator warszawski ks. Aleksander Imeretyński w obecności przedstawicieli władz, m. in. senatora ks. Oboleńskiego, prezydenta Warszawy gen. Nikołaja Bibikowa, gubernatora warszawskiego Martynowa, wicegubernatora hr. Pahlena, członków komitetu organizacyjnego, zaproszonych gości i licznie na tę uroczystość przybyłych dziennikarzy. Od godziny 15 wystawa czynna już była dla publiczności. Pomieszczenia klubowe na pierwszym piętrze kamienicy zamienione zostały w salon artystyczny poświęcony myślistwu w sztuce. Czytelnię klubową zajęły akwarele i gwasze Juliana Fałata, pochodzące ze zbiorów ks. Jerzego Radziwiłła z Nieświeża, powstałe w czasie polowań cesarza Wilhelma w lasach radziwiłłowskich. Jeden z dziennikarzy Kuriera Warszawskiego pisał o nich tak: Gdybym nie był panem od pióra, lecz malarzem, jak się patrzy, to zdaje mi się, że pozazdrościłbym laurów Fałatowi. Trzeba rozumieć myślistwo, trzeba je kochać, trzeba odczuwać psychologję myśliwych, i trzeba bardzo miłować nasze lasy i knieje, wraz z cudownemi tajnikami ich fauny, aby malowane łowiectwo miało duszę natury i duszę myśliwską. A Fałat to wszystko posiada. Jest na wystawie łowieckiej jeden salonik jemu poświęcony. To kolekcja Jerzego ks. Radziwiłła, a w kolekcji tej kilka perełek malarskich. Jak ten Fałat wchłonął w swój pędzel duszę puszczy litewskiej, jak on rozumie duszę myśliwego i charakter zwierza ! Zwracam tylko uwagę na takie polowanie na niedźwiedzia, do którego szczwacze z psami już podchodzą. Albo na przepyszny pejzaż tej knieji, po której suną sanie z myśliwymi, z cesarzem Wilhelmem i panem Nieświeża na czele. Śniegi są tutaj wprost niezrównane, i to wszystko ma taki swój własny, indywidualny charakter. Każdy pejzaż Fałata ma swoją odrębną duszę, każdy śnieg jego jest inny, każde niebo inne. A jaka rozmaitość tkwi w typach myśliwskich, w tych starych gajowych, o pomarszczonych, zczerniałych na wichrze i słońcu obliczach, z charakterystycznemi ruchami ludzi, wyrosłych zdala od kultury, albo w tych Nemrodach z pałacu, wyglądających jakoś egzotycznie na tle puszcz odwiecznych, w otoczeniu dzieci natury. Fałat rozumie doskonale przyrodę i psychologję myśliwych, dla tego wszystko tętni tam pulsem łowieckim. Obrazy Fałata użyczone przez innych właścicieli znalazły się w sąsiadujących z czytelnią salach klubowych, obok prac Chełmońskiego, Wywiórskiego, Wierusza – Kowalskiego, Brandta, Jasieńskiego, Kostrzewskiego, Wejcherta i Ejsmonda. Z kolekcji Juliusza Hermana pochodził obraz, zmarłego kilka miesięcy wcześniej, Juliusza Kossaka, przedstawiający Jana III Sobieskiego polującego na czaple. Była to znana wówczas akwarela, rozpowszechniana w formie reprodukcji przez Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych. Ekspozycję malarstwa uzupełniały wystawione w rogu jednego z pokoi duże kolekcje dawnej myśliwskiej broni palnej Maurycego Zamoyskiego i Ksawerego Branickiego.

Cały parter lokalu klubowego zajmował bogato reprezentowany dział trofeów myśliwskich. W sali jadalnej rozmieszczono afrykańskie zdobycze Tomasza Zamoyskiego z jego wyprawy do Somalii: skóry lwów i panter, łby nosorożców, kły słonia, kilkadziesiąt rogów antylop i wypchane antylopy Beisa. Zbioru dopełniały łuki, tarcze i strzały rdzennych mieszkańców Somalii, dziennik polowań oraz kilkanaście fotografii z wyprawy somalijskiej. Obok w buduarze na ścianie głównej rozwieszono pięć par rogów jelenich, użyczonych przez Zarząd polowań Cesarskich w Spale oraz fotografie z polowań w lasach Spały i Białowieży. Salę posiedzeń zdobiła kolekcja rogów jelenia karpackiego, należąca do Andrzeja Potockiego z Krzeszowic. W tym samym pokoju znalazły się wypożyczone od różnych właścicieli rogi łosia, kolekcja rogów egzotycznych, łeb jelenia, skóra i kły dzika. W ostatniej, sali bufetowej całe ściany zajmował zbiór rogów łosich Jerzego Radziwiłła i rogów sarnich Ksawerego Branickiego. Był tam również okazały zbiór szczęk dzików kłutych przy psach w Różance, umocowany na drewnianych tarczach, należący do Augusta Potockiego, a także dwa okazy wypchanych dzików ze zbiorów Muzeum Zoologicznego Branickich we Frascati i od właściciela pracowni wypchanych zwierząt, p. Łastowskiego. Pozostałe działy wystawy mieściły się w pawilonach usytuowanych w ogrodzie. Najoryginalniejszym z nich był pawilon firmy „Krzysztof Brun i Syn” wykonany z brzeziny krytej strzechą, z datą 1794 u wierzchołka. Pokazano tam przyrządy do łapania szkodliwych drapieżników. Można też było uzyskać informacje, jak umiejętnie łapki te zastawiać. Atrakcję pawilonu stanowił złapany w żelaza, wypchany tygrys. Pawilon środkowy poświęcony ochronie polowań, obejmujący działy teorii łowiectwa i hodowli zwierzyny, po bokach którego ustawiono dwa wypchane odyńce, przygotowany został siłami WTPM, Otwockiego Kółka Myśliwskiego i Stefana ks. Lubomirskiego. W dziale teorii łowiectwa zaprezentowano literaturę łowiecką, zarówno książki, jak i periodyki, tablice statystyczne, wykazy zabitej zwierzyny i plany gospodarstw myśliwskich. Cztery tablice przygotowane przez WTPM ukazywały miejsca ochronne, urządzone na gruntach należących do członków Towarzystwa, liczbę stróżów pilnujących tych miejsc, zawierały listę hodowców nagrodzonych złotymi medalami za tępienie szkodników, wymieniały sumy nagród wypłacanych przez Towarzystwo organom straży ziemskiej za walkę z kłusownictwem oraz ilości sztuk broni odebranej kłusownikom od chwili założenia Towarzystwa.

W dziale tym kolekcję naukową ptaków łownych wystawiło Muzeum Zoologiczne Branickich we Frascati. Był to kompletny zbiór krajowych ptaków drapieżnych, osobno pożytecznych i szkodników oraz inne ptaki łowne spotykane w naszym kraju, w tym głuszce, kuropatwy, cietrzewie i kompletny zbiór kaczek. W dziale hodowli zwierzyny pokazano przyrządy do wyłapywania szkodników, modele paśników, lizawek i model remizy polnej, model budki przenośnej do polowania na cietrzewie, a także zbiór sideł, wnyków i broni odebranych kłusownikom. Tuż przy pawilonie znajdował się ogródek z próbkami rozmaitych roślin pastewnych dla zwierzyny, jak żarnowiec, bulwy, łubin niebieski, jarmuż, kukurydza. Dział psów myśliwskich reprezentowały pointery, setery, tropowce, jamniki gończe, foksteriery i charty. Pawilon broni i przyborów myśliwskich wypełniały szafy i gabloty, w których swoje wyroby prezentowały m. in. firmy: Ziegler, Jakowicki, Bagiński, Olszewski, Ronczewski, Sosnowski, Torchalski, Winner, Klingholtz, fabryka prochu „Miedwied” i fabryka powozów „Nowy Tattersal”. Wystawiono broń, amunicję, przybory myśliwskie takie, jak torby, futerały i pudła na broń, buty myśliwskie i nieprzemakalne ubrania, wreszcie powozy i siodła. Prócz tego w ogrodzie ustawiono kiosk cukierni Antoniego Toura, namiot – jadalnię dla członków Towarzystwa oraz budkę u wyjścia z ogrodu z zegarem i dzwonem, który każdego dnia obwieszczał zakończenie zwiedzania. Do każdego z działów oddelegowane zostały komisje, przyznające nagrody właścicielom użyczonych na wystawę eksponatów. Wśród nagrodzonych wystawców był Ksawery Branicki, który w dziale pierwszym otrzymał wielki złoty medal za naukową kolekcję ptaków z Muzeum Zoologicznego we Frascati oraz mały złoty medal za wykazy statystyczne z Wilanowa, w dziale drugim – wielki złoty medal za osiągnięcia w zakresie hodowli i ochrony zwierzyny łownej w Wilanowie, w dziale trzecim – wielki złoty medal za kolekcję dawnej broni myśliwskiej, a w dziale szóstym – wielkie złote medale za poroże rogacza z Kumejek (Ukraina) i kolekcję rogów kozła syberyjskiego.

Ze względu na nadmierne koszty z tym związane, medale przyznawano jedynie umownie, a wystawcom wręczane były dyplomy. W konkursie na winietę dyplomu myśliwskiego zwyciężyła i przekazana została do reprodukcji praca Franciszka Ejsmonda, o której tak pisano na łamach Łowca Polskiego: Winieta opatrzona godłem „Natura ciągnie wilka do lasu” w doskonałem rozplanowaniu i ładnym układzie obejmuje przedstawicieli wszelkiego gatunku fauny krajowej. Z wyjątkiem jelenia, który, według naszego zdania, ma zaszeroko rozłożone rogi, wszystkie zwierzęta są doskonale narysowane i tchną życiem. Przytem geneza pomysłu tej winiety jest bardzo zgodna z duchem naszego Towarzystwa. Na obrazie widzimy tylko zwierzynę użytkową, szkodników nie ma wcale; wszystko żyje wolno i swobodnie, nie płoszone – pod ochroną. Niechaj żyje i mnoży się ! Tylko jeden drapieżnik, orzeł, zawisł nieżywy na drzewie, jako przypomnienie, że szkódników w dobrem gospodarstwie łowieckiem tolerować nie można.

Wystawę planowaną do dnia 19 czerwca 1899 r. przedłużono ze względu na deszczową aurę do 25 czerwca. Zwiedzanie rozpoczynało się o godz. 10, a kończyło o godz. 21, przy czym bilety sprzedawane były do godz. 19. Bilet wstępu w dniu otwarcia kosztował jednego rubla, później zaś – 40 kopiejek dla dorosłych i 20 kopiejek dla dzieci i młodzieży. Dochód z biletów wyniósł 3474 ruble i 20 kopiejek. Jeszcze w czasie trwania wystawy modny wówczas zakład fotograficzny Jadwigi Golcz wydał pięknie oprawiony album z fotografiami poszczególnych sal ekspozycyjnych, pojedynczych eksponatów i całych kolekcji. W sprzedaży były też katalogi. W dniu 19 czerwca urządzono w ogrodzie „festiwal myśliwski” z loterią fantową i konkursem strzeleckim z małokalibrowej broni flowerowej, używanej do ćwiczeń i do polowania na drobne ptactwo i ryby (na normalną broń palną nie było zgody władz). Przy kilku stolikach zaproszone damy sprzedawały uczestnikom bilety na tombole i raczyły szampanem oraz kruszonem, sprzedawanymi na kieliszki. Z górnej werandy co pewien czas rozlegały się myśliwskie fanfary wykonywane na waltorniach przez zespół sprowadzony ze Spały, a pomiędzy fanfarami uczestnikom festiwalu przygrywała orkiestra. Zgodnie z zamysłem organizatorów zabawa miała charakter dobroczynny, a dochód netto w wysokości 2000 rubli przekazany został w całości na rzecz Biura Informacyjnego o Nędzy Wyjątkowej.

Charakteryzując wystawę WTPM jeden z autorów „Łowca Polskiego” pisał: Wystawy myśliwskie w takim zakresie, jak nasza, rzadko widzieć można. Na wystawach krajowych lub wszechświatowych łowiectwo prawie zawsze łączy się z leśnictwem lub rybołówstwem, albo wreszcie zajmuje skromnie jakiś kącik w dziale sportowym. Z większych wystaw, na których łowiectwo traktowano nie po macoszemu, pamiętamy wystawę lwowską z 1894 roku i szwajcarską krajową wystawę w Genewie z 1896 r. I tu i tam łowiectwo było reprezentowane bardzo okazale. Jeśli jednak uprzytomnimy sobie, że we Lwowie połączono łowiectwo z leśnictwem, a w Genewie z rybołówstwem, to Wystawa Warszawska nic na tem porównaniu nie straci. Z drugiej zaś strony coroczne wystawy myśliwskie, urządzane w różnych okolicach Niemiec, nie mogą iść z naszą w porównanie, gdyż są to przeważnie wystawy pojedynczych działów myśliwskich, jak wystawy psów, broni, rogów i t. p. i nie obejmują całej działalności łowieckiej. Nie odejmujemy bynajmniej wartości i znaczenia takim wystawom specyalnym, przeciwnie, do tego przedmiotu powrócimy we właściwym czasie i postaramy się wykazać całą korzyść, jaka właśnie z tych małych wystaw wypływa, niemniej przeto nie możemy ich równać w żadnym razie z naszą obecną Wystawą, przewyższającą je swoim zakresem.

Kolejny pokaz trofeów łowieckich w stolicy miał miejsce wiosną i latem roku 1912. Warszawska Wystawa Sportowo – Przemysłowa, do której przygotowania rozpoczęły sie jesienią 1911 r., zorganizowana została staraniem Warszawskiego Koła Sportowego na jego terenach w parku Agrykola. Otwarcie ekspozycji nastąpiło w dniu 23 maja. Uroczystego aktu przecięcia wstęgi dopełniła małżonka warszawskiego generał – gubernatora, generałowa Skalonowa w obecności generała Skalona oraz licznych przedstawicieli świata arystokracji, przemysłu, finansów i sztuki, a także oficjalistów wojskowych i cywilnych. Po wystawie oprowadzał gości Komitet z prezesem Stanisławem Lilpopem na czele. O godz. 14.30 nastąpiło otwarcie dla przedstawicieli prasy, a o 16 – dla publiczności. Oprócz hali głównej, w której mieścił się dział przemysłowy i skromnego pawilonu poświęconego turystyce, wzniesiono obszerny pawilon myśliwski i budynek na pomieszczenie kinematografu, ukazującego sceny przyrodniczo – myśliwskie na ekranie o wymiarze 35 m2 oraz pawilon, w którym artysta malarz, Józef Ryszkiewicz, umieścił dioramę także o tematyce myśliwskiej z manekinami ludzkimi i wypchanymi zwierzętami na tle pejzażu. Posiłek i wypoczynek zapewniały zwiedzającym bar i dwie restauracje. Podziw budziła ogromna ilość zgromadzonych w pawilonie myśliwskim eksponatów, wśród których nie zabrakło nielicznych co prawda, ale wybornych trofeów z kolekcji Ksawerego Branickiego. Były to: niezwykłego rozrostu rogi sarny syberyjskiej, dwie pary rogów sarny krajowej (jedna z Galicji, a druga z Królestwa) również znacznego rozrostu i rzadkiego uperlenia oraz kły dzika (ze szczęką), wspaniałe rogi dzikiego barana i okaz wypchanego wilka. Po sąsiedzku urządzono efektowny pokaz, słynnego wówczas w Europie, parku aklimatyzacyjnego Pilawin, założonego w dobrach Piszczów na Wołyniu przez Józefa Potockiego.

Oprócz wypchanych łbów jelenia wapiti, żubrów, łosia, rogów jelenich, łosich i sarnich, wypchanych ptaków, jak orły, głuszce, cietrzewie, czarny bocian, przedstawiono tam całą historię Pilawina, aktualny wykaz żyjącej na terenie parku zwierzyny i wykonane w skali 1:20 przez syna tamtejszego gajowego modele domku dla straży leśnej, dróg, mostów, ogrodzenia i bramy wjazdowej w Pilawinie. Zbiór ten dopełniały fotografie Pilawina, wykonane przez miejscowego nadłowczego, Romualda Sokalskiego, który osobiście kierował przygotowaniem pilawińskiej ekspozycji. Zainteresowanie budziły afrykańskie trofea Tomasza Zamoyskiego, Konstantego Platera i Edwarda Mycielskiego – Trojanowskiego: łby żyrafy, nosorożców, hipopotama, guźca, zebry, bawołu, łby i rogi różnych antylop, skóry panter i lwa czarnogrzywego, wypchanego krokodyla, a także fotografie z wyprawy somalijskiej Tomasza Zamoyskiego i broń ludów afrykańskich. Północną część pawilonu zajmowały trofea z polowań cesarskich w Białowieży i Spale z pięknym okazem żubra, łbami i rogami żubrów oraz rogami jelenia szlachetnego. Okaz wypchanego żubra, ustrzelonego w roku 1907 w lasach Kraskowskich wystawił także Tadeusz Siecheń. Z kolei p. Eltinger użyczył na wystawę okazy dwóch olbrzymich, wypchanych niedźwiedzi zabitych na Kamczatce przez p. Gruszeckiego, a pięć okazałych, wypchanych niedźwiedzi umieścił na wystawie hr. Woroncow – Daszkow. Wśród wystawców prezentujących swoje kolekcje byli m. in.: wielki książę Sergiusz Michajłowicz Romanow, ks. Stanisław Radziwiłł, ks. Maciej Radziwiłł, ks. Adam Lubomirski, ks. Aleksander Drucki – Lubecki, gen. baron Mannerheim, hr. Władysław Leon Zamoyski, hr. Zygmunt Plater, hr. Juliusz Tarnowski, Stanisław Lilpop, January Starzyński. Podziwiać można było zgromadzone w znacznej liczbie łby i rogi jeleni, saren, łosi, kły i łby odyńców, łby wilków, skóry rysiów, ogony głuszców i cietrzewi. Pokaźny i zajmujący zbiór ptaków łownych zamieszkujących lub odwiedzających nasz kraj przedstawił hr. Jan Morstin. Zbiór ten liczył 179 okazów doskonale wypchanych i świetnie utrzymanych. Były tam wszystkie gatunki bekasów, kaczek, nurów, traczy, wszystkie ptaki kurowate, wreszcie drapieżniki dzienne i nocne. Nie mogło też zabraknąć prezentacji przygotowanej przez WTPM, która miała charakter teoretyczny, z trofeami pełniącymi jedynie funkcje ozdobne. Wystawiono więc dwie tablice, z których jedna ukazywała działalność Towarzystwa od jego założenia w roku 1889 do roku 1911, druga zaś przedstawiała graficznie wahania się zwierzostanów oraz nagrody wypłacane za tępienie kłusownictwa w przeciągu 22 lat. Prócz kilku innych jeszcze tablic, pokazana została winieta dyplomu autorstwa Franciszka Ejsmonda, przygotowana w roku 1899 na Pierwszą Wystawę Łowiecką.

Teoretyczny charakter miała również ekspozycja jednego z najstarszych i najlepiej prowadzonych kółek myśliwskich w Królestwie Polskim, Otwockiego Kółka pod wezwaniem św. Huberta, przedstawiająca wykazy z gospodarki łowieckiej w okresie 20 lat istnienia tego stowarzyszenia (1892 – 1912 r.), dyplomy poświadczające przyznanie dwóch złotych medali za wzorowe prowadzenie łowiectwa i okazy broni odebranej kłusownikom. W tym samym pawilonie mieścił się dział „Myślistwo w sztuce”, gdzie zgromadzono obrazy Fałata, Chełmońskiego, Brandta, Wierusza – Kowalskiego, Franciszka i Stanisława Ejsmondów, Wojciecha Kossaka, Stanisława Wolskiego, Feliksa Cichockiego i Michała Wywiórskiego, którego obraz „Jeleń zabity i lisy” pochodził ze zbiorów Ksawerego Branickiego. Jedyną w swoim rodzaju ekspozycję przygotował znany sportsmen i myśliwy, Tadeusz Dachowski. W olbrzymiej, murowanej i z jednej strony oszklonej szafie, wybudowanej kosztem 1000 rubli, wystawił wszystkie swoje nagrody, jakie on sam lub jego konie zdobyły na konkursach hippicznych, wyścigach lub biegach myśliwskich, uzupełniając to obszernym spisem wszystkich nagród – zarówno pieniężnych, jak i rzeczowych – ogółem w liczbie 207. Były tam puchary, serwisy, brązy, żetony itp., ogólnej wartości 30 000 rubli. W Pawilonie Myśliwskim mieściły się też firmy przemysłowe lub handlowe mające związek z myślistwem. Przede wszystkim były to firmy puszkarskie z bogatą ofertą broni najrozmaitszych, pierwszorzędnych marek, a wśród nich Warszawska Spółka Myśliwska oraz firmy: „Sosnowski”, „Bagiński” i „Robert Ziegler”. W dziale wypchanych zwierząt wspaniałe okazy wystawiła firma „A. Lastowski”. Szczególną uwagę zwracały: orzeł pożerający zająca, biały niedźwiedź, grupa kuropatw na ściernisku i foki na wodzie. Firma Krzysztof Brun i Syn, obok najrozmaitszych przedmiotów sportowych, pokazała cały zbiór żelaz i potrzasków na zwierzęta i ptaki drapieżne wraz ze złapanymi w nie drapieżnikami. Efektowną dioramę urządził artysta malarz Karol Klopfer dla firmy futrzarskiej Tytus Kowalski. Na tle lasu okrytego śniegiem ustawiono manekiny dwóch myśliwych i damy w szubach i bekieszach myśliwskich. Ponadto kilka firm przedstawiło ofertę ubrań i przyborów sportowych, a pismo Łowiec Polski wystawiło własne wydawnictwa. W dziale myśliwskim wymienić należy jeszcze dwóch wystawców, którzy swoje ekspozycje urządzili poza pawilonem. Polskie Biuro Leśne (Zdzisław ks. Lubomirski i S –ka) przygotowało model wzorowej remizy w polu, w skali 1:10, oraz pólka z różnymi roślinami pastewnymi, jak różne gatunki jarmużu, bulwy, rdest sachaliński, łubin, proso, rzepak, seradele, kartofle, rośliny stanowiące pokarm dzików i inne. Tuż obok Oskar Saenger wystawił model domku myśliwskiego w skali 1:2 oraz wolierę z bażantami obrączkowymi. Eksponaty z wszystkich sekcji działu myśliwskiego oceniane były przez jury, powołane na posiedzeniu Komisji Myśliwskiej pod przewodnictwem hr. Tomasza Zamojskiego i przy udziale prezesa wystawy, Stanisława Lilpopa. Do każdej sekcji powołano osobną grupę sędziów. Jury, które zakończyło obrady 22 czerwca 1912 r., nagrodziło m. in. eksponaty wystawione przez Ksawerego Branickiego.

Otrzymał on w dziale trofeów łowieckich dwie I – sze nagrody i wielkie złote medale za poroża rogacza z Królestwa Polskiego i rogacza syberyjskiego, wielki złoty medal za rogi rogacza z Galicji, mały złoty medal za kły dzika z Rzepichowa i wielki srebrny medal za rogi muflona Ovis Poli. Na zakończenie przeglądu działu myśliwskiego pisano w Łowcu Polskim, że na ogół przedstawia się on imponująco, a wielu eksponatów mogłaby nam pozazdrościć nawet Wszechświatowa Wystawa wiedeńska. Kiedy wystawa dobiegła końca, w tym samym periodyku zamieszczono jej podsumowanie, w którym czytamy: Śmiało rzec można, że dotąd Warszawa nie widziała nic podobnego, nigdy bowiem nie było nagromadzonych razem tyle ciekawych rzeczy, zwłaszcza w zakresie najpoważniejszego ze sportów, t. j. w zakresie myślistwa […] Może liczne jednostki, zwiedzające ów przybytek myśliwski, zatęsknią za życiem cudnem na łonie natury, zatęsknią za przestrzenią, za fizycznym trudem, związanym z kochanem myślistwem, które jedynie wybrańcom swym może dać czerstwe zdrowie, oraz pogodę serca i umysłu…Ach…któż mi zaprzeczy…że stanowczo za dużo już mamy stuku maszyn, dławią nas już dymy fabryk […] Zaś dla zielonej braci w św. Hubercie to, zaiste, niebywała rzecz, to…uczta nad ucztami, to zachęta. Boć nie powinien być na tem koniec; przy szczerych chęciach pożytecznie by było i w innych miejscach kraju peryodycznie urządzać wystawy łowieckie, by tem usilniej zachęcać się wzajemnie do gromadzenia trofeów i sprzętów, należących do łowiectwa, a tem samem do krzewienia zdrowych zasad racyonalnego polowania, ochrony i hodowli zwierzyny łownej wśród najszerszych kół naszych myśliwych, oraz do łączenia się w towarzystwa myśliwskie, których, niestety dotąd mamy tak mało; by nareszcie wspólnemi siłami skasować groźne kłusownictwo, „kwitnące” u nas dotąd powszechnie i praktykowane pod rozmaitemi postaciami […] Wreszcie dział łowiectwa na Wystawie sportowo – przemysłowej stwierdził jeszcze wymownie niezbitą prawdę, że nasze krajowe myślistwo, pomimo nader trudnych warunków, dzięki wysiłkom uświadomionych osób, przecież rozwija się coraz pomyślniej, i dziś już stoi na wysokości swego zadania.

Adam Branicki nie był już tak zapalonym myśliwym, jak jego ojciec, nie porzucił jednak zupełnie tradycji łowieckich. W swoim majątku Roś na grodzieńszczyźnie, którego chlubą była sprawna administracja leśna i łowiecka, prowadzona przez nadleśniczego A. Kreutzera, prócz wielu mniejszych polowań rodzinnych, organizował raz w roku, w styczniu, wielkie, kilkudniowe polowanie, na które goście z bliższych i dalszych stron, rodzina, przyjaciele i lokalne osobistości, zjeżdżali się saniami, koleją i autami z łańcuchami założonymi na koła. Przed rozpoczęciem polowania gospodarze jeździli po lasach i leśniczówkach, układali kolejność miotów, sprawdzali tropy na śniegu, wydawali dyspozycje gajowym i leśniczym.

W dniu polowania wstawano rano, wsiadano do podjeżdżających pod ganek sań, wyruszano do upatrzonych rewirów, rozstawiano nagonkę i losowano numery stanowisk. Po zakończeniu łowów, na leśnej polanie, gdzie pośrodku płonęło ogromne ognisko, podawano tradycyjne myśliwskie śniadanie. Myśliwi zasiadali na ławach wokół zbitego w podkowę stołu, a służba domowa kręciła się koło gości podając kieliszki z nalewką, bułki z szynką i pasztetem, herbatę z czerwonym winem na rozgrzewkę i pomarańcze w wielkich koszach. Później, gdy zmrok zapadał i w lesie robiło się szaro – wspomina córka Adama Branickiego, Anna Branicka – Wolska – wszyscy myśliwi zjeżdżali się na skraju lasu, gdzie oglądało się sztrekę: zwierzyna leżała na śniegu ułożona rzędami w jaskrawym świetle czterech wielkich kagańców. Gajowi stali w zwartym dwuszeregu, a pan Krojcer meldował Mamie ilość i jakość upolowanej zwierzyny. Potem dawał znak gajowym i wszyscy razem grali hymny: lisów, zajęcy, bażantów – każdą melodią ilustrując charakter danej zwierzyny. Ślicznie w ciszy leśnej brzmiały te trąbki myśliwskie, pięknie płonęły pochodnie i tajemniczo wyglądały w ich świetle sylwetki myśliwych, gajowych i długi pokot ubitej zwierzyny. W lasach ordynacji roskiej urządzane były m. in. polowania na wilki, których populacja na terenach Królestwa Polskiego i Litwy stopniowo zanikała ze względu na wycinki lasów i zajmowanie gruntów pod uprawy rolne. W relacji z polowania, które odbyło się na początku roku 1910, Jan Sztolcman pisał: Skwapliwie i z wdzięcznością przyjąłem zaproszenie Ksawerego Branickiego, ojca hr. Adama, ordynata roskiego, do Rosi w guberni grodzieńskiej, powiecie wołkowyskim, gdzie od lat kilku zagnieździły się wilki, których obecnie sztuk kilkanaście na majątku liczyć można. Z Warszawy oprócz hr. Branickiego, jego synów i mnie, udali się na to niezwykłe polowanie znani ogółowi naszemu myśliwi, pp.: hr. Adam Sierakowski, Aleksander Szwede i Michał Siemiradzki, a z Międzyrzeca – p. Jaworski. Resztę naszej drużyny myśliwskiej dopełnili członkowie miejscowej administracji, pp.: Odlanicki – Poczobutt, dr. Dunin – Borkowski, Gołębiowski, Jarmołowicz i inni, ogółem strzelb 14. Polowanie w Rosi urządzono nadzwyczaj starannie. Miejscowy nadleśniczy, p. Sobertyn przez kilka tygodni ćwiczył obławników, dzięki czemu naganka pomimo strasznych gąszczów w młodych kulturach chodziła bez zarzutu. Zakupiono cztery wiorsty sznura, które ubrano czerwonemi i białemi flagami, mającemi służyć za straszaki. Nadto sprowadzono z Białowieży specyalistę – wilczarza, niejakiego Orzechowskiego, który miał wilki tropić i sznurami zamykać. Rezultatem polowania było 5 ustrzelonych wilków, a ponadto – 34 zające, 4 kuropatwy i 2 jastrzębie. Widziano też kilka lisów, lecz te albo się bez strzału wykręciły, albo przez myśliwych były opudłowane.

W okresie międzywojnia dobra wilanowskie stały się popularnym terenem łowieckim wśród elit rządowych. Na polowaniach bywali tam m. in. prezydent Ignacy Mościcki, marszałek Edward Rydz – Śmigły i generał Kazimierz Fabrycy (wiceminister spraw wojskowych, wiceprezes Polskiego Związku Stowarzyszeń Łowieckich). Hr. Edward Rzewuski, właściciel rodowego majątku Wierzchownia, biorący udział w polowaniu zorganizowanym w Wilanowie w dniach 4 i 5 stycznia 1932 r., ubolewał, że z powodów służbowych nie mógł w nim uczestniczyć gen. Fabrycy, mistrz strzału i sztuki łowieckiej, a dalej wspominał: Wspaniałe tereny wilanowskie, od tylu lat otaczane opieką znakomitego myśliwca i mistrza hodowli – ś. p. Ksawerego hr. Branickiego, ojca obecnego właściciela, hr. Adama, – od niepamiętnych już czasów roiły się od wszelkiej kulturalnej zwierzyny. W roku ubiegłym padło na nich około 800 kur [kuropatwy – przyp. TI]. Bardzo też udany był rozkład w słynnych Kabatach i Natolinie, na których to, dostojny włodarz ziemi naszej, Pan Prezydent Rzeczypospolitej dzierżył berło królewskie ! W dniach zaś 4 i 5 stycznia mieliśmy zajęcy 200, kilka kogutów bażancich (w opolowanych rewirach chojnowskich – hodowane są li tylko na dziko), lis jeden i jastrząb. Strzałów oddano około trzystu, więc wynik uważać można za bardzo dobry […] Całe polowanie prowadzone było wyśmienicie – nawet w sposobie chodzenia naganki odczuwała się tradycja ludzi z dziada, pradziada do tego nawykłych ! Wieczorem zaś – we wspaniałym „hallu” – przy zacisznym kominku, pod egidą najmilszej „Châtelaine” Adamowej hr. Branickiej, w gronie uroczych pań, śród których napotkałem jedną z najbliższych sąsiadek mej Wierzchowni, panią Lucjanową Abramowiczową, przeżywaliśmy czarujące chwile zbyt krótkich rozmów […] W czasie obiadu, dowcipne, werwą tryskające toasty i przemówienia – szczególnie zdrowie najmłodszej triumfatorki, wzniesione z niezrównanym humorem przez p. gen. Horodyńskiego ! Później nastąpiła uroczysta ceremonia chrztu myśliwskiego: podpisano protokół, pasujący dzielną łowczynię na stałego rycerza kultu Św. Huberta ! Krótko mówiąc – rozkoszne zaiste były to wieczory ! Swoją relację Edward Rzewuski kończył słowami: Za cały ten skarbiec klejnotów chwil czarownych serdeczne „Bóg zapłać” – dostojnym Kasztelaństwu Wilanowskim składam ! Naprawdę – żyją jeszcze tradycje i cała duchowa mentalność antenatów naszych ! Wiecznem jest i będzie umiłowanie rodzinnego łowiectwa !

Adam Branicki, podobnie jak czynił to jego ojciec, udostępniał tereny w swoich podwarszawskich dobrach organizatorom prób polowych (field – trials) psów myśliwskich. Konkursy, odbywające się corocznie wiosną i jesienią na polach pod Wilanowem i w Wolicy Służewieckiej za Natolinem, organizowane były przez Towarzystwo Hodowli Psów Myśliwskich, Klub Settra Angielskiego w Polsce i Pointer Klub w Polsce. W roku 1929 pierwsze z tych Towarzystw, mając na względzie narastające trudności związane z utrzymaniem, hodowlą i tresurą psów myśliwskich w mieście, zwłaszcza zaś w Warszawie, zdecydowało się powołać do życia odpowiedni ośrodek z dala od wielkomiejskiego zgiełku. W tym celu wydzierżawiło od administracji dóbr Wilanów Adama Branickiego, na okres sześciu lat z możliwością późniejszego przedłużenia umowy, budynek Żółtej Karczmy na Służewie, w którym urządziło Zakład Hodowli i Tresury Psów Myśliwskich. O takim wyborze miejsca zadecydowały odpowiednie warunki do przetrzymywania większej ilości czworonogów, bliskość terenów, na których odbywać się mogły treningi i dogodne dla właścicieli psów skomunikowanie z Warszawą tramwajami nr 1, 12 i 19, dojeżdżającymi wtedy ul. Puławską do Wierzbna. Żółta Karczma, położona obecnie przy ul. Wilanowskiej, wybudowana została w poł. XIX w. wg projektu włoskiego architekta Franciszka Marii Lanciego, dla którego inspirację stanowił dom ogrodnika w parku Sanssouci w Poczdamie, nawiązujący do form XV – wiecznych włoskich willi wiejskich. Budynek wzniesiono z przeznaczeniem na oberżę. Jej malownicze położenie sprawiło, że nazwana została „Belle – Vue” (Piękny Widok). Podobnie, jak inne tego typu obiekty, mieszczące się przeważnie przy głównych drogach dojazdowych, Żółta Karczma powstała w związku z przeprowadzoną w roku 1850 budową drogi bitej, łączącej Wilanów z Traktem Piaseczyńskim (dzisiejsza ul Puławska). Działka należała do folwarku służewieckiego, będącego od XVIII w. częścią dóbr wilanowskich, a wybudowaną na niej karczmę właściciele Wilanowa dzierżawili kolejnym szynkarzom. Lokal miał w okolicy dużą konkurencję i przegrywał z powstałymi wcześniej gospodami w Wilanowie, Ursynowie czy Wierzbnie. Stopniowo tracił na znaczeniu i wynajmowany był na inne cele. Oficjalne otwarcie Zakładu w Żółtej Karczmie, z udziałem Adama Branickiego, nastąpiło dnia 18 maja 1930 r. Oprócz stałej opieki nad „pensjonariuszami” i codziennych ćwiczeń na polach służewieckich, wygłaszane tam były odczyty i odbywały się pokazy tresury psów myśliwskich, przyciągające liczne grono amatorów łowiectwa. W roku 1937 Towarzystwo Hodowli Psów Myśliwskich przeniosło swoją siedzibę do Radzymina.

Kontynuowana była w Warszawie tradycja myśliwskich wystaw. W udostępnionych przez Ministerstwo Spraw Wojskowych obszernych salach Oficerskiego Kasyna Garnizonowego w Alei Szucha, Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich zorganizował w latach 30 – tych trzy Pokazy Trofeów Łowieckich. Pierwszy Pokaz, pod patronatem ministra rolnictwa dr Leona Janty – Połczyńksiego, odbył się w dniach 2 – 10 maja 1931 r. Zgromadzono na nim 811 eksponatów, w tym 676 trofeów. Na Drugim Pokazie w dniach 3 – 20 listopada 1932 r. pomieszczono 282 eksponaty, w tym 277 trofeów. PZSŁ dołożyło starań, by Trzeci Pokaz, w dniach 14 – 29 kwietnia 1934 r., wypadł szczególnie okazale w związku z odbywającym się wtedy w Warszawie zjazdem Międzynarodowej Rady Łowieckiej. Wystawionych zostało 1114 eksponatów, w tym 1011 trofeów. Eksponaty na Pokazach rozmieszczone były według województw, co dawało zwiedzającym przegląd zwierzostanów w różnych regionach kraju, od grubego zwierza w kniejach Polesia czy Karpat, po drobną zwierzynę łowisk środkowej i zachodniej Polski. W trakcie Pokazów jury oceniało eksponaty zgłoszone przez właścicieli do konkursu. Na pierwszej z wystaw Adam Branicki otrzymał brązowy medal w kategorii „Wybitne dodatnie rezultaty gospodarki łowieckiej w zakresie poszczególnych gatunków zwierzyny” za hodowlę sarny w dobrach wilanowskich oraz medale złoty i brązowy za parostki sarnie z województwa warszawskiego w kategorii „Trofea”. Należącą do niego kolekcję sarnich parostków oglądać można było także na drugim z Pokazów. W uwagach ogólnych do pierwszej wystawy w Oficerskim Kasynie Garnizonowym, Janusz Domański pisał: Niewątpliwie jest myślą znakomitą coroczne urządzanie pokazów łowieckich. I to z wielu względów. Przedewszystkiem pokazy takie mają ogromne znaczenie propagandowe. Laicy zwiedzający wystawę odpowiednio zorganizowaną, mają sposobność przekonać się, że łowiectwo nie jest jedynie zabawą czy sportem, ale że jest ono również ważną gałęzią gospodarstwa krajowego, mającą w Polsce świetne warunki rozwoju. Myśliwi początkujący czy też niedostatecznie uświadomieni o znaczeniu i zadaniach łowiectwa, mogą i powinni się nauczyć na takiej wystawie bardzo wiele. Wreszcie elita myśliwych – hodowców oraz wszyscy, którzy mają głębsze zainteresowanie się łowiectwem, porównując wyniki osiągnięte w poszczególnych łowiskach, mają sposobność przekonać się naocznie o rezultatach pracy krajowego łowiectwa za pewien okres czasu. Na tem tle bez wątpienia rodzi się zdrowe współzawodnictwo będące tak ważną dźwignią postępu. W ten sposób jedynie zaznaczają się wyraźnie etapy rozwoju. A wszystko razem wzięte rozszerza zainteresowanym horyzont i pozwala tym, którzy stoją na czele łowiectwa, wytyczać nowe drogi.

Dla podtrzymania artystycznych tradycji związanych z myślistwem i zainteresowania tą tematyką artystów młodego pokolenia, Polski Związek Łowiecki i Towarzystwo Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie zorganizowały w roku 1937 wystawę „Łowiectwo w sztuce polskiej”. Ponad 200 prac zgromadzonych zostało w dwóch działach: Retrospektywnym, prezentującym malarstwo dziewiętnastowieczne, i Współczesnym, który objęty był konkursem z nagrodami. Wystawiono obrazy kilkudziesięciu artystów, w tym m. in.: Januarego Suchodolskiego, Juliusza Kossaka, Józefa Brandta, Józefa Chełmońskiego, Maksymiliana Gierymskiego, Juliana Fałata, Władysława Skoczylasa i Vlastimila Hofmana. Niezwiązany bezpośrednio z łowiectwem, ale ciekawy i mało dzisiaj znany, był obraz z 1892 r. „Anna Orzelska wyjeżdżająca z Wilanowa” Wacława Pawliszaka, pokazany obok innego płótna tego artysty „Polowanie z sokołami”. Wacław Pawliszak studiował w krakowskiej Szkole Sztuk Pięknych, gdzie był uczniem m. in. Jana Matejki. Szkolił się przez pewien czas w Monachium (u Józefa Brandta) i w Paryżu. Odbywał wiele podróży, zwłaszcza na Wschód. Malował obrazy dla sułtana w Konstantynopolu, skąd przywiózł kolekcję wschodniej broni i tkanin. Uwielbiał jeździć konno, był dobrym strzelcem i szermierzem. Jego prace wyróżniono na wystawie światowej w Paryżu w 1900 r. W wieku 38. lat został śmiertelnie postrzelony w kawiarni Lijewskiego przy Krakowskim Przedmieściu przez swojego adwersarza, Xawerego Dunikowskiego. Należący do zbiorów TZSP konny wizerunek Anny Orzelskiej, znanej z zamiłowania do polowań nieślubnej córki Augusta II Sasa, dzierżawiącego pałac wilanowski w latach 1730 – 1733, zaginął w czasie drugiej wojny światowej. W katalogu warszawskiej wystawy Witold Bunikiewicz, poeta, dramaturg i krytyk artystyczny, zamieścił szkic „Myśliwstwo w obrazach”, w którym czytamy: Wtedy, gdy holenderskie, flamandzkie, angielskie, niemieckie i francuskie malarstwo dość często zajmowało się tematami myśliwskimi, Polacy je przeżywali w rzeczywistości a tu i ówdzie ludowy artysta podhalański lub kujawski pokusił się zaledwie na ornament myśliwski w postaci stylizowanej podobizny psa gończego, jelenia lub zająca. Dopiero nagły rozwój malarstwa w XIX stuleciu wprowadza do sztuki polskiej tematy myśliwskie, w takim jednak bogactwie i prawdzie przedmiotu, iż prześciga inne narody w gatunku dzieł tego typu. Kult zbiorowości w sztuce i literaturze, który trwał przez cały wiek XIX aż do narodzin „Młodej Polski”, odbił się na strukturze ówczesnego malarstwa polskiego. Wyjątkowe warunki polityczne, w jakich znalazł się naród, wywołały potrzebę pewnego konserwatyzmu obyczajowego i pielęgnowania dawnej tradycji, a nic bardziej nie odpowiadało tej idei, jak zamiłowanie do gier i zabaw szlacheckich, z których niewątpliwie najbardziej interesującą grą rycerską jest polowanie […] Polscy artyści tworząc sceny myśliwskie, malowali przede wszystkim krajobraz i nastrój, uwydatniali piękno kniei lub pól, następnie ruch i kostium, a wreszcie na ostatnim planie zwycięstwo uzbrojonego człowieka nad zwierzęciem […] zgodnie, jakby pod nakazem instynktu, utrwalali w swych obrazach te dwa zasadnicze motywy łowiectwa polskiego – krajobraz i rycerskość gry myśliwskiej. Przewijają się one przez dzieła wszystkich polskich artystów w ciągu 70 lat, odtwarzając nie tylko życie myśliwskie, ale i charakter polskiego myśliwego […] Nie ma wprawdzie w nowym pokoleniu artystycznym malarzy tego myśliwskiego temperamentu, jaki wykazuje wystawa retrospektywna, ale być mogą i być powinni, na pewno różni od swych poprzedników ale równie wartościowi.

Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości zrodziła się idea powołania do życia jednolitej organizacji łowieckiej, łączącej wszystkie działające w Polsce ideowe towarzystwa myśliwskie. W roku 1923 utworzony został Centralny Związek Polskich Stowarzyszeń Łowieckich z siedzibą w Warszawie, przemianowany w roku 1929 na Polski Związek Stowarzyszeń Łowieckich, działający od roku 1936, po zmianie statutu i nazwy, jako Polski Związek Łowiecki. Jego siedzibą do dziś pozostaje, odbudowana w 1947 r., kamienica Karola Bürgera przy Nowym Świecie.